Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 31

 

       Październik 1941 – Berlin, siedziba SD.


       Ten raport nie pochodził od żadnego z zespołów naukowych. Był raportem SD, z inwigilacji profesora Wernera Heisenberga.

       Z inwigilacji ! To znaczy, że już nikomu nie wierzą !  Każdy może być obserwowany i sprawdzany. Stale lub okresowo. Więc on sam też !

       Na razie jednak, Henryk wgłębił się w treść leżących na jego biurku kilku stron maszynopisu. Opatrzone oznaczeniami tajności i pieczęciami SD, nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości. W połowie września, w Kopenhadze odbyło się pewne spotkanie. Spotkał się Heisenberg. Z kim ? Z Nielsem Bohrem ! Duńskim Żydem, ale i jednym z najlepszych fizyków. Henryk z góry przyjął założenie, iż nie po to, aby zwerbować Bohra do pracy nad niemieckim programem atomowym. Więc po co to spotkanie ? Bohr, według wszelkich ustaleń, prac takich nie prowadzi. Według danych SD, nie ma też kontaktów z zagranicą. Przynajmniej oficjalnie. Nic od niego nie można się dowiedzieć. Niemcom do niczego potrzebny też nie jest.

       Więc po co ? To samo pytanie padło w raporcie, lecz bez odpowiedzi. A może - spekulował Henryk – Heisenberg szuka nowych pomysłów ? Inspiracji ?

       Trzeba to przerwać ! Napisze więc raport z wnioskami. Heisenberga, za podejrzane i niczym nie uzasadnione kontakty z Bohrem, należy skierować na boczny tor. Niech sobie konstruuje tę swoją maszynę uranową – Henryk w myślach używał już określenia reaktor, bo zachodzić w nim mogły i miały reakcje, pod kątem uzyskiwania energii. To też będzie potrzebne cywilizacji, chociażby jako źródło prądu. Ale pozwoli odsunąć profesora od głównego nurtu i celu badań. Od skonstruowania i wyprodukowania bomby atomowej ! A wszystko pod płaszczykiem troski o tajność i efektywność programu.

 

       Listopad 1941 – Berlin, laborarorium Manfreda von Ardenne.


       - A miało być tak pięknie ! Henryk nie mógł się wprost powstrzymać od tego komentarza. Mógł sobie na to pozwolić, bo rozmawiając z von Ardenne nie musiał zbytnio uważać na słowa. Z frontu oficjalnie wciąż nadchodziły dobre wieści, ale ofensywa utykała w rosyjskich śniegach i mrozie. Niedaleko od Moskwy, ale jednak. A ostatnie komunikaty zaczęły mówić nawet o zaciętych kontratakach bolszewików.

- Ja też zauważyłem różne rzeczy – von Ardenne był jeszcze bardziej sceptyczny. W ostatnich dniach, w gazetach dziwnie dużo nekrologów żołnierzy poległych na tym froncie. Już słyszałem plotki, że wkrótce ich publikowanie będzie zakazane, aby nie podkopywać morale narodu.

- Też je słyszałem …

- No widzisz ! Front wschodni już przynosi straty, jakich dotychczas nie było. Mówi się, że więcej żołnierzy zmarło tam z zimna i chorób, niż od kul wroga.

- Manfred … Błagam ! Daj już sobie spokój. Gdyby to ktoś usłyszał, to mógłbyś się z tego nie wyplątać. Wystarczył by prosty donos i SD lub Gestapo zaraz by cię zaczęło maglować. A od kogo pan to usłyszał, gdzie i w jakich okolicznościach ?  Kto jeszcze mógłby to słyszeć ? Komu pan to powtórzył ? Narobił byś cholernych kłopotów i sobie i mnie. I miałbyś piekielnie dużo szczęścia, gdyby w ogóle zwracali się do ciebie „per pan” !

       Zamilkli. Westchnęli i popatrzyli przez okno, na zacinający za szybą śnieg z deszczem. Zajęli się też swoją robotą, ale dzisiaj Henrykowi jakoś ona nie szła. Rozmyślał nad sytuacją i doszedł do wniosku, że są to wieści bardzo krzepiące. Z sowietami nigdy nie sympatyzował. Nawet wręcz przeciwnie. Tak samo jak Niemców uważał ich za głównych wrogów Polski i tak naprawdę, jakby przewrotnie, cieszył się z tej jatki. Owszem …. Ginęli w niej ludzie i to było straszne. Ale też z drugiej strony, na jego oczach, dwaj najwięksi nasi wrogowie wyrzynali się wzajemnie, wykrwawiając najlepsze siły swoich narodów. Jak to potrwa jeszcze z kilka lat, może się wreszcie tak wzajemnie osłabią, że znów będzie można myśleć o wolnej i silnej Polsce.

       Na razie jednak von Ardenne pracuje nad wzbogacaniem uranu i myśli o potężnych akceleratorach cząstek. Cyklotronach ! Już budowany jest prototypowy, z pieniędzy Heereswaffenamt, a Manfred zaczyna interesować się fizyką jądrową plazmy. I kto wie, może i na te badania Biuro Uzbrojenia Armii wyłoży pieniądze ?

       Niedobrze. Jeżeli tak dalej pójdzie, to zanim się wykrwawią, Rzesza może w końcu tę przeklętą bombę zbudować. Von Ardenne to geniusz i kto wie, do czego jeszcze jest zdolny. A wtedy …

       Wtedy, być może nawet, trzeba będzie go zabić !

 

       Grudzień 1941 – Berlin.


       Już wiedział. Podświadomie żałował, że tak jak kiedyś, nie może ująć tego w pisane technicznym pismem ramy porządnego raportu i przekazać komu trzeba. Ale analiza ostatnich wydarzeń, doprowadziła Henryka do jednoznacznych wniosków.

       Zaczyna się prawdziwy wyścig z czasem, który może się skończyć prawdziwą apokalipsą. Hitler wypowiedział wojnę Stanom Zjednoczonym ! Debil, czy jak ? Na cholerę mu to było ? Niechby sobie USA wojowało z Japończykami, po ich niespodziewanym i zdradzieckim ataku na Pearl Harbour z siódmego grudnia. Żółtki nie ruszyły dupy przeciw bolszewikom, gdy Niemcy latem i jesienią parli na wschód. Pozostali obojętni. To i Niemcy powinni zostać obojętni wobec tego, co się zdarzyło na Pacyfiku.

       A teraz co ? Przecież USA z ich potężnym, nietkniętym wojną przemysłem, którego zresztą zniszczyć nie sposób, przechylą szalę zwycięstwa na stronę aliantów. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie za rok czy dwa. Ale przechylą. Wtedy Niemcom pozostanie już tylko broń desperata. Bomba atomowa. O ile ją wówczas będą mieli. I to nie jedną czy dwie, ale co najmniej kilka. A najlepiej kilkanaście oraz środki do jej przenoszenia.

       To musi potrwać. Ale będzie szło naprzód i Henryk zrozumiał, że na nowo musi przemyśleć swój udział w tym przedsięwzięciu. Nie może zbytnio pomagać, ale też nie może dać się wypchnąć z programu. Musi więc być użyteczny ! Ale na ile ? I co może zrobić on sam, osobiście, aby Niemcom się nie udało ?

 

       Luty 1942 – Berlin, siedziba SD.

 

       Do pokoju Henryka Moder wszedł bez pukania i uprzedzenia, ale takie tu były zwyczaje. W końcu przecież był przełożonym. Do tego wychodzącym z założenia, że podwładni nie mogą mieć przed  nim nic do ukrycia.

     - No i co tam mamy nowego, herr doktor ?

- Melduję sturbannführer …

- Daj spokój z tym meldowaniem. To może jest i dobre, ale raczej w jakichś koszarach. A my przecież nie jesteśmy w koszarach, prawda ?

- Jawohl !

- Właśnie. Więc co tam tak studiujesz ?

- Jest nowy raport. Z cyklu wykładów dotyczących fizyki nuklearnej, przeprowadzonych ostatnio w Berlinie – Dahlem.

- Było tam coś ciekawego ? Coś dla nas istotnego ?

- Nawet cholernie dużo. Najwybitniejsi fizycy zainicjowali wprawdzie burzę mózgów, ale nie na tym poziomie, aby zacząć zgodnie pracować. Ambicje i kierunki badań są tak rozbieżne, że trudno nawet określić przydatność poszczególnych programów. Wprawdzie organizatorem było Biuro Uzbrojenia Armii, ale dalej jest to właściwie cywilny projekt, zarządzany przez Kaiser – Wilhelm Gesellschaft. Przy czym, co dla nas najważniejsze, nie było tam świeżo powołanego ministra przemysłu zbrojeniowego, Alberta Speera.

- A więc ?

- A więc program praktycznie stoi w miejscu. A nawet się załamuje.

- Nie przesadzasz, herr doktor ?

- Absolutnie nie. Poleciłem ściągnąć treść wygłoszonych referatów. Jest widoczny regres i brnięcie donikąd. Nie daje się tego w żaden sposób ukryć i w najbliższym raporcie będę musiał zawrzeć taką tezę.

- Cholera jasna ! Masz się czegoś napić ?

- Mam wodę sodową. Mogę też zamówić kawę.

- Nie o to pytam …

- No to nie mam.

- A szkoda. Oficer powinien mieć, chociażby po to, aby od czasu do czasu poczęstować swojego szefa. Nieprawdaż ?

- Mój błąd. Jeszcze dzisiaj go naprawię …

- To już lepiej. Ale wracając do tematu. Mam nadzieję, że twoja teza będzie dobrze udokumentowana. Że znajdą się tam przekonywujące przykłady.

- Jak zawsze.

- Przyłóż się wyjątkowo. Bo to mnie będzie znów przypadać najbardziej niewdzięczna rola.

- Tak ?

- Nie rozumiesz ? Znów będę posłańcem przynoszącym zwierzchnikom złe wieści. A takich się zwykle nie lubi. W historii bywały przypadki, gdy ich ścinano, wieszano lub wbijano na pal !

- Ale to było dawno …

- Nie masz pojęcia, jak krwiożerczy bywają nasi najwyżsi szefowie. Może nie aż tak, ale zawsze … Nie, nie mam do ciebie pretensji. Tylko bardzo proszę. Swoje wnioski uzasadnij na najwyższym poziomie. Bo zakres zagadnień i te zawiłości już nas przytłaczają. I powiem ci jeszcze na koniec. Zarówno ja sam, jak i wspomagający cię organizacyjnie Drebnitz, rozumiemy z tego wszystkiego już coraz mniej !

 

       04 czerwiec 1942 – Centrum Konferencyjne Harnack – Haus, niedaleko Berlina.


       Czyżby moje raporty miały naprawdę moc sprawczą ? Ta myśl od dobrej godziny tkwiła w głowie Henryka, siedzącego w tylnym rzędzie, na niezbyt wygodnym krześle i wsłuchującego się w kolejne wystąpienia mówców.

       Wcześniej oficjalnie przerwano finansowanie badań z zakresu broni jądrowej, prowadzonych przez Kaiser – Wilhelm Gesellschaft. Wprawdzie od raportu sumującego ostatnie spotkanie minęły już trzy miesiące, ale wiadomo, jak ociężała jest biurokratyczna machina i przez ile biurek musi przejść taki dokument, aby wreszcie ktoś odważył się podjąć jakąkolwiek decyzję.

       Ale nie taką ! To zbyt ważne dla Rzeszy, aby ktokolwiek to zakończył i po chwili cichej euforii, Henryk znów zaczął myśleć.

       Pewnie będzie jakaś reorganizacja i badania prowadzone będą dalej. Jak i przez kogo ? Z jakich funduszy ? I co ze mną ? Odsuną na boczny tor, czy nie ?

       Chyba jednak nie, doszedł do wniosku. Musieli potwierdzić moje spostrzeżenia. A więc powinienem być dalej potrzebny. Może nawet bardziej, niż dotychczas ! Na razie jednak dość tych myśli. To spotkanie jest zbyt ważne, aby myśleć o sobie. Właśnie po raz pierwszy spotkały się wszystkie zainteresowane strony. Grono naukowców z Uranverein z przedstawicielami wojska i od niedawna nowym ministrem przemysłu zbrojeniowego, Albertem Speerem. Jego poprzednik, doktor Fritz Todt, zginął tragicznie ósmego lutego tego roku, w katastrofie lotniczej pod Rastenburgiem. Eksplodował wtedy podchodzący do lądowania Heinkel 111, którym leciał minister i to właśnie Speer mianowany został przez führera na jego miejsce. Złośliwi żartowali, że to sam Adolf powierzył Todtowi następną misję. Wysłał go do nieba, aby Drogę Mleczną przebudował na autostradę. Niemniej jednak prawda była chyba inna. Henryk czytał raport komisji, którego kopię, sporządzoną do wewnętrznego użytku SD, niedawno udostępnił mu Moder. Stały, służbowy samolot Todta był w trakcie kontroli technicznej i Luftwaffe oddało mu do dyspozycji wersję bojową. Bojową, a więc zaopatrzoną w mechanizm samoniszczący, na wypadek lądowania na terytorium wroga. Kilogram trotylu pod siedzeniem pilota i linka z metalowym kółkiem. Przypadkiem, można było o nią zawadzić sprzączką buta, zajmując stanowisko radiotelegrafisty, a Todt niezmiernie lubił tam siadać i stale to czynił. Wtedy były tylko trzy minuty do wybuchu. Zawrócili na lotnisko zaraz po starcie, zdążyli nawet wypuścić podwozie, ale wyścigu ze śmiercią już nie wygrali. Nie zdążyli dolecieć …

       Na razie jednak dość tego. Trzeba przejść do rzeczywistości. Jest i Szef Uzbrojenia Wehrmachtu, generał Friedrich Fromm. To on właśnie godzinę temu witał Speera i przekazał mu oficjalną informację o programie atomowym. Niektóre fragmenty jego wystąpienia były Henrykowi dziwnie znajome. No tak ! To fragmenty jego opracowania z lutego ! Ale, czy to dobrze, czy źle ?

       Dobrze, bo widać liczą się z jego zdaniem i wykonaną analizą. Źle, bo będą wdrażali nowy, usprawniony program badań. Czyli, jak w starym przysłowiu, skonstatował w myślach Henryk. „Każdy kij ma dwa końce. I pół kija również. A proca ma nawet trzy” !

       Niemniej jednak znów trzeba się skupić. Bo właśnie profesor Heisenberg oficjalnie informuje ministra, że wynaleziono już maszynę uranową i cyklotron. Maszyna uranowa, to na wewnętrzny język Henryka, reaktor atomowy. A cyklotron, to określenie akceleratora cząstek. Wkrótce też planowane jest pierwsze uruchomienie maszyny uranowej, budowanej właśnie w Lipsku. To reaktor L – IV, pierwszy, który ma zadziałać.

       I jeszcze niespodziewany apel Heisenberga. Niespodziewany, bo w analizie Henryka takich wniosków nie było. Heisenberg domaga się zwolnienia z wojska młodych naukowców. Fizyków i chemików. Argumentuje, że dla wojska mają oni wartość niewielką, wręcz symboliczną. Tutaj natomiast, w laboratoriach, pracowniach naukowych i biurach konstrukcyjnych, mogą przeważyć szalę tej wojny. Oczywiście, prędzej przeważyć – poprawia się szybko, a  generał Fromm dziwnie łatwo się z nim zgadza. Jednorazowo można zwolnić z wojska i wycofać z frontu trzy do pięciu tysięcy naukowców. Bo skoro tak ma być lepiej dla Rzeszy i osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa ?

 

       09 czerwiec 1942 – Berlin, siedziba SD.


       Stało się ! Tak, jak Henryk się spodziewał. Adolf Hitler wydał właśnie dekret, przekształcający Radę Badań Naukowych Rzeszy w odrębny podmiot prawny, podległy Ministerstwu Rzeszy oraz osobiście Hermannowi Göringowi.

       Meyerowi – pomyślał Henryk. Pamiętał jeszcze dzień, gdy na początku wojny grubas przechwalał się, że bez jego zezwolenia nawet ptak nad Berlinem przelecieć nie może, a na niedowierzające pytanie któregoś z zagranicznych korespondentów, potwierdził – „jeżeli kiedykolwiek i jakikolwiek wrogi samolot pojawi się nad Niemcami, możecie mnie nazywać Meyer !”.

       Oficjalnie nikt mu tego nie przypominał i tak go nie nazywał, ale Henryk spotykał się z takimi określeniami marszałka, wyrażanymi w zaufanym gronie.

        Meyer – brzmiało to groteskowo przy posturze Göringa, jego paradnych mundurach i palcach pokrytych złotymi pierścieniami. Cóż, jakie czasy, jacy ludzie, tacy i przywódcy – pomyślał Henryk i wgłębił się w dalszą część informacji.

       Trzeba będzie jechać do Lipska. Zaczynają tam próbny rozruch pierwszego, zbudowanego w Rzeszy reaktora, który naprawdę może zadziałać. A więc, trzeba osobiście się przekonać, co z tego wyjdzie.

 

 

Komentarze