Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 30

 

                                            SAMOTNY WILK

 

       Listopad 1940 – Berlin.


       Nie ! To nie mogło być prawdą !  Jeszcze raz sięgnął po swoje obliczenia. Zgadza się ! A właściwie nie ! Nie zgadza ! I to kto ? Sam profesor Walther Bothe ! Powtórzył błąd doktora Hansa Suessa i praktycznie wyeliminował grafit.

       Henryk już wiedział, że to błąd o kapitalnym znaczeniu dla programu atomowego i droga, jaką teraz pójdą Niemcy, będzie bardzo długa. Zbyt długa, jeżeli tylko alianci nie powtórzą ich błędu.  A może – tu zawahał się – a może specjalnie podsunięto mu te dane ? Może już ktoś zorientował się w błędzie i teraz on sam jest sprawdzany ?

       Nie ! To chyba nie to. Zorientować się w tym mogło tylko kilku, najwyżej czterech czy pięciu ludzi w Niemczech. Większość z nich prowadziła jednak tylko prace wycinkowe, i całości nie ogarniała. To kolejny błąd – pomyślał Henryk. Rozdrobnienie sił i środków, podział funduszy. To nie mogło skończyć się sukcesem.

       Przerzucił następne strony. O, stary znajomy ! Przez bieżące obowiązki rozluźniły się ich kontakty, pracowali teraz osobno i nad innymi zagadnieniami, ale to przecież chyba nie zmieniło ich wzajemnych relacji. A teraz Manfred von Ardenne, ten niemiecki Edison, zaczął pracować dla Ministra Poczty, doktora Wilhelma Ohnesorge. Zaraz … Przecież to fizyk ! Jasne ! Zawsze interesował się tą dziedziną, posiada zdolności na najwyższym poziomie. Będą pracować nad wzbogacaniem uranu. Już cała produkcja czeskich kopalń idzie na potrzeby Rzeszy. Uran wydobywa się też na Dolnym Śląsku. W Schmiedebergu !

       Henryk nawet nie usiłuje zapamiętać tej nazwy. Zna ją na pamięć. To stąd wydobywa się rudy uranu o wysokiej jakości. Wysokiej, ale o zawartości pierwiastka wielokrotnie zbyt małej, aby zrobić z tego jakikolwiek użytek. A teraz von Ardenne będzie pracował nad jego wzbogacaniem. To może się źle skończyć. Henryk zna możliwości Manfreda, podziwia jego naukową intuicję, zdolności projektowe i konstruktorskie.

       Ale jest w tym wszystkim i jasny punkt. Pracował z nim przecież, znają się dobrze. Współpraca też się układała jak należy.

       Nie musi więc zdać się tylko na raporty i materiały dostarczane przez SD. Już zresztą zorientował się, że są niekompletne. Nie obejmują całości interesujących zagadnień, a uczeni wyraźnie traktują obowiązek raportowania wyników swoich prac na zasadzie „odpieprz się”. Trzeba więc będzie przekonać Modera, aby wprowadził go w jeden z zespołów. Tylko który ? I jak to zrobić ?

 

       Styczeń 1941 – Ratibor.

 

       To była już ostatnia partia. Od marca ubiegłego roku do każdej partii proszku grafitowego inżynier Schmidt osobiście wrzucał po garstce zanieczyszczeń.

       Dzisiaj miał to zrobić po raz ostatni. Właśnie za chwilę, gdy na zakończenie zmiany, jak zwykle sprawdzał magazyn i ciąg maszyn.

       Wychodził zawsze ostatni. Od wielu miesięcy w kieszeni roboczego fartucha nosił przy sobie po dwie, trzy garście mieszaniny pirytu, siarki i wapnia. Teraz też wyciągnął garść z kieszeni, rozglądając się czujnie na lewo i prawo. Robotnicy już wyszli, w sąsiedniej hali gasło światło, dyżurny portier chodził za inżynierem z pękiem kluczy i plombownicą.

        Schodziło mu się przy tych czynnościach, w świetle słabych żarówek miał trudności, aby trafić drucikiem w otwory plomb. Inżynier więc go wyprzedził i bez trudności sypnął kilka garści w mieszalnik.

       Na zdrowie potworku – pomyślał czule o maszynie. - Oby ten pasztet, który tu produkujemy, nie przydał się na wiele.

 

       Luty 1941 – Berlin, siedziba SD.


       Plan Henryka był prosty i skuteczny. Sporządził wykaz kilku zagadnień, których rzeczywisty stan opracowania mocno odbiegał od powierzchownych raportów zespołów badawczych. Przy tym systemie sprawozdawczości nigdy nie będzie się można zorientować, na jakim poziomie znajdują się postawione przez führera zadania.

      - A więc chce pan dołączyć do zespołu von Ardenne ?

- Jawohl, sturmbannführer ! Jest to jedyny logiczny wniosek z przedstawionego panu wykazu. Inaczej, za pół roku, czy za rok, ktoś nam zarzuci opieszałość czy lekceważenie obowiązków. A wtedy z takich oskarżeń się nie wybronimy.

- Jednym słowem sporządził pan swego rodzaju „dupochron”, herr doktor ?

- Każdy może to nazywać jak chce, sturmbannführer. Ale może to spełniać i taką rolę. Gdyby ktoś chciał nam dokopać, nawet najzupełniej niesłusznie. Świat pełen jest zawistnych czy nawiedzonych.

- Tego nie musi mi pan mówić, untersturmführer. Wiem o tym lepiej, niż ktokolwiek. Mówi to panu Moder, stary, berliński policjant !

- Wiem. Słyszałem od von Drebnitza. Podobno był pan w tym cholernie dobry …

- To przeszłość. A teraz są inne czasy. Wracajmy jednak do zagadnienia. Dlaczego akurat do von Ardenne ?

- On formalnie pracuje na poboczu programu. Ale w jego zakres badań i zainteresowań wchodzi wzbogacanie uranu. A to jest kluczowa sprawa dla przyszłości programu. Bez wzbogacenia nie ruszy żaden program. Zwłaszcza taki, jaki chcemy zrealizować.

- Ale przecież chyba wszyscy o tym wiedzą ?

- Owszem. Ale zachowują się tak, jakby nie wiedzieli. I mydlą nam oczy jakimiś powierzchownymi sprawozdaniami, z których tak naprawdę niewiele wynika. Tracimy nad tym wszystkim kontrolę.

- Można pogonić im kota ! Postawić do pionu !

- Niewiele to da. Dodadzą na odczepnego parę szczegółów, aby wykazać, że wzięli to sobie do serca. Ale dalej, bez bezpośredniego siedzenia w programie kogoś, kto się na tym naprawdę zna, niewiele z tego będzie. Dopiero od środka widać będzie prawdziwy stan zaawansowania prac. I tylko wtedy będzie można go obiektywnie ocenić. Zarówno przez nas, jak i przez naszych przełożonych. A jeżeli coś nie wyjdzie, to do nas nikt nie będzie mógł mieć pretensji.

- Może w tym i coś jest. Brzmi logicznie. Ale, czy w takiej sytuacji będziesz miał czas na analizę spływających do nas materiałów i sformułowanie wniosków ?

- Zdecydowanie tak. Nie będę się zbytnio angażować. Jak to mówią, zachowam siły na najważniejszy odcinek.

- W porządku. Poproszę Heydricha, aby porozmawiał z Ministrem Poczty. A ty pogadaj z von Ardenne. Jeżeli się zgodzi, to ja problemów nie widzę.

 

       Kwiecień 1941 – Berlin, laboratorium Manfreda von Ardenne.


       - Nie powiem. Dobrze mi się z tobą pracowało.

- Mnie z tobą również.

- To dobrze. Prawdę mówiąc, żałowałem, że zaangażowałeś się w jakieś inne dziedziny. A teraz słyszę, że jesteś jakąś wielką szychą …

- Nie wierz plotkom Manfred. Jestem tylko małym trybikiem w tej całej naszej wojennej machinie. A, że chodzę w mundurze SD … Nie ma to większego znaczenia. Przecież wiesz jak to jest. Ktoś musi oceniać wyniki prac, na które państwo wydaje spore pieniądze.

- To do mnie nic nie masz. Ja zawsze starałem się być niezależny. A, że pracuję dla Ministerstwa Poczty ? To oni mnie rozliczają. A właściwie sam Ohnesorge.

- Ale chyba nie za prace dotyczące jakiegoś nowego sposobu klejenia znaczków ? Albo składania papieru na koperty ?

- Zgryźliwy jesteś Heinrich, chociaż masz prawo tak mówić. W końcu nasz szanowny minister też nie płaci mi ze swojej prywatnej kieszeni.

- Właśnie. I bardzo dobrze, że to rozumiesz. Ale ja chciałbym z tobą pracować na stopie koleżeńskiej. Jak kiedyś …

- A jest to możliwe ? Pozwolą ci ?

- Mój szef ma rozmawiać z Heydrichem. A on porozmawia z twoim szefem. Jak myślisz ? Dogadają się ?

- Dwaj towarzysze partyjni na takich stanowiskach ? To tak, jakbyśmy już razem pracowali. Ale o moich pracach na razie ci nie powiem. SD ostrzega wszystkich przed takimi nierozważnymi rozmowami.

- Jasne. Ale świetnie, że się dogadaliśmy. To co, Manfred ? Jakiś koniaczek ? Uczcijmy ponowne nawiązanie naszej współpracy !

 

       Maj 1941 – Berlin, siedziba SD.


       - Gratuluję, herr doktor. Jest zgoda obu naszych szefów. 

- Dziękuję, sturmbannführer. To nam ułatwi zadanie i zapewni niezbędny spokój. Trudno było ?

- Trudno ? Trudno to jest odmówić Heydrichowi ! Niektórzy mówią, że nawet niemożliwe. Oczywiście Ohnesorge musiał się nieco podroczyć, ale raczej dla zasady. W końcu to jeden z naszych najstarszych towarzyszy i musiał to zaznaczyć. Ale kiedy dowiedział się o tobie …

- Że niby co ?

- Zostałeś przedstawiony jako jeden z najstarszych i najbardziej zasłużonych towarzyszy. Odznaki za Coburg i Orderu Krwi nie dali ci przecież za darmo ?

- Oczywiście, że nie.

- No widzisz. Takich odznaczeń nawet ja mogę ci tylko pozazdrościć. Chociaż powiem ci w zaufaniu … Nie zazdroszczę. Chcesz wiedzieć dlaczego ?

- Niekoniecznie.

- Nie szkodzi. Ale powiem ci jedno. Życie mnie nauczyło, że takie sprawy raz są zaszczytem, a innym razem wręcz przeciwnie. Zależy od okoliczności.

- Nie rozumiem …

- Może jeszcze o tym pogadamy … Na razie dokończ sprawozdania. A za tydzień do laboratorium von Ardenne. I porządnie się dogadajcie. Bo jeżeli kiedyś stracimy nad tym wszystkim kontrolę, to Heydrich bez wahania powiesi nas za jaja !

 

       Czerwiec 1941 – Berlin, laboratorium Manfreda von Ardenne.


       - Cudownie, że wreszcie jest ta zgoda ! Mam kilka zagadnień, które chciałbym z tobą omówić.

- Też cholernie się cieszę Manfred. Zwłaszcza, że wiem, iż pracujesz przy uranie. A to była zawsze i moja pasja.

- Ale chyba chodziło o lecznictwo. O ile pamiętam, masz parę patentów dotyczących aparatury rentgenowskiej ?

- Owszem. Ale to było w pokojowych czasach. A teraz jest wojna ! Ty kiedyś też pracowałeś nad czym innym. A teraz …

- Masz rację. Jak to wszystko się pozmieniało …

- Właśnie. Ale, ale …. Miałem cię zapytać. Czemu przy wejściu napisano „VIRUSHAUS” ? Przecież chyba nie pracujesz nad żadnymi wirusami ?

- Oczywiście, że nie ! To jest tylko kamuflaż. I mogę ci powiedzieć, że piekielnie skuteczny !

- Żartujesz …

- Wcale nie. Ludzie myślą, że pracujemy tutaj nad chorobami zakaźnymi. Obchodzą nas szerokim łukiem. Boją się. Więc nikt się tutaj nie pcha.

- Świetne. A ty w ten sposób możesz spokojnie pracować.

- I właśnie o to chodziło. A teraz i ty Heinrich, będziesz pracować w ten sposób. Zwłaszcza, że weszliśmy w prace teoretyczne nad wirówką gazową do wzbogacania uranu. I mogę cię zapewnić, że to priorytetowe zagadnienie. Wkrótce zaś będziemy wchodzić w fazę konstrukcji i budowy prototypu do testów. Już nawet wytypowałem firmę, która będzie je produkować. To firma „Anschutz”. Ale zanim dojdzie do seryjnej produkcji, to myślę, że minie jeszcze ze dwa lata !

 

       22 czerwca 1941 – Berlin, laboratorium Manfreda von Ardenne.


       - No, kurwa ! Tego się nie spodziewałem !

- Spokojnie Manfred ! Dla mnie to też niespodzianka.

- Ale do dupy Heinrich ! Do dupy ! Przecież teraz obetną nam fundusze. Materiały. Wszystko pójdzie w wojnę !

- Już szło …

- Ale nie wszystko. A teraz skoczyliśmy na ruskiego niedźwiedzia. I mamy wojnę na dwa fronty !

- Już przecież była. We wrześniu trzydziestego dziewiątego. Mieliśmy wojnę jednocześnie z Polską na wschodzie i Francją oraz Anglią na zachodzie.

- E, tam … Sowiety, to nie Polska. Chociażby przez liczbę ludności i ogrom terytorium. A przecież niespełna dwa lata temu podpisaliśmy z Ruskimi układ. Razem rozebraliśmy Polskę. Dostarczali nam zboże, ropę, rzadkie metale i inne surowce. Był spokój. A teraz wszystko pójdzie się jebać ! Nasze prace też wyhamują. Przestaną być najważniejsze.

- Myślisz ?

- A ty nie ? A było już tak dobrze. Przecież my, w zamian za te dostawy udostępniliśmy im nasze najnowocześniejsze konstrukcje ! Nawet sprzedaliśmy im najnowszy, nieukończony jeszcze krążownik „Lützow” ! A teraz taka wolta ! Na cholerę nam wojna z Sowietami ?

- Powiem jeszcze raz. Spokojnie Manfred ! Był czas się przyzwyczaić. W 1939 Polska, w 1940 Dania, Norwegia, Francja, Holandia i Belgia. Wszędzie poszło nam dobrze. O ! W Belgii zdobyliśmy tysiące ton rudy uranu z Konga. Czyli się opłaciło.

- No to dodaj jeszcze Luksemburg oraz tak zwany Protektorat Czech i Moraw. A w tym roku Jugosławię, Grecję oraz Afrykę, gdzie od lutego walczy nasz Afrika Korps pod dowództwem generała Erwina Rommla. Kiedy to się zatrzyma ? Bo w końcu kiedyś przecież musi, prawda ?

- Manfred ! Nie powinieneś tak mówić. Jeszcze ktoś usłyszy …

- I doniesie ? To jeszcze przypomnę, że do tej wyliczanki trzeba dodać Anglię, z którą dziwnie nam jakoś nie wyszło. Nie wyszło, choć führer był taki cholernie pewny swego ! Jesteś pewien, że wyjdzie nam z Sowietami ?

- Skoro führer uderzył, to musiał wiedzieć co robi !

- Proszę cię Heinrich … Nie wciskaj mi kitu. Powiem ci teraz coś niepopularnego, ale wiem, że jesteś za uczciwy, aby na mnie donieść. Walka na dwa fronty to cholernie ryzykowna sprawa. Mieliśmy tak już podczas poprzedniej wojny i dobrze się to dla nas nie skończyło. Zaprzeczysz ?

- Nie. Ale lepiej bądź ostrożny. To, że ze mną możesz swobodnie rozmawiać, nie znaczy, że należy mówić wszystko, co się myśli …

- Może i masz rację. Może führer wie, co robi …

- Na pewno wie co robi. Na pewno !

 

       Wieczorem, długo jeszcze Henryk analizował treść tej rozmowy. Znał Manfreda. Wiedział, że żył on tylko dla nauki. Wojnę traktował jako głupią i niepożądaną przeszkodę w prowadzeniu badań. Wewnętrznie, nawet chyba pogodził by się z porażką Niemiec, aby tylko bez przeszkód móc prowadzić swoje prace. To dobrze, czy źle ? A może to była swoista prowokacja ? Sprawdzenie czy zareaguje i doniesie ? Nie … Chyba nie. Nie dałby się wciągnąć w taką grę. A on sam ? Gdyby doniósł, raz na zawsze naukowcy odcięli by się od niego. Wykluczyli by go bardziej skutecznie, niż mogły by to uczynić władze. A wtedy żegnajcie informacje i wpływ na przyszłość. Więc trzeba milczeć. Przecież on sam też może być zorientowany tylko na czystą naukę. I jakby co, mógł nie zrozumieć, albo nie dostrzec wątpliwości von Ardenne. Wątpliwości, o których każdy prawomyślny Niemiec powinien natychmiast donieść !

 

       Sierpień 1941 – Heidelberg, Uniwersytet.


       Profesor Walther Bothe w zamyśleniu pokiwał głową. Spodziewał się tego już wcześniej, po wstępnym sprawdzeniu obliczeń wykonanych na uniwersytecie we Fryburgu przez doktora Hansa Eduarda Suessa, ale jako dociekliwy naukowiec, chciał to potwierdzić jeszcze raz.

       Teraz miał już całkowitą pewność. Powtórne obliczenia, zgodne zresztą z wynikami przeprowadzonych ostatnio doświadczeń z produktem fabryki w Ratibor wykazały, że grafit nie jest dobrym moderatorem. Nie spowolni w dostateczny sposób szybkich neutronów. Do budowy maszyny uranowej jest bezużyteczny i  profesor odczuwał satysfakcję, ale i nutkę goryczy. Z jednej strony potwierdziły się jego przypuszczenia i wcześniejsze sprawdzenia obliczeń Suessa, ale z drugiej strony … O ileż łatwiej byłoby zbudować maszynę uranową wyłożoną grafitem !

       A tak, czeka ich daleka droga, ograniczona wydajnością produkcji „ciężkiej wody” przez Norsk – Hydro. Co prawda obiektem tym energicznie zarządza teraz IG Farben, ale cudów przecież nie uczynią.

 

       Sierpień 1941 – Berlin.


       Zainteresowanie władz programem „Uranverein” spadło. Po przeanalizowaniu wszystkich raportów i zdarzeń toczących się wokół, Henryk nie miał już co do tego wątpliwości.

       Teraz priorytetem był front wschodni ! To on, jak jakaś hydra, pochłaniał w przyspieszonym tempie wszystkie siły i środki walczącej Rzeszy. Niby wszystko szło tam wspaniale, ale zobaczy się … Tymczasem Henryk już wiedział, że rozdrobniony program będzie dawać słabe efekty. Trzeba by wszystkie badania skoncentrować, zrobić trust mózgów. Rozproszone badania długo nic nie dadzą i wreszcie ktoś to zrozumie. Ale jeszcze nie teraz.

       Jest więc najwłaściwszy moment, aby takie zmiany zaproponować. Sporządzić memorandum. I Henryk już dokładnie wiedział, co w nim napisać.

       Oczywiście, zostanie ono natychmiast odrzucone. W takich jak dzisiaj, wojennych warunkach, nikt na zaproponowane zmiany nie pójdzie. Poza tym, zbyt wiele jest rozbieżności wśród naukowców i decydentów. Byłby wielki opór. Ale to dobrze. W gruncie rzeczy przecież właśnie o to chodzi, aby ta jazda odbywała się na najniższym możliwym biegu. Za kilka lat, kiedy prawda wyjdzie na jaw i dotrze do głów decydentów, będzie można wyciągnąć swoje memorandum, przypomnieć i wobec wszystkich, publicznie powiedzieć … A nie mówiłem ? Nie pisałem ? A wyście mnie nie posłuchali !

       Wtedy jego pozycja będzie jeszcze mocniejsza. Tylko gdzie jeszcze i do czego to wszystko może doprowadzić ?

 

 

Komentarze