Przejdź do głównej zawartości

ATOM OWY POKER 22

 

       Grudzień 1938 – Colonnowska, Berlin.


       Kiedy to się skończy ? Zadawał sobie to pytanie i nie znajdował odpowiedzi. Czas poganiał jedno zdarzenie następnym i końca tego widać nie było. Czasami czuł się jak na jakiejś diabelskiej karuzeli, kręconej przez złośliwego ducha.

       Kończyli właśnie montaż aparatury, gdy telefon od inżyniera Fischera przewrócił Henrykowi wszystkie plany. Dziadek jest poważnie chory ! Ta wieść zmieniła wszystko. Wsiadł więc w pociąg i pojechał do Colonnowskiej. Oficjalnie, od pewnego czasu zmieniono tę nazwę na jakieś durne Grafenweiler, ale dla Henryka wszystko pozostało po staremu. Nie patrzył więc na nazwę miejscowości, tylko na znaną od dzieciństwa okolicę. I gdy wreszcie znalazł się w rodzinnym domu, od razu wiedział, że jest źle.

       Dziadek schudł. Nie miał apetytu, a odczuwany od miesiąca ból brzucha był coraz większy.

- U lekarza byłeś ?

- Wybieram się. Ale nie bardzo wiem po co. Skoro już przekroczyłem osiemdziesiątkę, to wiesz jak jest. Młodszego, już żaden lekarz ze mnie nie zrobi.

- Ale dziadku ! Trzeba się ratować. Są lekarstwa i …

- Daj spokój Henryku. Na każdego przychodzi czas. Ja właśnie czuję, że przyszedł i na mnie. Więc, jakby co, pozwól mi spokojnie i godnie umrzeć.

- Dziadku !

- Co, dziadku … Nie rozumiesz, co do ciebie mówię ? Przyszedł czas. A ty się nie przejmuj. Sprawy majątkowe wyprostowane. Dom i wszystko przepisane na ciebie. Fabrykę masz do spółki z Fischerem. Szanuj go. To dobry człowiek i wspólnik.

- Dziadku …

- Cicho. I słuchaj dalej ! Mnie pochowacie w rodzinnym grobowcu. Tam gdzie leżą moi dziadkowie, rodzice, żona, twoja matka i Piotruś. Będzie mi się tam dobrze leżało. Wśród swoich. A teraz mów. Jak z twoją zemstą ? Co nowego ?

- Mówiłem już. Wiem, że żyje, wiem jak się nazywa, gdzie pracuje, gdzie mieszka. Teraz przebywa w Austrii, ale wkrótce ma wrócić do Berlina. Będę wiedział kiedy. Wtedy go dopadnę.

- Dobrze. Tylko uważaj. Cholernie uważaj. Czasem lepiej odstąpić, niż głupio się narażać.

- Wiem. Ale przysięgałem na grobie Piotra.

- Oczywiście. Ale ja mówię o czym innym. Nie odwodzę cię od twojego postanowienia. Tylko czasem trzeba poczekać na lepsze okoliczności. Bo ty, jesteś już ostatnim z rodziny …

- Dobrze. Obiecuję, że poczekam na sprzyjające okoliczności. Nic na wariata. Ale teraz o tobie. Masz już zamówioną wizytę ?

- Jeszcze nie.

- Więc na co czekasz ? Skoro tak, to ja się tym zajmę. Jutro umawiam ci wizytę. I pojadę razem z tobą. Żeby nie było żadnego wymigiwania się.

 

        Od tej rozmowy minęło już kilka dni. Znów był w Berlinie i nagle dowiedział się, że odkrywcą radu nie będzie.

       Nie wytrzymali !!! Wcześniej, niż planowano ukończyli montaż aparatury i nie wytrzymali ! Chociaż z przeprowadzeniem doświadczenia mieli czekać na niego !  Przeważyła jednak ciekawość odkrywców. Sami zrobili to, co mieli zrobić wspólnie i teraz obserwował ich miny, skruszone i niepewne siebie. Skruszone, bo nie dotrzymali umowy. Ale dlaczego niepewne ?

- Więc jak ? Pokażecie mi w końcu te wyniki ?

       Popatrzyli po sobie. Na niego. I wreszcie Hahn dał przyzwalający ruch głową. Nie minęło dziesięć sekund, gdy Strassmann stanął przed Henrykiem z plikiem papierów w ręku.

- Masz, czytaj. Ale jakby co, nie masz prawa się z nas śmiać. Sami nie rozumiemy tego, co się tu stało. Więc może ty … Na razie zaś nie będziemy ci mówić co dotychczas wymyślaliśmy, abyś się nie zasugerował.

         

       Po dwóch dniach już wiedział ! I włos zjeżył mu się na głowie ! Rozszczepili jądro uranu ! Niewiarygodne ! A jednak. Wiele razy czytał wyniki i na kilka sposobów próbował je zinterpretować. Nie chciało mu wyjść inaczej. Rozszczepili atom ! Ale dlaczego jeszcze tego nie zrozumieli ? Czy dlatego, że wśród produktów reakcji wyszedł im pierwiastek, pod względem chemicznym nie odbiegający zbytnio od baru ? Ale przecież powstała też wielka liczba emiterów promieniowania beta! Już to powinno ich naprowadzić na właściwy trop. I jeżeli nie zrozumieli tego dzisiaj, zrozumieją jutro. Albo zrozumieją to inni. Utajnią i wykorzystają do skonstruowania najpotężniejszej broni świata ! Broni rozszczepiającej atom. Broni atomowej ! Jak wtedy wyglądał będzie świat, gdy Hitler będzie miał na nią monopol ?

       Przez następne kilkanaście godzin Henryk prawie nie jadł i nie spał. Co robić ? Przecież nie wsiądzie w pociąg i nie wyjedzie za granicę, aby alarmować kogo tylko można . Na taki wyjazd trzeba było mieć specjalne zezwolenia, rzadko i tylko w szczególnych okolicznościach wydawane przez władze. A jakie on ma powody, aby wyjeżdżać za granicę ? I co wtedy z jego zemstą ?

       Dzień później już wiedział. Skoro jest niebezpieczeństwo utajnienia, oczywiście trzeba to upublicznić. Ale w bezpieczny sposób. I wiedział już jak.

     - Wymyśliłeś coś w końcu, czy nie ? – głos Hahna obudził go z głębokich rozmyślań.

- Nic nie przychodzi mi do głowy. To zbyt nowe i skomplikowane. Ale może  pomógł by ktoś inny. Z zewnątrz. Miał pan profesor różnych współpracowników. Niesamowicie utalentowanych. Może by oni …

- Mówisz o Meitner ? Koresponduję z nią. Myślisz, że ona ?

- Nic nie myślę, a zwłaszcza o personaliach. Ale skoro już profesor przywołał jej osobę …

       To była nieprawda. Henryk myślał właściwie tylko o niej. O Lise Meitner. Tylko ona mogła zrozumieć i właściwie zinterpretować wyniki doświadczenia. Tylko ona, w bezpieczny dla niego sposób mogła podnieść alarm.

- A swoją drogą – kontynuował poprzednią myśl – można by to opublikować. Wynik jest nowatorski i zaskakujący. Na pewno ktoś to doceni.

- Tak myślisz ?

- Oczywiście ! To pionierskie badania. A pan jest odkrywcą na miarę największych umysłów naszej epoki.

       Nie porównał Hahna do Einsteina. Zbyt wielkie ryzyko, aby porównywać kogoś do Żyda … Nie w hitlerowskich Niemczech.

 

       Owoce tej rozmowy zebrał tydzień później, gdy w naukowym czasopiśmie „Naturwissenschaften”, z dwudziestego drugiego grudnia, przeczytał artykuł obu uczonych. Tego już nikt nie utajni. Rozeszło się po świecie. A drugą, niemniej ważną sprawą był inny fakt. Dziewiętnastego grudnia Hahn napisał do Meitner ! Dokładnie opisał doświadczenia. Henryk wiedział już, że kto jak kto, ale ona zrozumie. I tego tak nie zostawi. Niemcy już nie będą jedynym krajem znającym tajemnicę i mogącym po cichu rozwijać badania w tym kierunku. Już nie będą panami świata !

 

       Sylwester 1938/1939 – Colonnowska.

 

       Nic już nie dało się zrobić. Wyniki były jasne i jednoznaczne. Nowotwór ! W zaawansowanym stopniu, nieoperacyjny.

       Siedzieli teraz w pokoju, niepewnie patrząc na siebie.

- Dziadku … Nie mogłeś iść wcześniej ? Zrobić badania ? Może wtedy byłaby jakaś szansa.

- Daj spokój synek. Widać tak musiało być. A do lekarza nie chodziłem i teraz też nie będę. Chyba, że po środki przeciwbólowe. Widzisz, jestem jak ten młotek, który po osiemdziesięciu paru latach tłuczenia o kowadło całkiem już się rozklepał.

       Nie dało się więcej wytłumaczyć. Bo i nie było co. Niewiele też było tłumaczenia podczas kolejnego spotkania z łącznikiem. Henryk znów napisał obszerny raport, objaśniając to, co działo się w Niemczech, streszczając zakres prowadzonych prac naukowych i wojskowych, omawiając też kilka nowych rodzajów broni, do których miał dostęp w ostatnim czasie. Niby nie było tego wiele, bowiem trudno byłoby powiedzieć, że jest związany z wojskiem, ale koledzy naukowcy i inżynierowie mieli tak długie języki … Przecież nie musieli się krępować przy długoletnim i zasłużonym towarzyszu.

       Jednego tylko łącznik zrozumieć nie mógł. Nie mógł, albo i nie chciał. O co chodzi z tym doświadczeniem Otto Hahna ? I dlaczego według Henryka, jego upublicznienie i przekazanie wyników za granicę najprawdopodobniej jest największym w dziejach osiągnięciem polskiego wywiadu ?

       

       Marzec 1939 – Berlin.


       Kilkakrotnie w ciągu ostatnich tygodni odwiedzał Trudę, lecz żadnych nowych informacji nie było. Jakoś nie przeszkadzało mu to zbytnio. Pracował przy nowych doświadczeniach, obmyślał plan. Plan, jak dopaść von Drebnitza. I miał już pewien pomysł związany ze Złotym Orłem.

       W nawale pracy nie spodziewał się tego sygnału. Ale on nadszedł. "Cel" wrócił. Nie po pół roku jak pierwotnie planowano. Przecież mijał już rok. Ale najważniejsze, że „cel” znowu był w Berlinie. I pomysły można było zacząć przekształcać w konkretne działania.

       Na razie jednak zajęty był czymś innym. Codziennie dzwonił do dziadka i codziennie uzyskiwał zapewnienie, że jeszcze nie jest źle. Nie bardzo wierzył w te wieści, ale cóż miał niby zrobić ? Wiedział, jak twardy charakter ma po przodkach i on sam postąpił by pewnie tak samo. Nie … Dziadek nie przyzna się do słabości. Chyba, że już będzie leciał z nóg.

       Były i inne sprawy. Też cholernie ważne. Od samego Goebbelsa dowiedział się,  że wojna z Polską jest już praktycznie przesądzona. Skoro Polacy nie chcą iść z Niemcami na Sowiety, to trzeba ich będzie zniszczyć. A z Sowietami podpisać traktat. Makiaweliczny ! Faszysty z bolszewikiem ! Może na dziesięć lat, może na dwadzieścia. Nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak w dogodnej chwili będzie zerwany. Ale na razie trzeba sobie zabezpieczyć tyły. A führer jest w tym genialny!

 

       Kwiecień 1939 – Berlin, Colonnowska.


       Niby wszystko szło dobrze. Dwudziestego drugiego kwietnia, w londyńskim periodyku „Nature” ukazał się artykuł omawiający prace zięcia Marii Skłodowskiej – Curie, Fryderyka Joliot – Curie. Współpracowali z nim dwaj fizycy. Hans Halban i Lew Kowarski. A artykuł nosił tytuł – „Wyzwolenie neutronów podczas wybuchowej reakcji rozszczepienia uranu”.

       To było to ! Teraz Henryk już wiedział, że wykonał najważniejsze zadanie swojego życia. Ale czy na pewno ?

       Plan porwania i zgładzenia von Drebnitza też już był gotowy. Wszystko obmyślone w najdrobniejszych szczegółach, dających gwarancję powodzenia. Oczami wyobraźni Henryk już widział, jak związany i świadomy nieuchronnej śmierci morderca, bezskutecznie błaga o litość …

       Śmierć upomniała się jednak o kogo innego. W przeddzień akcji, telefon z Opola przerwał wszystko. Dziadek był umierający. Niby wczoraj wszystko jeszcze było nieźle, a tu nagle agonia.

       Rzucił więc wszystko i pojechał do rodzinnego domu. Zdążył ! Na dwie, pełne bólu godziny, ale zdążył. Pożegnał się z dziadkiem, w ostatnich chwilach trzymając go za rękę. Ostatni raz patrzył w dobre oczy, dopóki śmierć ich nie zamgliła.

 

       Załatwienie wszystkich spraw zabrało mu prawie dwa tygodnie. Pogrzeb, nowa umowa z Fischerem. I sprzedanie rodzinnego domu, co przyszło mu z bólem serca. Ale co miał robić ? Kto niby miałby tu mieszkać, pilnować interesu, dbać o wszystko ? Nie było nikogo takiego i trzeba było sprzedać. Z tłumioną rozpaczą przeszedł więc raz jeszcze znajome kąty, pozbierał rodzinne pamiątki. Nie zamierzał jednak brać ich do Berlina. Dał na przechowanie wspólnikowi w Opolu i wrócił do bieżących, nie cierpiących zwłoki spraw.

 

 

Komentarze