Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 67

 

      26 styczeń 1945, rano – Rugia, doświadczalny poligon atomowy. 


       - A więc Eryku, sytuacja przedstawia się tak, jak mówię. Chociaż ty jesteś w gorszym położeniu. Von Braun zawsze może powiedzieć, że pracował pod kątem wysłania człowieka w kosmos. Nawet na Księżyc. Ty takiej możliwości nie masz.

Bomba atomowa nie jest konstruowana do celów pokojowych. Nawet Heisenberg po wojnie się wywinie. Powie, że pracował nad reaktorem do wytwarzania energii elektrycznej. No, może jeszcze jako napęd dla okrętów. Ale tylko napęd. A ty ?

- Więc co mam robić ?

- Pracować wolniej. I mnożyć trudności. O rzeczywistych postępach możesz rozmawiać tylko ze mną. Z nikim innym. A w ostatniej chwili wykorzystaj powszechny zamęt i gdzieś się ukryj. Masz przecież jakąś rodzinę, co ?

- Nawet nie podejrzewasz jaką i jak liczną. A ilu przyjaciół ? Schumann, to nazwisko, które naprawdę się liczy. Przecież pochodzę z artystycznej rodziny …

- Tym lepiej. Ukryjesz się na rok czy dwa, aż sprawy przycichną, a sytuacja się wyklaruje. A dokumentację, tuż przed ukryciem się, zniszcz. To najbardziej bezpieczne rozwiązanie. Ukrytą, zawsze ktoś może odnaleźć. Nawet zupełnym przypadkiem. A tego, czego fizycznie nie ma, odkryć się już nie da.

- Jasne. Odwiedzisz mnie tu jeszcze ?

- A któż to może wiedzieć ? Kto wie, ile czasu nam jeszcze zostało …

 

       26 styczeń 1945, popołudnie – Waldenburg.


       Już wczoraj Wenzlau nie wiedział, co z tym począć. Opowieść Horsta była tak niecodzienna … A teraz jeszcze to pisemne sprawozdanie. Analizował każdy szczegół i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że von Drebnitz zrobił sobie jakąś ordynarną prywatę. Ale jak tego dowieść ? Przecież Horst jest tylko jeden. A von Drebnitz wraz z kierowcą to już dwóch. Słowo przeciwko słowu ? Nikt w to nie uwierzy. A jeszcze ten cały cmentarz ! Czego von Drebnitz tam szukał ? Co miało być w grobowcu rodziny Reschke ? Bo, że coś tam musiało być, to pewne. Ale co ? Pieniądze, kosztowności, jakieś dokumenty ? Czy von Drebnitz chciał to wszystko zagarnąć tylko dla siebie ? A może działał na polecenie tego Reschke ? Nie, to niemożliwe. Wtedy otrzymał by precyzyjne wskazówki. Ale w takim razie, po co kłamał ? Po co wymusił na ocalałych taką wersję, jaką oficjalnie miał przedstawić ?

       Nie … To musiało być robione za plecami Reschke. To znaczy, że można powiadomić sturmbannführera. Może wtedy skapnie jakiś awans. Ale może i nie. Bo jeżeli jest to tajemnica, którą Reschke chciałby ukryć przed światem ? Co wtedy ? Przecież, jeżeli ujawni, że coś wie … Że w ogóle istnieje jakaś tajemnica …

       Analizował to długo, aż wreszcie jeszcze jedna myśl mu przyszła do głowy. Odkrywcza i zmieniająca wszystko. Wywracająca do góry nogami cały jego dotychczasowy tryb myślenia. Przecież na początku von Drebnitza w ogóle nie interesował cmentarz ! Interesował go tylko sam rejestr zgonów !  Więc co ? Co takiego ważnego mogło być w tym rejestrze, że narażał życie swoje i trzech ludzi ?

       Nie potrafił tego rozwikłać. Przemyślał jednak wszystko i wybrał najbezpieczniejsze rozwiązanie. Tymczasowo postanowił siedzieć cicho. Obserwować i cierpliwie czekać na rozwój sytuacji. A raport Horsta starannie ukryć. Na razie … Jeszcze nie wiadomo, czy kiedyś się nie przyda.

 

       27 styczeń 1945 – Berlin, mieszkanie Trudy.


       Nie odespał podróży. Nie zdążył też z pisemnym raportem dla Modera, chociaż przekazał już ustne sprawozdanie. Co prawda na spacerze w parku, gdzie uzgodnili, co należy napisać, aby nikt nie miał zastrzeżeń.

       I dało to Henrykowi nową porcję przemyśleń. W co właściwie gra Moder ? Sam, czy z czyjegoś polecenia ? Osobiście ostatnio nadzorował wykonywanie mikrofilmów z najważniejszych akt zgromadzonych przez Henryka. Pytanie, czy nie zrobił jednej kopii więcej. Dla siebie ! On też zasugerował treści rozmów z Schumannem i von Braunem. Co tu się dzieje ? Czyżby …

       Ale chyba nie. A może jednak ? Nie chciało się to pomieścić w głowie, jednak  Henryk w końcu zadał sobie to pytanie. Czy to możliwe, aby taki Moder był szpiegiem ? Ale czyim ? Rosyjskim ? Nie ! Należy to wykluczyć. Gdyby tak było, optował by za tym i pilnował, aby naukowcy pozostali w ośrodkach. Wraz z dokumentacją. Ogarnęły by ich pancerne czołówki sowietów lub nawet desant z powietrza. Więc tę opcję można wykluczyć.

       Pozostają więc Anglicy albo Amerykanie. Ale sugestia była taka, aby poddawać się Amerykanom. Więc amerykańskim szpiegiem ? Mało prawdopodobne, aby Amerykanie umieścili w SD swojego człowieka już w drugiej połowie lat trzydziestych lub w trakcie trwania wojny. Więc kim ? Zatroskanym o swoich wnuków dziadkiem ? Czy człowiekiem, który chce za wszelką cenę ocalić swoją głowę ? Za cenę wyników badań nad atomem ! A może jednym i drugim naraz ? To by chyba miało ręce i nogi. Ale od kiedy ? Być może odkąd Henryk zauważył u Modera drżenie rąk. A może to tylko choroba Parkinsona ? Ale przecież zaczął wówczas więcej pić. Zbiegło się to dokładnie z pierwszymi większymi porażkami na frontach. Może więc jednak stary lis jest bardziej bystry niż inni ? Bardziej przewidujący ? Trudno. Na razie tego nie rozstrzygnie. Trzeba myśleć o czym innym. O tym, co czekało na niego u Trudy, gdy zadzwoniła i zaprosiła go na ciasto. I dużą torebkę suszonych śliwek. To by oznaczało komplet dokumentów. Jakim cudem ona to wytrzasnęła ? Ale jechać trzeba. Zobaczyć i ocenić. A także w końcu rozładować to napięcie, które go męczyło już od dłuższego czasu …

 

       Nie zawiódł się. Poszli do łóżka zaraz po przekroczeniu progu jej domku. A później jeszcze raz powtórzyli pierwszy namiętny poryw zmysłów. I dopiero wtedy przyniosła ten plecak. Typowo turystyczny, cywilny, na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniający. To, co czyniło go szczególnym, była jego zawartość. Porozkładali ją na stole i nawet Henryka, przyzwyczajonego do oglądania różnych dziwnych dokumentów ogarnęło zdumienie. Było tam wszystko, co mogło zalegalizować po wojnie nie tylko jego, ale i Trudę. Komplet dokumentów dotyczył Paula Haaze. Metryka urodzenia, świadectwo chrztu, pierwszej komunii i bierzmowania, akt ślubu z Hildą Grimm, świadectwo ukończenia szkoły średniej i dyplom ukończenia Wydziału Technicznego Uniwersytetu Berlińskiego. Inżynier elektryk. Legitymacja pracownika jednej z berlińskich elektrociepłowni, dokument tożsamości i książeczka wojskowa z wpisem o zwolnieniu ze służby wojskowej. Zwolnieniu z uwagi na wykonywanie pracy niezbędnej dla funkcjonowania gospodarki Rzeszy.

       To było to ! Zwłaszcza, że inżynier, zarówno wiekiem jak i wyglądem niewiele odbiegał od Henryka. A, że zdjęcia w dokumentach były sprzed dobrych kilku lat, nikt by nie zakwestionował jego nowej tożsamości. No, chyba, że zajrzał by do wydanej zaledwie rok temu legitymacji członka NSDAP, gdzie na zdjęciu inżyniera widniała już pokaźna łysina. Legitymację można było spalić jednak na miejscu i tak też Henryk niezwłocznie uczynił. Komplet dopełniały aktualne kartki na żywność, wystawione zaledwie na początku stycznia.

       Ale to nie było wszystko. Podobne dokumenty dotyczyły też żony Paula Haaze, ich dziesięcioletniej córki i sześćdziesięciopięcioletniej matki. A jeszcze te pieniądze … Suma była równowartością siedmioletnich zarobków dobrego inżyniera !

     - Skąd ty to wszystko masz ?

- Normalnie. Ekipa z naszego szpitala pomagała odgruzowywać zbombardowany dom. Ich wszystkich znaleźliśmy w piwnicy. Ja weszłam tam pierwsza, bo byłam najdrobniejsza. Zanim weszli inni, plecak ukryłam pod kupką węgla.

- A oni ?

- Już nie żyli. Pomieszczenie małe, drzwi gazoszczelne, zasypany otwór wentylacyjny. Brak tlenu. Mogli przeżyć maksymalnie do ośmiu  godzin. Ekipa ratunkowa dokopała się po piętnastu. Nawet po wybiciu otworu musieliśmy odczekać dobrych kilkanaście minut, aby było tam czym oddychać.

- A ten plecak ?

- Mówiłam już. Mieli ze sobą. Wiesz, teraz są zalecenia, aby ludzie zabierali w kieszeniach, torbach czy nawet walizkach wszelkie dotyczące ich dokumenty. Wiele z nich jest już bowiem nie do odtworzenia. To i zabierają. Do tego pieniądze, kosztowności, pamiątki rodzinne. O, popatrz !

       Otworzyła niewielki, chociaż dość gruby album. Z około setki zdjęć spoglądały na nich oczy tych, którzy jeszcze kilka dni temu cieszyli się życiem. Może byli nawet dobrej myśli, co do  swojej przyszłości. Na początku zdjęcia ślubne, później z czwórką osób  o pokolenie starszych. Pewnie rodzice i teściowie …

       Henryk machinalnie wyjął to zdjęcie z albumu. Nie mylił się. Na odwrocie była data i miejscowość, jak również imiona i nazwiska będących na fotografii osób.      - Niemiecki porządek – pomyślał z lekka rozbawiony. Dobry humor szybko zepsuły mu jednak następne fotografie, młodej kobiety trzymającej w ramionach małe dziecko. Spoważniał. Żona Paula Haaze i ich córka. Przerzucił album do końca. Wszyscy ci ludzie już nie żyli.

     - Okropne, prawda ?

- Tak … Wojna jest nieubłagana. I często najbardziej dotyka tych, którzy z jej rozpętaniem mają niewiele wspólnego.

- Jak dzieci …

- Właśnie. I dlatego powinna zakończyć się jak najszybciej.

- Ale kiedy ?

- Zadajesz trudne pytania, Trudo. Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Ale już chyba niedługo. Być  może za kilka miesięcy.

- A co będzie z nami ?

- Miejmy nadzieję, że to, co ustaliliśmy. Przeżyjemy wojnę i spotkamy się u Fischera. A później będziemy żyli jak w bajce. Długo i szczęśliwie.

       Przytuliła się do niego i siedzieli tak dłuższą chwilę.

- A co z tym ?  – gestem wskazała na stół.

- Co ? Plecak się przyda. Zawsze jest wygodniejszy niż jakakolwiek walizka. Pieniądze podzielimy na pół. Mam zresztą pomysł, co z nimi zrobić. Nie ma komu zwrócić, a przecież ich nie wyrzucimy. Nawet i po wojnie jakąś wartość będą miały. Przynajmniej przez pewien czas, do chwili wprowadzenia nowej waluty. Jeżeli jednak musiała byś robić jakieś większe zakupy, nie afiszuj się z nimi.

- To wiem. Pieniądze zawsze budzą zazdrość i podejrzenia. Ale chodzi mi o dokumenty.

- Właśnie o tym myślę. Chyba trzeba je będzie zatrzymać.

- Wszystkie ?

- A czemu nie ? Pasują przecież do nas.

- A tej dziewczynki i jej babci ?

- Też zostawimy. Zawsze można powiedzieć, że zginęły w bombardowaniu. To budzi współczucie. Trzeba tylko spalić album.

- Dlaczego ?

- Wyglądasz zbyt młodo, jak na żonę Paula Haaze. Ona była przecież dziewięć lat starsza od ciebie. Zbyt duża różnica wieku i  wyglądu. A gdybyś kiedykolwiek musiała posługiwać się jej dokumentami, nie maluj się, nie czesz i nie myj włosów. Przynajmniej przez trzy dni. Tylko wtedy ktoś uwierzy, że masz pod czterdziestkę.

 

       05 luty 1945 – Berlin, siedziba SD, biuro Modera.


       - No to udało się ich zatrzymać !

- Mówimy o Rosjanach ?

- A niby o czym ?

- Ale są przecież cholernie blisko. Za Odrą. A miejscami nawet bliżej. Podobno zdołali utworzyć jakieś przyczółki po naszej stronie.

- Nie narzekaj Henryku. Najważniejsze, że zostali zatrzymani. Nawet na Śląsku, który generał Ferdinand Schörner ogłosił „Festung Niederschlesien”. I mocno się tam trzyma.

- Wiem. Ale linia frontu przebiega tylko trzydzieści czy czterdzieści kilometrów od obiektu „Centrum”. To mało. Zbyt mało !

- Ale może wystarczy. Może zdążymy.

- A co pan ma na myśli, oberführer ?

- Nie tak oficjalnie, Henryku. A co mam na myśli ? Praktycznie przerwano budowę „Riese”.

- Co ?!

- Spokojnie. Decyzja nie dotyczy „Centrum”. To jedyny obiekt, przy którym prace mają być kontynuowane i to we wzmożonym tempie. Reszta nie będzie kończona. Pozostanie tak jak jest, często nawet w stanie surowym. Więc jest to dla nas dobra wiadomość.

- Tak ? Nie rozumiem …

- A tak. Wszystkie środki, maszyny i urządzenia, zapasy materiałów budowlanych na tamtym terenie są do naszej nieograniczonej dyspozycji. Inżynier Dormann już nad tym pracuje.

- To po co to wszystko budowano ?

- Po co … Plany się zmieniały. Najpierw w zamku Fürstenstein miała być nowa kwatera naszego führera. Reprezentacyjna ! Ale i system schronów w podziemiach. Chroniących przed wszystkim. Nawet przed bombą atomową ! W pobliżu miały być kwatery główne rodzajów wojsk oraz kierownictwa partii. Też z takimi schronami. Ale führer wolał pozostawać w Prusach Wschodnich. Twierdził, że musi być blisko największego frontu, a ponadto, że jeżeli opuści Prusy, to już na zawsze je straci. Powstała więc koncepcja przeniesienia do tych podziemi pewnych fabryk zbrojeniowych. W końcu, były to coraz większe przestrzenie, o coraz większej kubaturze. Lecz i ta koncepcja upadła. Jak dla przemysłu, pomieszczenia były zbyt małe i niedostosowane, a przenoszenie fabryk w tych warunkach trwało by kilka miesięcy. Na takie straty produkcyjne Rzesza nie mogła sobie pozwolić.

- Więc na czym w końcu stanęło ?

- Na czym ? Gruppenführer Kammler chciał tam stworzyć centrum atomistyki. Zebrać do kupy wszystkie mózgi, maszyny i urządzenia. W podziemiach stworzyć zakłady wzbogacania uranu. Wykonano nawet projekt i podjęto wstępne prace budowlane w tym kierunku. Ale znów wszystko rozbiło się o czas i możliwości. Rozmontowanie urządzeń w całej Rzeszy, transport, przemieszczenie, montaż i ponowne uruchomienie znów trwało by miesiące. Pomijając to, że obiekty „Riese” są jeszcze głównie w stanie surowym. Na ich wykończenie nie ma już czasu. A pewnych urządzeń nie dało by się tak po prostu przenieść. Chociażby zbudowanego w Miersdorf cyklotronu von Ardenne, czy separatora masowego w Bad Saarow. A propos … Słyszałeś, że nasz Manfred w ubiegłym miesiącu powołany został w skład Rady Naukowej Rzeszy ?

- Pierwsze słyszę.

- Doceniono go za prace nad zapalnikami implozyjnymi. Niby w laboratorium działają bezbłędnie, ale za miesiąc przejdą praktyczną próbę generalną. Na poligonie w Ohrdruf.

- Więc mają tam jakieś nowe efekty ? Bo Schumann …

- Schumann jest na nieco bocznym torze. Pracuje i będzie pracował tak, jak wiesz. Ale oni tam w Ohrdruf, pod kierownictwem Klemma, dokonali podobno dużych postępów. Mówię podobno, bo raport od wczorajszego popołudnia czeka w sekretariacie na twoją ocenę. Sam już go czytałem, ale do końca nie potrafię się zorientować. W każdym razie Klemm i spółka z Akademii Technicznej SS z Zellendorfu, oraz z ośrodka badań w czeskim Brnie, przygotowują nową próbę. Zarządza tym wszystkim właśnie Klemm.

- To ciekawe. Bo w obiekcie „Centrum”, to właśnie on kazał wykonać wyjście ewakuacyjne. Wcześniej nawet nie wiedziałem, że miał dostęp do tych planów.

- Miał dostęp jako jedyny z Akademii. Była bowiem sugestia Kammlera, aby to Klemm był szefem „Centrum”. Ale okazało się, że bardziej potrzebny jest w Zellendorf, a teraz w Ohrdruf.  

- No to się wyjaśniło. Bo już myślałem, że może nie zasługujemy na zaufanie gruppenführera …

- Nawet tak nie myśl. Klemm kazał wykonać system ewakuacji, bo jest bardzo ostrożny. Już raz ledwo uszedł śmierci i to w swoim własnym laboratorium. A Kammler …  Wkrótce będzie potrzebował twoich konsultacji.

- On ? Moich ?

- Co się dziwisz ? Jesteś przecież specjalistą z najwyższej półki, a w temacie, chyba jako jedyny jesteś na bieżąco. Tam, gdzie wkrótce pojedziesz, jest jeszcze kilkunastu podobnych tobie. Z niższej półki, ale podobnych. Z tym, spotkanie z Kammlerem przeżyjesz tylko ty.

- Co ?? !!!

- Wiem, że nie rozumiesz. Ale wyjaśnię. Już miesiąc temu Kammler zgromadził w zamku Fürstenstein dwunastu czy trzynastu najzdolniejszych, jakimś cudem pozostałych jeszcze przy życiu żydowskich fizyków i matematyków. Rezyduje tam ostatnio, wiec ma na nich oko.

- Żydów ?

- Jak słyszysz. Powyciągał ich z obozów koncentracyjnych i zgromadził w podziemiach. Wykonują tam najbardziej pracochłonne obliczenia matematyczne pod nadzorem naszych specjalistów. To bardzo przyspiesza prace.

- Dopuścił ich do największej tajemnicy Rzeszy ?

- Niezupełnie. Oni nawet nie wiedzą gdzie są. Zostali też izolowani od siebie nawzajem. Każdy otrzymuje do rozpracowania tylko zadanie wycinkowe. Nikt, oprócz nas, nie będzie w stanie złożyć tego w jedną całość. A poza tym …

- Co ?

- Już ci mówiłem. Oni tego nie przeżyją. Przykładają się do pracy, bo dano im nadzieję. Dobrze ich też karmią, bo głodny człowiek myśli tylko o jedzeniu, a nie o pracy. Wykonają swoje, a później zostaną zlikwidowani.

- A pan … To znaczy, mówiłeś, że ja też tam pojadę.

- Oczywiście. Ale ty przeżyjesz spotkanie z naszym ukochanym gruppenführerem. Nie jesteś przecież Żydem – tu głośny śmiech Modera zakończył rozmowę.

 

Komentarze