Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 65

 

       24 styczeń 1945, rano - Uznam, ośrodek Peenemünde.


       Wiedzieli, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, ale żeby do tego stopnia ? Na odcinku niespełna półtora kilometra aż trzy razy trafiali na szlabany , gdzie czujnym oczom posterunków blokadowych musieli okazywać stosowne dokumenty. Nie można powiedzieć … Podpisy gruppenführera Kammlera robiły wrażenie i nigdzie ich specjalnie długo nie zatrzymywano.

I gdy zdawało się już, że bez przeszkód dotrą do głównego budynku, trafili na pewien widok. Widok w tym miejscu niecodzienny. Za trzecim szlabanem, zaraz po prawej stronie, zobaczyli coś, czego zupełnie się tutaj nie spodziewali.

- Zatrzymaj Johann !

       Trzasnęli drzwiami samochodu, podeszli bliżej. Rozszerzonymi ze zdziwienia oczami oglądali to, co nie mieściło się w głowie. Na sporych rozmiarów szubienicy, wzniesionej widać niedawno, ze świeżego jeszcze, nieokorowanego drewna, wisiały cztery ludzkie ciała. Odziane w cywilne ubrania, ze związanymi na plecach rękami, kołysały się na wietrze, pod czujnym okiem siedzących na belce wron.

- Jeszcze chwila i zaczną wydziobywać im oczy – głos opanowanego zwykle Bomkego jakby dziwnie zadrżał.

- Podejdźmy bliżej. Coś tam jest napisane.

       Nie musieli podchodzić bezpośrednio pod szubienicę. Już z odległości kilkunastu kroków dało się odczytać napisy z zawieszonych na piersiach tabliczek - „Byłem tchórzem, który bał się bronić ojczyzny”.

       - Interesujące, prawda ?

       Zaabsorbowani nieoczekiwanym widokiem nawet nie zauważyli, gdy z tyłu pojawił się dowódca posterunku. Opuścił budkę przy szlabanie i podszedł do gości, widząc ich zainteresowanie.

- Interesujące ? Raczej mało estetyczne. Kto to jest ? I kto kazał ich powiesić ?

- Nie ma ich co żałować. To zdrajcy, sturmbannführer. Sprzeciwili się rozkazowi naszego pomorskiego gauleitera, Franza Schwede – Coburga.

- A co to za rozkaz ?

- Wszyscy naukowcy mają zostać w ośrodku. Mają pracować do końca. A później bronić Peenemünde. A oni nie chcieli.

- Nie chcieli ? A skąd to wiadomo ? Sprzeciwili się otwarcie ?

- Otwarcie, to nikt by nie śmiał. Ale ktoś na nich doniósł i gestapo ich powiesiło. Dla przykładu. Wszyscy musieli się przyglądać. Obowiązkowo.

- Wszyscy ? A ilu ludzi tu pracuje ?

- Nie wiem, sturmbannführer. Ale z robotnikami, w tej chwili będzie to chyba przynajmniej dwa i pół, albo nawet i ponad trzy tysiące.

- No, pięknie. Będę musiał zameldować o tym gruppenführerowi Kammlerowi. A on reichsführerowi Himmlerowi. Bo to oznacza, że trzy tysiące ludzi przez co najmniej godzinę miało wolne. Nie pracowali. Stracono minimum trzy tysiące roboczogodzin ! A to wszystko w sytuacji, gdy decydować może każdy dzień. Ustalę, kto jest za to odpowiedzialny. Jedziemy dalej, Bomke !

       Odwrócił się, zostawiając zszokowanego i nic z tego nie rozumiejącego esesmana. Samochód znów ruszył i dzięki wskazówkom otrzymanym przy ostatnim szlabanie sprawnie podjechali pod właściwy budynek.

- Odstaw Johann samochód na parking. W recepcji ma czekać klucz do pokoju, w którym zanocujemy. Zanieś tam walizki i idź coś zjeść. Kantyna jest podobno w drugim budynku. Ja tymczasem idę do biurowca. Muszę się tam spotkać z paroma naukowcami.

       Mógł wybrać pojedynczy pokój, ale miał w tym swój cel. Nikt nie będzie musiał się zastanawiać, czy nie ma czegoś do ukrycia. A ponadto, potwierdzał w praktyce panującą w SS zasadę koleżeństwa. Panującą przynajmniej w teorii.

       Przeszedł w budynku pierwszy posterunek i skierował się w głąb korytarza. Tam właśnie, zgodnie z instrukcjami przesłanymi wcześniej dalekopisem, oczekiwać miał na niego sam Werner von Braun. Zapukał do drzwi i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z wewnątrz nacisnął klamkę.

- Heil Hitler, herr profesor !

- Heil Hitler, sturmbannführer. Witam pana.

       Zmierzyli się spojrzeniami i mimo woli Henryka ogarnęło niejakie zdziwienie. Wiedział, że von Braun ma dopiero trzydzieści trzy lata, ale tytuł profesora, nadany mu osobiście przez führera, sugerował jakby kogoś dojrzalszego. Tymczasem patrzyły nań bystre oczy człowieka jeszcze bardzo młodego, z szerokim, myślącym czołem i starannie rozczesanymi krótkimi włosami, z przedziałkiem bliżej prawej strony. Prawie jak u Hitlera !

     - Herr profesor ! Albo sturmbannführer, jak pan woli, bo wiem, że taki też stopień posiada pan w SS.

- No tak … Ale go nie używam. Wie pan, sturmbannführer, jestem naukowcem i …

- Nie musi się pan tłumaczyć. W dalekopisie nie umieszczono mojego nazwiska z uwagi na konieczność zachowania tajemnicy. Przedstawię się więc. Jestem sturmbannführer Heinrich Reschke. Reprezentuję tu SD, a jednocześnie jestem pełnomocnikiem i specjalistą do spraw oceny projektów specjalnych, w berlińskiej centrali bezpośrednio podlegającej naszemu wspólnemu przełożonemu, gruppenführerowi Kammlerowi. Jestem też doktorem fizyki. Myślę więc, że jako naukowcy porozumiemy się bez większych problemów.

- Być może, sturmbannführer. Ale pozwolę sobie zapytać o cel pańskiej wizyty. Bo tekst powiadomienia jakie otrzymaliśmy, niczego nie wyjaśnia.

- Oczywiście, że tak, bo to nie jest sprawa na dalekopis. Nawet zaszyfrowany. Umówmy się więc w sposób następujący … Pan spokojnie skupi się dzisiaj na próbie rakiety, którą macie tu wystrzelić. Ja będę jej obserwatorem. A o celu mojej wizyty porozmawiamy jutro po śniadaniu. I proszę się nie niepokoić – dodał, widząc zmienioną nagle minę von Brauna. - Z mojej strony nic panu nie grozi.

- A z innej strony, sturmbannführer ?

- Jeżeli pan będzie chciał mnie zrozumieć, to myślę, że też nic. Ale o tym porozmawiamy jutro. Tymczasem zaś proszę o przydzielenie mi jakiegoś asystenta. Będzie moim przewodnikiem po obiekcie i objaśni mi kluczowe zagadnienia związane z nową rakietą. Chcę też być przy jej starcie.

 

       Przydzielony mu asystent był chyba nawet młodszy od von Brauna.

- Inżynier Nissler – przedstawił się stojąc na baczność i wyrzucając rękę w nazistowskim pozdrowieniu. Jestem do pana dyspozycji.

- Witam inżynierze. To jaki mamy rozkład dnia ?

- Proponuję zacząć od śniadania, herr sturmbannführer. Późnego, ale lepsze takie niż żadne. Następnie pojedziemy na stanowisko startowe. Nasza nowa rakieta właśnie jest tankowana. Pewnie już widział pan jej wierzchołek. Tam, w kierunku morza – pokazał ręką.

       Henryk odwrócił się we wskazanym kierunku. Poprzednio niczego nie zauważył, jako, że ta strona przysłonięta była bryłą budynku. Obecnie jednak, na otwartej przestrzeni, ponad wierzchołkami nieodległych drzew, ujawnił się jej szczyt. Smukły, pomalowany na biało i czarno, skierowany był prosto w niebo.

- Więc to tam jest stanowisko startowe ?

- Tak, herr sturmbannführer. Stamtąd właśnie je odpalamy.

- A jakieś podstawowe dane ? Rozumie pan … Muszę się tu we wszystkim zorientować.

- No, cóż … Ogólnie rzecz biorąc, V – 2 ma masę startową 12 825 kilogramów. Długość 14,26 metra, średnica kadłuba 1,65 metra. Masa głowicy bojowej 975 kilogramów. Silnik rakietowy o ciągu 25 200 kilogramów. Prędkość naddźwiękową osiąga po 80 sekundach, maksymalna w końcowej fazie lotu i tuż przed uderzeniem w ziemię dochodzi do 5500 kilometrów na godzinę. Nic nie jest w stanie jej przechwycić.

- A celność ? To przecież też jest niezmiernie ważne.

- Pracujemy nad tym i mamy coraz lepsze wyniki. Na początku wynosiła do 6400 metrów, teraz zaś osiągamy maksymalnie do 1600 metrów od założonego celu.

- Za dużo, inżynierze. Za dużo !

- Pozwolę sobie zauważyć, że i tak jest to olbrzymi postęp.

- Teoretycznie tak. Ale jak przy tym rozrzucie można trafić w konkretny cel ?

Odpowiedzi nie było. W oczywisty sposób Nissler się bał i ta rozmowa sporo go kosztowała. Czyżby ciągle był pod wrażeniem stojącej przy wjeździe   szubienicy ?

- No, dobrze. Widzę, że nie na wszystkie pytania uzyskam tu satysfakcjonującą odpowiedź. To teraz jeszcze jedno … Chodzi mi o napęd. Na jakim paliwie to wszystko działa ?

- Na ziemniakach ! – tu Nissler jakby odzyskał pewność siebie i podniósł głowę do góry.

- Słucham ? – Henryk nie wiedział czy inżynier kpi z niego, czy też on sam się przesłyszał.

- Na ziemniakach, herr sturmbannführer. A właściwie na tym, co można z nich zrobić w pierwszej lepszej wiejskiej gorzelni.

- Czyli co ? Chce mi pan powiedzieć, że paliwem jest spirytus ?

- Dokładnie tak. Na wypełnienie zbiorników jednej rakiety potrzeba przerobić około 30 ton ziemniaków. Spirytus oczywiście nie może być sam. Trzeba tam jeszcze dodać utleniacze. Stosujemy pierwiastkowy tlen w stanie ciekłym oraz nadtlenek wodoru o stężeniu 60 %.

- A gdzie te rakiety montujecie ?

- O tam, na prawo – Nissler wskazał ręką. - W tym hangarze składamy to wszystko w jedną całość. Później, na lorach kolejowych transportujemy na stanowisko startowe. Otoczone wałami ziemnymi. Wie pan, sturmbannführer. W razie czego. Mieliśmy tu już eksplozje w czasie startu.

- Ale teraz technologia jest już opanowana ?

- Jakoś nie do końca. Niby to, co chcemy dzisiaj wystrzelić, to prawie nic nowego. To zwykła V – 2, chociaż z dołączonymi skośnymi skrzydłami w połowie kadłuba. To powinno w znaczny sposób przedłużyć lot rakiety w fazie szybowania. Z około trzystu dwudziestu, do nawet siedmiuset pięćdziesięciu kilometrów. Ponad sto procent. Wielki postęp.

- Ma to jakiś kryptonim ?

- Oczywiście. A – 4 „b”. A, jak Aggregat. To oznaczenie rakiety testowej.

- To będzie pierwszy taki start ?

- Tej rakiety ? Nie. Już miesiąc temu w takiej konfiguracji wystrzelono ją testowo na poligonie „Heidekraut”, niedaleko Lindenbusch.

- A gdzie to jest ?

- Na Pomorzu. W lasach, 15 kilometrów od Tuchel. Do dwunastego stycznia stacjonowała tam jednostka doświadczalna. Bateria 444. Testowali stanowiska stałe i kolejowe. Jeszcze w grudniu odpalili tam pierwszy egzemplarz A – 4 „b”. Ale wybuchła niedługo po starcie.

- Mówił pan, że bateria tam stacjonowała ? To gdzie jest teraz ?

- Pociągnęli na zachód. Pan wie, sturmbannführer. Nadciągali ruscy. Zdemontowano więc co można było, resztę wysadzono w powietrze. Coś tam też podobno zamaskowano. Dalsze doświadczenia będą prowadzone już za Odrą. W lasach, koło Wolgast. To niedaleko stąd. Dwadzieścia parę kilometrów w linii prostej, chociaż na lądzie stałym.

- A ta rakieta ? Nie wybuchnie ?

- Nie powinna. W końcu to tutaj mamy najlepszych ludzi, najlepszą kontrolę jakości i najlepszą obsługę. A tam były warunki polowe i widocznie coś spieprzyli.

- Rozumiem. A co mi pan powie o V – 2, zmodernizowanych pod kątem umieszczenia dodatkowej przestrzeni ładunkowej w środkowej części kadłuba ? Gruppenführer Kammler chce znać opinię i dane nie tylko z oficjalnych raportów, lecz również z nieskrępowanych wypowiedzi osób bezpośrednio w to zaangażowanych.

- Przepraszam sturmbannführer, ale ja nie chciałbym dołączyć na piątego.

- Myśli pan o tych czterech przy wjeździe ?

- Tak. A byli to sami dobrzy technicy i inżynierowie. Niemcy.

- Mogę panu zagwarantować, że za to, co mi pan powie, nie dołączy do nich. Muszę znać prawdziwy obraz sytuacji. A pan mi w tym pomoże. Bo inaczej mogę sobie pomyśleć, że sabotuje pan wojenny wysiłek Rzeszy. No więc ?

- Skonstruowaliśmy takie rakiety. A produkcję mają podjąć podziemne zakłady koło Leese. U nas nie było czasu, aby je przetestować. Narzucono nam inne priorytety.

- Polecą ?

- Myślę, że tak. To standardowe V – 2, przetestowane w kilkuset egzemplarzach. Tylko zasięg będzie mniejszy. Przedział ładunkowy został bowiem wykonany kosztem wielkości zbiornika paliwa. Chodziły plotki, że …

- No, śmiało !

- Że będą tam umieszczane ładunki chemiczne i radioaktywne. Ale oficjalnie, nic o tym nie wiemy.

- A „Amerika Rakete” ?

- A 9/10 ? Zabraliśmy się do jej konstrukcji jeszcze w czasie prób przy V- 2. Projekt jednak zaczął być intensywnie rozwijany dopiero od końca 1943 – go. Wykorzystaliśmy prace nad A – 46 i założyliśmy jej wykorzystanie jako A – 9, czyli drugiego członu rakiety. Teraz montujemy trzy pierwsze egzemplarze. W hangarach, które panu już pokazywałem. Będą gotowe do prób za jakiś miesiąc. Ale to produkcja właściwie chałupnicza, choć równoległa do V – 2. Trochę części produkuje już przemysł. Jest jeszcze jedno miejsce, gdzie właśnie składa się dwa pierwsze egzemplarze. To poligon Ohrdruf. Ale jeżeli chodzi o nich, to nic więcej nie wiem.

- Czyli w grę wchodzą tylko Peenemünde i Ohrdruf?

- Teraz tak. Były plany, aby stanowiska startowe powstały w Normandii. W Haut Mensil koło Caen i La Meauffe koło St Lo. Są tam kamieniołomy, które chcieliśmy wykorzystać jako stanowiska montażowe i startowe. Zdążono wykonać sieć tuneli o odpowiednich rozmiarach, sprowadzono sprzęt załadunkowy do rakiet. Ale po szóstym czerwca i alianckiej inwazji na Normandię, wszystko upadło.

- Tak … Za późno rzuciliśmy na nich nasze dywizje pancerne. Być może, gdyby ruszyły wcześniej, zepchnęlibyśmy ich do morza.

- Nie jestem wojskowym, herr sturmbannführer i nie będę się wypowiadał na ten temat.

- A tak. Ma pan rację, inżynierze. To teraz jeszcze parę szczegółów i pójdziemy na to późne śniadanie. Te  A -9/10 … Czy rzeczywiście dolecą do Ameryki ?

- Powinny. Silniki pierwszego stopnia mają ciąg dwieście ton. Potęga ! Planowany zasięg to co najmniej pięć tysięcy kilometrów. I myślę, że osiągniemy go bez żadnych problemów. Przecież ta rakieta pierwszy tysiąc kilometrów poleci poza atmosferą Ziemi. A tam nie ma oporu powietrza.

- Niesamowite. Ale proszę się nie dziwić moim pytaniom. Jeśli chodzi o te sprawy, jestem laikiem. Pewne rzeczy muszę jednak ustalić, aby mój raport był rzetelny. Może trafi nawet na biurko samego reichsführera Himmlera. Więc zadam następne pytanie, ponieważ to, co pan opowiada, brzmi jak fantastyka. Co z zagadnieniem kierowania taką rakietą ? Musi przecież jakoś trafić w cel.

- O tym też pomyśleliśmy. Najpierw był pomysł wysłania agentów do Ameryki. Mieli być wyposażeni w walizkowe radiolatarnie, które planowano umieścić na dachach wieżowców. Ale plan upadł. Wcześniej posłano tam jakąś grupę agentów i wysadzono ich z U-bootów na amerykańskim brzegu. Wyłapano ich i prawie wszyscy dostali karę śmierci. Podobno uratował się od niej jeden czy dwóch, którzy od razu i z własnej woli poszli na współpracę z Amerykanami. Więc później był plan, aby rakietę pilotował człowiek.

- Człowiek ? Chce pan powiedzieć, że Niemiec, aryjczyk i  przedstawiciel naszego narodu, byłby pierwszym człowiekiem w kosmosie ?

- Mimo woli, ale tak. Okrył by się chwałą na wieki.

- Na wieki może tak. Ale sam by się nią nie nacieszył. Przecież to misja samobójcza. 

- Może nie do końca. Przewidziano możliwość katapultowania się pilota, po naprowadzeniu rakiety na cel. Ale …

- Ale pan w to przecież nie wierzy, inżynierze ?

- I dlatego zastosowany ma być trzeci wariant. Słyszał pan o inżynierze Fritzu Gosslau ?

- Coś mi się obiło o uszy. Ale on chyba nie jest konstruktorem rakiet ?

- Nie. Ale już przed wojną zajmował się zdalnym sterowaniem obiektów latających. Skonstruował system radiowego kierowania samolotem, holującym cele dla artylerii przeciwlotniczej. Dla bezpieczeństwa pilotów. Później brał udział w konstruowaniu mechanizmów kierowania dla V – 1. I to on właśnie wpadł na pomysł, że radiolatarnie umieszczane przez agentów to idiotyzm. Wystarczy przecież nastroić układy naprowadzania na normalnie działające, cywilne stacje radiowe. Mają tak silny sygnał, że bez problemów można w nie trafić. A na samym Manhattanie działa ich podobno kilka.

- I ten system został już skonstruowany ?

- Oczywiście. Został też  sprawdzony w rakiecie V – 2. Działa bez zarzutu.

- A przedział bojowy rakiety ? Wielkość, udźwig ?

- Porównywalna z V – 2. Tysiąc kilogramów ładunku. To wszystko.

- A więc zastosowanie tradycyjnego materiału wybuchowego praktycznie nic nie da ?

- Niestety. Tym bardziej, że dotychczasowe zapalniki działają zbyt późno. Do eksplozji dochodzi moment po uderzeniu w cel. Duża część energii wybuchu idzie więc na bezproduktywne wyrzucanie w górę ton ziemi. A eksplozja pięćset metrów nad ziemią, przy tradycyjnych materiałach niewiele da.

- Więc jakie pan widzi rozwiązanie tego problemu, inżynierze ?

- Nie wiem. Chodzą słuchy o jakiejś nowej broni. Minister Goebbels mówił już o niej w radiu. Wunderwaffe ! Ale co to jest, nikt z nas nie wie.

- Dobrze. Muszę pana pochwalić, inżynierze. Jest pan kompetentnym naukowcem i dobrym Niemcem … To co ? Udamy się wreszcie na to śniadanie ? Start planowany jest na 13.00. Więc chyba zdążymy jeszcze coś zjeść, prawda ?

 

Komentarze