Początek marca 1938 – Berlin. Siedział w piwiarni, gdzie przez okno na ulicę mógł obserwować główne wejście do gmachu SD. Był tu już wcześniej, zaraz po olimpiadzie berlińskiej w 1936 roku, ale wówczas von Drebnitza nie zlokalizował. Zamyślił się przez chwilę. Tyle lat szukał tropu zabójcy, nie wiedząc czy w ogóle on żyje. Już zaczął wątpić, gdy półtora roku temu zobaczył jego twarz. Odległą i wśród tysięcy innych ludzi. Później trop zniknął i teraz znów się ukazał. Henryk wiedział już, gdzie jego cel pracuje, jak się nazywa i jaki ma stopień. „Cel” – tak w myślach zaczął nazywać go od pewnego czasu.