Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 45

 

       Kwiecień 1944 – Berlin, siedziba SD, gabinet Modera, tydzień później.


       W połowie, to Truda miała rację. Ze szpitala wyszedł już następnego dnia. Ale co do tego, że praktycznie nic mu nie jest, trochę się pomyliła. Poobijany i posiniaczony, na skutek zaleceń lekarza dopiero po tygodniu pojawił się w biurze, serdecznie witany przez Modera.

     - No, doktorku ! Znów się popisałeś. Ratować kolegę podczas bombardowania ? Czyli pod ogniem nieprzyjaciela ? No to nie pozostaje ci nic innego, jak zameldować się u mnie jutro rano na galowo.

- Na galowo ? Ja ? Ale po co ?

- Zobaczysz. A na razie przejrzyj bieżące raporty. Sekretarka zbierała je dla ciebie przez cały tydzień. Ma też dla ciebie gorącą kawę. Prywatną ! Nie wiem, może się w tobie podkochuje – zakończył z szelmowskim uśmieszkiem.

- Jakoś nie zauważyłem …

- No to bardziej się rozglądaj. A jak już wszystko przeczytasz, zadzwoń do mnie. Nie chcę cię jeszcze nadmiernie eksploatować i tym razem to ja przyjdę do ciebie.

 

       Kwiecień 1944 – Berlin, siedziba SD, gabinet Modera, dzień później.


       - Heil Hitler ! Hauptsturmführer Heinrich Reschke melduje się na rozkaz !

- Heil Hitler ! Spocznij ! -  Moder oraz stojący obok niego sturmbannführer odwzajemnili wyrzut ramienia po czym podeszli bliżej.

- To dla mnie zaszczyt, uścisnąć dłoń tak dzielnego funkcjonariusza. I tak światłego – sturmbannführer potrzasnął dłonią Henryka.

- Panowie, prezentacji dokonywać chyba nie muszę – głos Modera był uroczysty. Hauptsturmführer niewątpliwie pamięta pana ze spotkania przed akcją pod Kurskiem. Właśnie wtedy się poznaliście.

- Oczywiście. Pamiętam doskonale. Sturmbannführer Werner Grothmann jest osobistym adiutantem reichsführera Heinricha Himmlera.

- No właśnie. Ma pan znakomitą pamięć. Ale do rzeczy. Sturmbannführer przyjechał do nas w imieniu samego reichsführera. Przywiózł dla pana coś, co jest szczytem marzeń nawet dla wielu dzielnych żołnierzy na froncie. Proszę, sturmbannführer – tu Moder cofnął się nieco, gestem dłoni oddając głos Grothmannowi. Ten sięgnął do leżącej na biurku brązowej teczki z wytłoczonym na wierzchu niemieckim orłem i trzymaną przez niego w szponach swastyką. Wyciągnął stamtąd arkusz czerpanego papieru i zaczął czytać. - „W imieniu   führera …”.

          Poderwali się na baczność. Reichsführer odznaczył hauptsturmführera  Heinricha Reschke Żelaznym Krzyżem Pierwszej Klasy. Takim samym, jaki nosił sam Adolf. A Grothmann wręczał go w imieniu reichsführera, któremu nadmiar obowiązków nie pozwalał uczynić tego osobiście.

    - Serdecznie gratuluję, hauptsturmführer. Reichsfuhrer Himmler polecił mi też przekazać, że chciałby, aby jak najwięcej Niemców prezentowało tak niezłomną postawę, męstwo i koleżeńskość, jak pan.

- Dziękuję, sturmbannführer. I proszę też podziękować reichsführerowi. To dla mnie wielki zaszczyt.

- Nie musi być pan taki skromny. Pańskie czyny świadczą o panu jak najlepiej. A tak przy okazji, standartenführer – tu Grothmann zwrócił się do Modera. - Jak tam wygląda sprawa z hauptsturmführerem, tym, no …

- Von Drebnitzem ?

- Właśnie. W jakim on jest stanie ?

- Jak na razie, nieciekawym. I korzystając z okazji, chciałbym za pana pośrednictwem prosić reichsführera, aby przychylnie rozpatrzył moją prośbę o przydział nowego funkcjonariusza. W tej sprawie napisałem już raport do obergruppenführera Kaltenbrunnera. Przy pozytywnej decyzji samego reichsführera …

- Dobrze. Przekażę pańską prośbę, chociaż ludzie wszędzie są dziś potrzebni. Ale konkretnie, co jest von Drebnitzowi ?

- Jeżeli zacząć od góry, to ma pękniętą czaszkę. Złamany prawy obojczyk, złamane pięć żeber, otwarte złamanie lewej nogi. I jeszcze uraz kręgosłupa, po którym ma niedowład prawej. Co do tej złamanej, to na dzień dzisiejszy lekarzom trudno jest powiedzieć, czy będzie nią normalnie władał. Nawet jeżeli odzyska w nich pełną sprawność, to rehabilitacja i powrót do szeregów może przeciągnąć się nawet do końca roku.

- To niedobrze. A ten przybytek, w którym obaj panowie tak dzielnie walczyli ? - tu zarówno Moder jak i Henryk, wyłapali ukrytą ironię. Cholera ! Facet więcej wiedział, niż mówił !

- Ruina, sturmbannführer. Nie ma co odbudowywać.

- A dziewczynki, standartenführer ?

- Trzy zabite, pięć rannych, w tym dwie poważnie. Nie wrócą do zawodu.

- Co z resztą ?

- Siedem ocalało. Pięć chce dalej pracować w tym fachu. Skierujemy je gdzie trzeba. Ale dwie chcą zacząć nowe życie. Jako sanitariuszki w szpitalu.

- I co z nimi zrobicie ?

- No, cóż … To jednak Niemki. Myślę, że powinniśmy im pozwolić pozostać w tym szpitalu. Potrzeba pomocniczego personelu medycznego i to coraz więcej.

- Tak … A swoją drogą, jak to niektóre dziwki robią się miłosierne …

- Takie też są potrzebne, sturmbannführer. A my ? Nie będziemy im w tym przeszkadzać.

        Moder już nie dodał, że ostatnio i w szpitalach potrzeba źródeł informacji. To właśnie tam, wśród rannych i chorych żołnierzy oraz coraz większej liczby symulantów, od pewnego czasu szerzył się defetyzm i antywojenna propaganda. Na razie wolał jednak o tym nie wspominać. Po co niepotrzebnie denerwować osobistego adiutanta Himmlera ? To mogło być bardzo niezdrowe.

 

       Maj 1944 – Ohrdruf, Turyngia.

 

       - A więc to tu, hauptsturmführer. Tu będzie ośrodek i poligon zapasowy, w razie, gdyby Jankesi i Angole odkryli i zbombardowali ten na Rugii.

- Ale przecież nic nie wskazuje na to, aby cokolwiek odkryli !

- Oczywiście, że nie. Ale tak samo było w przypadku Peenemünde. Też nic nie wskazywało, aż do momentu, gdy zaczęły lecieć nam na głowy angielskie bomby.

- Był pan tam wtedy ?

- Niestety tak.

- Niestety ?

- Właśnie. Bo to tam dostałem odłamkiem w nogę i teraz chodzę jak ta pokraka.

       Mimo woli, Henryk raz jeszcze spojrzał w dół. Inżynier Berger rzeczywiście w widoczny sposób powłóczył nogą i ledwo nadążał za Henrykiem, chociaż ten szedł niezbyt szybko, a teren nie był trudny.

   - Cóż, wszyscy ponosimy ofiary dla ojczyzny. Pan pokaże inżynierze, jeszcze raz te szkice.

       Berger przystanął i otworzył teczkę. Wyciągnął szkice, a właściwie schematy, obrazujące rozmieszczenie w terenie wszystkich planowanych tu budowli i instalacji. Obiekty miały być zarówno naziemne, jak i podziemne, przy czym tych drugich miało być znacznie więcej. Na zewnątrz planowano tylko kilkanaście  budynków związanych z funkcją poligonu oraz baraki obozu dla robotników przymusowych. Reszta miała być niewidoczna dla ludzkiego oka. Henryk wyciągnął mapę i porównał ze schematami. No tak … Wychodził cały kompleks. Tajny i zamaskowany.

     - I to pan wszystko projektował ?

- Nie sam, ale miałem w tym decydujący udział. Mam swoje doświadczenie, jeszcze z przed wojny. Z projektowania Peenemünde. Później były jeszcze inne projekty. Ale nie wiem, czy mogę z panem o tym rozmawiać …

- Może pan. Śmiało. Przecież, gdybym nie posiadał dostępu do największych tajemnic Rzeszy, nie byłbym tu teraz z panem. Proszę zobaczyć. Nawet moja eskorta trzyma się dobre sto metrów za nami, aby nic nie słyszeć z naszej rozmowy.

       Inżynier obejrzał się. Rzeczywiście tak było. Terenowy Volkswagen hauptsturmführera, ten tak zwany „Kübelwagen”, z trzema uzbrojonymi w pistolety maszynowe zwalistymi esesmanami, przemieszczał się od czasu do czasu za nimi, jednak nigdy nie podjeżdżając na bliższą odległość.

     - Dobrze. Mam dziwne przeczucie, że jest pan z tymi projektami już zaznajomiony.

- Nie powiem na razie nic więcej. A więc ?

- Robiłem projekty kilku obiektów podziemnych. Z jednym, największym i najbardziej skomplikowanym oraz zamaskowanym. To był supertajny obiekt. Wewnątrz góry.

- Gdzieś tutaj ?

- Nie wiem. Kazano mi zaprojektować, ale nigdy nie dowiedziałem się, do czego ma służyć i gdzie ma być budowany. Sam nie pytałem. Skoro mi nie powiedziano, to znaczy, że nie powinienem tego wiedzieć.

- Rozumiem. I powiem więcej. Właśnie zdał pan test na lojalność i umiejętność utrzymania tajemnicy.  W dzisiejszych czasach to cenna cecha. A pana, no cóż … Postaramy się odpowiednio uhonorować za wybitny wkład i pracę na rzecz bezpieczeństwa Rzeszy.

- O, dziękuję hauptsturmführer. Staram się od lat.

- A my to doceniamy. Ale proszę mi jeszcze, swoimi słowami, opowiedzieć o obiektach podziemnych. Będę musiał złożyć sprawozdanie i opinię w tej sprawie.

- To dość skomplikowane. Ale postaram się. W dużym skrócie będzie to wyglądać w ten sposób, że za miesiąc założymy tu obóz pracy.

- A kto tu będzie pracował ? RAD ?

- Nie. Służba Pracy Rzeszy ma ostatnio inne zadania. Junacy Reichsarbeitsdienst pracują głównie przy budowie umocnień. Wie pan, Wał Atlantycki … Tu natomiast będą pracowali Rosjanie i Jugosłowianie z obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. To niedaleko, kilkanaście kilometrów na zachód od Arnstadt. Zbudujemy też podziemną fabrykę broni. Zaprojektowałem dwadzieścia cztery kilometry tuneli. Kryptonim „POLTE I” i „POLTE II”. Tam powstaną nowe rakiety von Brauna, które podobno dosięgną Ameryki. Będzie MUNA Rudisleben, czyli podziemna fabryka amunicji. Będzie też tunel pod zamkiem Wachsenburg, prowadzący w kierunku podziemnego silosu startowego. Stamtąd, kilometr od Rudisleben, wystrzeliwane będą rakiety. To wielki i ważny projekt.

- Rozumiem. A kopie szkiców i schematy dostanę w biurze, tak, jak się umawialiśmy ?

- Oczywiście, hauptsturmführer. Jestem do pana dyspozycji. W końcu, ma pan upoważnienie od samego reichsführera.

 

       Maj 1944 – Berlin, siedziba SD, gabinet Modera.


       - Standertenführer, czy mogę prosić o rozmowę ?

- Wejdź Henryku. Coś pilnego ?

- I tak, i nie. Chodzi mi o tlenek uranu.

- Coś z nim nie tak ?

- Całkiem nie tak. Właśnie przeczytałem, że zapadła decyzja o jego wysyłce do Japonii.

- Również czytałem. Więc co jest z tym nie tak ?

- Wszystko. Cała ta wysyłka. Tlenek uranu jest produktem już przetworzonym. Nie mamy go zbyt wiele i jest on tu, u nas, niezbędnie potrzebny.

- Więc, według ciebie, nie powinniśmy go wysyłać ? W końcu Japonia to nasz sojusznik.

- Tak, sojusznik … Chyba tylko na zasadzie, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Gdyby naprawdę byli naszym sojusznikiem, to uderzyli by od tyłu na sowietów już latem 1941. Wtedy my, bez problemów i najpóźniej do października zdobylibyśmy Moskwę, a w grudniu doszli do Uralu. Oni, jako że mieli by dłuższą drogę, doszli by na wiosnę. Dzisiaj moglibyśmy się śmiać, a nie kombinować, jak powstrzymać sowietów.

- Haupsturmführer ! Przywołuję was do porządku. Może i macie rację, ale to jest polityka, a decyzja o wysyłce została podjęta przez samego fuhrera.

- Standartenführer ! Będę uparty i to nie ze względu na swoje „ja”, ale ze względu na dobro Rzeszy. Uran potrzebny jest nam. Jeżeli będziemy go komukolwiek odstępować, znaczącemu zahamowaniu może ulec nasz program. Kto wtedy za to odpowie ?

- Jasny szlag by trafił ! Więc niby co mamy zrobić ? Masz jakieś propozycje ?

- Należy wrócić do starej, sprawdzonej formuły. Najpierw memorandum, które zabezpieczy nam tyłki. Oczywiście, bez wdawania się w dywagacje polityczne. Tylko zagadnienia ściśle naukowe i techniczne. Należy udowodnić, że wysyłka uranu zahamuje nasze badania. Nic więcej. Nawet nie będziemy pisać, że wysyłka uranu szkodzi Rzeszy, bo moglibyśmy narobić sobie wrogów. A tak, memorandum będzie politycznie neutralne. I jeżeli program przyhamuje, to zawsze będziemy mieć je pod ręką. Nie będzie wtedy możliwości, aby nas za cokolwiek winić.

       Zapadła cisza … Wreszcie Moder machnął ręką.

     - Dobrze. Siadaj – zwrócił się do stojącego na baczność Henryka, który przyjął tę postawę od chwili, gdy przywołano go do porządku. Skoro rozmowa okazała się tak nieprzyjemna i oficjalna …

- Posłuchaj. Nic nie poradzimy. Jest to decyzja führera. Polityka. Ale i ty masz rację. Musimy przedstawić to memorandum. Bierz się więc do roboty. A swoją drogą , nie martw się za bardzo. Jedyna droga do Japonii, to droga morska, którą na dzisiaj mogą pokonać tylko okręty podwodne. One nie zabiorą zbyt wiele ładunku i wcale nie wiadomo, czy uda się im tam dotrzeć. W zaufaniu ci powiem, że planowana jest jeszcze jedna droga. Lotnicza. Z wykorzystaniem samolotów transportowych Junkers 290. Czterosilnikowe, o zasięgu nominalnym 6150 kilometrów. Po odpowiednich przeróbkach, zainstalowaniu dodatkowych zbiorników paliwa i odciążeniu, mogą uzyskać zasięg do 8000 lub nawet 9000 kilometrów. Już szykujemy dwie takie maszyny. Polecą z Norwegii, nad morzem, blisko Arktyki. Później nad prawie bezludną Syberią. Wylądują w Mandżurii, albo na Wyspach Kurylskich.

- Samoloty ? A co one będą przewozić ? Przecież chyba nie rudę uranu. Jest zbyt ciężka.

- Oczywiście. Polecą nieliczni specjaliści oraz plany niektórych urządzeń.

- Ale chyba nie naszych osiągnięć atomowych ?

- Na chwilę obecną nie. Udostępnimy im plany radarów, silników odrzutowych, a nawet pocisków V – 1 i rakiet V – 2. Chcą wdrożyć ich produkcję w Mandżurii, w Mukdenie.

- A co my będziemy z tego mieli ?

- Podobno plany silnika dieslowskiego V – 12, używanego w japońskim czołgu Type 97 i coś tam jeszcze.

- Czyli niewiele.

- No, niekoniecznie. Ubooty, które popłyną jako pierwsze i jeszcze uda się im wrócić, przywiozą kauczuk, metale rzadkie i inne strategiczne surowce niezbędne naszemu krajowi. Zawsze jest coś za coś … Ale dość już tego. Masz nowe zadanie. Z tym, że pamiętaj. To memorandum musi być takie, jak sam mówiłeś. Ściśle naukowe.

 

Komentarze