Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 47

 

       Lipiec 1944 – Berlin, siedziba SD, gabinet Henryka.


       Gotowość do walki zaplanowana przez Henryka miesiąc temu, okazała się iluzoryczna. Po prostu utknął w wyjazdach i papierach. Zaliczył już wyjazdy do Roggendorf w Austrii, niedaleko Melku i do Bayeruth w Bawarii, gdzie kończono budowy nowych akceleratorów. Będąc w Bawarii, złożył też wizytę na poligonie, gdzie nad jeziorem Starnberer testowano zmodyfikowaną głowicę doktora Zippermayra. Przebywał tam również standartenführer, doktor Alfred Klemm, który do bomby tytułem eksperymentu dodał sproszkowanego uranu, usiłując uzyskać hybrydową broń termojądrową.

       Nie uzyskano efektu jądrowego, ale wielka bomba miała zadziwiający promień podmuchu, sięgający nawet cztery i pół kilometra ! Wciąż nie nadawała się do transportu lotniczego, ale był i inny aspekt tej sprawy. To właśnie Henryka wysłano na południe od Breslau, do miejscowości Ottmachau, aby w jednej z fabryk zbadał możliwość opracowania specjalnego uzbrojenia do V – 1. To była pierwsza z cudownych broni Hitlera, której bojowy debiut nastąpił zaledwie kilka tygodni temu. To w nocy, z 13 na 14 czerwca, odpalono pierwsze egzemplarze skierowane na Londyn. Niosły zaledwie 850 kilogramową głowicę i nie mogły wygrać wojny. W dodatku, właśnie okazało się, że są dość skutecznie zestrzeliwane przez skoncentrowaną na południowych wybrzeżach Anglii artylerię przeciwlotniczą, a i próbują je zestrzeliwać piloci myśliwców. Dlatego też doktor Klemm wpadł na pomysł zastosowania w nich głowicy na bazie prac Mario Zippermayra. W zminiaturyzowanej postaci, ale jednak. Wstępnie, miały mieć postać rury o gruszkowatym przekroju, wypełnionej ciekłym powietrzem i innymi niezbędnymi składnikami. I chociaż zakłady posiadały zdolności do takiej produkcji, głowice trzeba było dopiero zaprojektować i przetestować, a dopiero później mówić o jakimkolwiek sukcesie. Opracowanie i wdrożenie tej technologii musiało zająć kilka miesięcy, a masowe wytwarzanie możliwe było by dopiero w połowie 1945 roku.

       Tu Henryk w swoim sprawozdaniu trochę ponaciągał terminy. Przy skupieniu sił i środków oraz priorytetowym zapewnieniu surowców, można by było uruchomić produkcję już w styczniu. Tego jednak nikt nie był w stanie sprawdzić, a odległy termin określony przez Henryka miał zniechęcać do tego przedsięwzięcia.

       Nie całkiem to wyszło, bo naprędce powołane biuro konstrukcyjne zobowiązało się zakończyć projekt do końca października i z początkiem listopada przekazać do realizacji przez fabrykę, ale Henryk wiedział swoje. Plany planami, a życie życiem, zwłaszcza we wciąż kurczących się i niszczonych bombardowaniami Niemczech.

       Były też inne niepokojące informacje. Profesor Harteck, uprzedzając ewentualne postępy aliantów, ewakuował dwie ultrawirówki z Kadern. Jedna wylądowała w Celle, druga na Dolnym Śląsku. W Schmiedebergu ! To było już na wyciągniecie ręki z Waldenburga i całego kompleksu Riese. Trudno ! Zobaczy się, co jeszcze można z tym zrobić.

 

       21 lipiec 1944 – Berlin – Christianstadt.

 

        Nie oszczędzali benzyny i czarny Mercedes kierowany pewną ręką Bomkego, pokonywał kilometry w błyskawicznym tempie.

 

        A tak dobrze się spało, gdy nagle, wpół do drugiej nad ranem zadzwonił telefon. Ziewając potężnie, Henryk podszedł do aparatu i rzucił w słuchawkę stłumione „halo”.

       Po chwili otrzeźwiał. To Moder, osobiście wzywał go do siebie w niecierpiącej zwłoki sprawie. Natychmiast ! A Bomke miał podjechać pod jego dom za niespełna dziesięć minut. Przeklinając z cicha pod nosem, Henryk ubierał się w błyskawicznym tempie. Przeciągnął ręką po brodzie. Nie zdąży się ogolić. Trudno, trzeba jechać tak jak jest. Zapiął ostatnie guziki munduru, dociągnął pas. Sięgnął jeszcze do łóżka. Wyciągnął pistolet i wsadził go do kabury. Od początku służby w SD spał z bronią pod poduszką i to go wewnętrznie uspokajało. W razie czego, tanio swojej skóry nie sprzeda. A i żywego go nie dostaną.

       Pisk opon pod domem uświadomił mu, że już czas. Zamknął drzwi i zbiegł po schodach. Nie mylił się. Służbowy Mercedes Modera już czekał na niego. - Proszę, herr doktor – usłyszał głos Bomkego i wsunął się na przednie siedzenie. Ruszyli …

     - No, co jest Johann ? – spytał familiarnie.

- Był zamach na führera. W jego kwaterze głównej.

- To wiedzą wszyscy. Rozgłośnie radiowe podały komunikat już wczoraj. O 18.29. Wiesz może coś więcej ? Tu, w Berlinie ?

- Nie wiem, herr doktor. Nie wiem, gdzie jest ta kwatera główna. Ale, skoro pan mówi, że w Berlinie …

       Henryk myślał przez chwilę. On też nie wiedział, gdzie przebywa Hitler. Była to ściśle strzeżona tajemnica, a poznawali ją tylko ci, którzy musieli osobiście przed nim stanąć lub służyli w jego kwaterze. Niebezpiecznie było nawet o to pytać. Henryk słyszał tylko, że kwater tych było kilka, łącznie z pociągiem specjalnym, który na początku wojny nazywał się „Amerika”. Dziwna nazwa, jak na pociąg niemieckiego przywódcy. Ale zaraz … Bo pomimo komunikatu radiowego chodziły różne plotki.

     - A sam führer ? Na pewno żyje ?

- Żyje. Podobno pół godziny temu transmitowano w radiu jego przemówienie. Będzie powtarzane co godzinę.

- O … To jak to mówią wierzący, „chwała Bogu” !

- No, właśnie – potwierdził Bomke. - Bo co by to było, gdyby …

- Nawet nie kończ ! Lepiej skup się na jeździe. Jesteśmy już blisko.

 

       Wbiegniecie na drugie piętro i zameldowanie się u Modera zajęło mu tylko kilka chwil.

- No, jesteś ! Myślałem, że nie będziesz potrzebny, ale zaistniały nowe okoliczności.

- Na rozkaz, standartenführer. Co się stało i co mam robić ?

- Bomke ci nie mówił ?

- Wspomniał tylko o zamachu na führera i że w radiu było jego przemówienie.

- Czyli wiesz tyle, co nic. Posłuchaj więc uważne. Wczoraj, w kwaterze głównej był zamach na führera. Eksplodowała bomba podłożona przez pułkownika, hrabiego Clausa von Stauffenberga. On sam już od prawie półtorej godziny gryzie ziemię. Führer przeżył, a sytuacja jest opanowana. Teraz chodzi o to, aby wyłapać zdrajców. Wszystkich tych, którzy brali udział w zamachu.

- To on nie był sam ?

- Niestety, nie. To był spisek, w który zamieszane jest więcej takich osób.

- Nie do uwierzenia. I żeby w bezpośrednim otoczeniu führera, tu w Berlinie ?

- A kto ci powiedział, że w Berlinie ? Gdzie indziej. Führer ma swoją kwaterę w Prusach Wschodnich. Nie mogę zdradzić gdzie, bo to ściśle tajne.

- Oczywiście, standartenführer. A w związku z tym moje zadania ?

- O właśnie … Eksplodowała jedna bomba. Drugą zamachowcy wyrzucili podczas jazdy samochodem, w początkowej fazie ucieczki. Po znalezieniu jej przez służby bezpieczeństwa, poddana została natychmiastowej analizie. Materiałem wybuchowym był tak zwany plastik. Zapalnik zaś był angielski.

- Plastik ? Też jest angielskiego pochodzenia. A my w niewielkich ilościach wytwarzamy go w Christianstadt. Tam, gdzie produkujemy heksogen.

- Tak … I pracuje tam inżynier Bruno Freitag.

- Freitag ? Znamy go przecież. Kieruje laboratorium i wydziałem wyrobów eksperymentalnych.

- Właśnie. I to nikt inny jak on, rok temu otrzymał do rozpracowania i skopiowania takie właśnie, zdobyte na angielskich sabotażystach, zapalniki. Konstruuje też dla naszych dywersantów i służb specjalnych bomby wypełnione plastikiem. I jak już ustaliliśmy, jest dobrym znajomym – a właściwie był, bo już też gryzie ziemię – adiutanta von Stauffenberga, leutnanta Wernera von Haeftena. To podstawa do domniemania, że mógł maczać palce w tym zamachu.

- Ale kto tę ziemię gryzie, bo już się pogubiłem ? Freitag czy von Haeften ?

- Haeften, oczywiście. A teraz twoje zadanie. Pojedziesz do Christianstadt i to zaraz. Na dole Bomke już tankuje mojego mercedesa. Zawiezie cię na miejsce. Tam aresztujecie i przywieziecie do mnie Freitaga. Nie może zbiec, ani umrzeć. Odpowiadacie za to głową.

- Jawohl ! Ale jeszcze pytanie. Czy nie mogą go aresztować miejscowe służby ?

- Nie. Nie wiemy, czy przypadkiem ktoś z miejscowych nie współpracował z Freitagiem. I jeszcze jedno. Będziesz miał pół dnia na przejrzenie wszelkich papierów Freitaga. Zarówno w biurze, jak i w domu. Jeżeli będzie cokolwiek podejrzanego, zarówno dotyczącego jego kontaktów, jak i prowadzonych przez niego prac, zabezpieczysz i przywieziesz te papiery. W końcu jesteś fachowcem i najlepiej się na tym znasz.

- Zrobi się. Tylko tak sobie myślę …

- Co znowu ?

- To właśnie inżynier Freitag jest głównym konstruktorem i wykonawcą  ładunków wybuchowych, na które czekamy. Aktualnie pracuje nad sferycznymi ładunkami heksogenu dla zmodernizowanej bomby budowanej na Rugii. Ma je dostarczyć do piętnastego sierpnia. A próba przewidziana jest już na piątego września !

- Kurwa mać ! No to jesteśmy w ciemnej dupie. Bo jeżeli się okaże, że nasz pan inżynier ma z tym zamachem cokolwiek wspólnego …

 

       Świtało. Zagłębili się w gęsty las, przecięty tylko wąską nitką drogi dojazdowej. Koła samochodu stukały co kilka metrów na połączeniach betonowych płyt, aż po kilku minutach dojechali do szlabanu. Uzbrojeni w karabiny Mauzera dwaj wartownicy wyprężyli się na widok Mercedesa, ale gruby feldwebel uzbrojony w pistolet maszynowy MP – 40, uważnie przeglądał ich dokumenty. Po chwili poszedł do budki wartowniczej i dopiero po uzyskaniu zezwolenia polecił podnieść szlaban.

       Dowódca zabezpieczenia obiektu już czekał. Prężąc się na widok ozdobionego odznaczeniami czarnego munduru Henryka, prawie biegiem zaprowadził ich do budynku, pełniącego rolę hoteliku dla naukowców. Budynek był niewielki, a inżynier Freitag zajmował kwaterę numer 4. Nocny portier drzemał na swoim stanowisku, ale błyskawicznie wytrzeźwiał zobaczywszy przed nosem wylot lufy pistoletu Bomkego. Trzęsły mu się ręce, gdy otwierał zaplombowany worek z zapasowymi kluczami do pokoi.

       Po chwili cicho podeszli pod drzwi. Szybki obrót klucza w zamku i Bomke, poprzednio już poinformowany o rozkładzie pomieszczeń, jak taran ruszył przed siebie.

       Nie było szans na cokolwiek. Zanim wstający z łóżka Freitag zorientował się w sytuacji, już na nadgarstkach do tyłu wykręconych rąk zatrzaśnięto mu stalowe obręcze kajdanek.

- Co się dzieje ? O co chodzi ?

- Jesteś aresztowany, a twoja sprawa będzie wyjaśniana. I nie stawiać oporu, bo będzie bolało – Bomke wyrecytował tę frazę, jakby miał ją opanowaną na pamięć.

- Ale za co ? Dlaczego, herr hauptsturmführer    Tu Freitag poznał Henryka i wyraz zdziwienia odmalował się na jego twarzy. - Herr doktor ?

- Tak. Słyszał już pan, co mówił oberscharführer ? Żadnych głupich ruchów czy pomysłów. Jest sprawa do wyjaśnienia i będzie wyjaśniana. Jeżeli jest pan uczciwym Niemcem, nic panu nie grozi. Chociaż wyjaśnianie może nieco potrwać.

- Ale ile ? I o co tu chodzi ?

- Przykro mi, ale dowie się pan dopiero we właściwym miejscu i czasie … Teraz zaś, muszę zająć się innymi sprawami. Bomke !

- Jawohl !

- Z tego co wiemy, jest tu wewnętrzny areszt. Odprowadzić tam inżyniera. Ma być cały czas pod obserwacją. Nie wolno go spuścić z oka nawet na sekundę. Dowódca zabezpieczenia obiektu wyznaczy do tego zadania trzech ludzi. Wszyscy odpowiadają głową za jego bezpieczeństwo ! Ja przeszukam pokój, a później biuro inżyniera. Ty tymczasem idziesz spać. Wyjedziemy do Berlina około południa, bo nie zaryzykuję, abyś gdzieś po drodze zasnął za kierownicą.

 

       Papierów było niewiele, zarówno w pokoju, jak i w biurze. Henryk przerzucał je bez przekonania, przeświadczony o błędnym tropie. Freitag i zamach na życie Hitlera ? Wolne żarty. W SD potrzymają go z tydzień, postraszą i trzeba będzie go wypuścić. Niech wraca do swojej pracy, o efekty której zabiegają już intensywnie Schumann i Trinks. Kończą swoją nową, mocno zmodernizowaną konstrukcję i już na początku września chcą ją wypróbować. Czekają jeszcze tylko na heksogen od Freitaga, uformowany sferycznie i złożony z dopasowanych do siebie elementów. Mają już nawet pierwsze, eksperymentalne zapalniki od von Ardenne. Cholera, to wszystko przestaje już być hitlerowską mrzonką ! Ale na razie trzeba sprawdzić jeszcze te szuflady. I znów wykresy, raporty, obliczenia. Nic podejrzanego …

       Na wszelki wypadek Henryk zabrał do teczki kilka zestawów obliczeń. Można je przecież przetrzymać, pod pretekstem sprawdzenia ich prawidłowości. Już raz przecież znalazł właściwą drogę, obalając obliczenia doktora Suessa i profesora Bothe. Nikt się przecież nie zorientuje, gdy tym sposobem opóźni program.

       Wszystko. Zapinał właśnie teczkę, gdy ręką wyczuł jakieś zgrubienie. Coś było pod grubym obrusem na stole ! Odsunął materiał. Nic nadzwyczajnego, zwykła widokówka. Jakieś góry w śniegu, jakieś sosny. Obejrzał sielski zimowy krajobraz i odwrócił kartkę. Były tam życzenia noworoczne, zwykły banał. Ale naraz aż go zmroziło ! Ten podpis … Przeczytał jeszcze raz. „Serdeczne życzenia na ten nowy, oby lepszy 1944 rok, przesyła Werner von Haeften. Ps. Będę miał prawdopodobnie wolne na przełomie lutego i marca. Wpadnę do Ciebie i porozmawiamy o naszych sprawach”.

       Jest ! Punkt zaczepienia. Henryk już wiedział, że nie skończy się to na tygodniu. „Porozmawiamy o naszych sprawach” …  A jakie to były sprawy ? Czy przypadkiem nie dotyczyły zamachu na führera ? Dostarczenia plastiku i angielskich zapalników ? A może już całych bomb ? I dla kogo one miały być przeznaczone ? SD długo to będzie wyjaśniać i nie będzie to przyjemne dla inżyniera Freitaga.

       Przypomniał sobie nagle. Przecież podczas ostatniej rozmowy z Freitagiem, pół roku temu, ten coś wspomniał o ślubie córki. Miała wyjść za jakiegoś kuzyna von Haeftena. Termin wyznaczony był na maj. To by się zgadzało ! Pewnie więc o takich wspólnych sprawach mieli rozmawiać. Ale zanim SD ostatecznie to wszystko wyjaśni … A w jaki sposób, Henryk w tej chwili nie chciał nawet myśleć.

       Już prawie zaczynał żałować inżyniera, ale znalazł w tym wszystkim jasny punkt. Nawet jeśli go wypuszczą, to przy takiej sprawie i podejrzeniach, musi to potrwać co najmniej miesiąc. Albo nawet i dwa. A z marszu nikt nie przejmie jego obowiązków i nie zastąpi jego kompetencji. A to oznacza opóźnienie programu już nie o tydzień czy dwa, ale o dobry miesiąc. Albo i lepiej. Warto więc było zwrócić uwagę na pocztówkę. Może dzięki temu, próba przewidziana na początek września odbędzie się dopiero w październiku ? A wojska zachodnich aliantów przez ten czas wyrwą się ostatecznie z Normandii ?

 

       Sierpień 1944 – Berlin.  


       Dopiero teraz miał chwilę czasu, aby spokojnie usiąść i wszystko przemyśleć. Przez ostatnie kilka tygodni wszystko kotłowało się, jak w jakimś diabelskim młynie. Specjaliści od przesłuchań oczywiście nie uwierzyli Freitagowi. Siedział teraz biedaczysko w jakichś kazamatach, oczekując na podjęcie decyzji o swoim losie i było to Henrykowi na rękę. Co prawda, w Christianstadt Freitaga zastąpił  inżynier Knorr, ale był tylko namiastką poprzednika. Przywalony nowymi  i nieznanymi sobie obowiązkami, nie był w stanie do końca doprowadzić jednostkowej produkcji specjalnie ukształtowanych kostek heksogenu i program wyraźnie zaczął się opóźniać. Już nawet doktor Schumann monitował centralę, że coraz bardziej odstają od ustalonego harmonogramu. Mieli obudowę, uran i lit. Od Manfreda von Ardenne dostarczono też nowy typ zapalnika. I tylko brakowało tej newralgicznej wkładki z szybkich materiałów wybuchowych. Trudno, niech czekają. Im dłużej, tym lepiej. A u Modera wyląduje kolejny raport, wskazujący winnych opóźnień. A, że nikt ich nie ukarze ? No cóż, wyjaśnienie zamachu na führera chwilowo jest najważniejsze.

       Niepokojące było jednak co innego. W końcu lipca zaprezentował to na naradzie adiutant reichsführera Himmlera, Werner Grothmann. Istna rewolucja w myśleniu ! Himmler, w porozumieniu z Hitlerem, jako świeży, bo dopiero 21 lipca mianowany dowódca armii rezerwowej, zarządził zwolnienie od poboru prawie czternastu tysięcy sześciuset osób pomocniczego personelu naukowego. Technicy, laboranci i im podobni mieli pracować przy tworzeniu nowych broni, a nie marnie ginąć na polu walki. Mieli nawet być zwolnieni z takich obowiązków, jak dyżury w ramach obrony przeciwlotniczej. Sam reichsminister Martin Borman został zobligowany do wydania instrukcji dla gauleiterów, aby przestrzegano tych zarządzeń.

       Niezależnie od tego, wszystkie tajne i nowatorskie projekty przechodziły pod nadzór SS. Głównym koordynatorem został wyznaczony gruppenführer Hans Kammler. Bezpośrednio miał kierować programem rakietowym, konstruowaniem i produkcją samolotów odrzutowych oraz programem przenoszenia przemysłu zbrojeniowego pod ziemię. Jedynie program atomowy miał być nadal w bezpośrednim nadzorze samego Hitlera, poprzez Himmlera i Modera oraz stworzonego przez nich zespołu, z Henrykiem na czele.

       To już nie były żarty. Centralizowano wysiłki i wprowadzano osobistą odpowiedzialność za wyniki. Trudno już będzie być swoistym recenzentem i krytykiem prowadzonych prac, gdy samemu wdepnęło się w ten mechanizm. Ale cóż, zobaczymy, jak się to wszystko ułoży …

 

Komentarze