Podeszli ostrożnie. Przyczaili się, rozejrzeli. Pusto. Nikogo. Tak, jak i przed „Wolfsbergiem” szyny kolejki wąskotorowej, kilka baraków, leżące z boku i ułożone w pryzmę worki z cementem.
09.05.1945, wieczór – zamek Fürstenstein. To był pracowity dzień - Rogozin podsumował wieczorną naradę. Wstępnie przeszukano zamek i jego podziemia. W górach wykryto więcej obiektów podziemnych. - Więcej? - Rogozin przez chwilę się zamyślił. To mało powiedziane.
08.05.1945, wieczór – zamek Fürstenstein. Rogozin był już porządnie zmęczony. Od wczesnych godzin na nogach. Najpierw lotnisko w Schweidnitz, a teraz Waldenburg. A właściwie Fürstenstein. Olbrzymi zamek. Nie bardzo się orientował, czy administracyjnie należy on jeszcze do miasta, czy też stanowi odrębną całość, ale co tam.
08.05.1945, godzina 03.10 – lotnisko Schweidnitz. Długa? To słabo powiedziane. Była to najdłuższa noc w jego dotychczasowym życiu i nigdy nawet nie przypuszczał, że czas może tak po prostu dziwnie zwolnić.