Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 73 bis

 Kilka słów wyjaśnienia. Tydzień temu pomyliłem się w numeracji odcinka. Zamiast 72, wpisałem 73. Dzisiaj będzie więc numer 73 bis, aby komputer mi nie zgłupiał, zobaczywszy jednobrzmiący zapis.

 

       16 marzec 1945, godzina 23.06 – przestrzeń kosmiczna nad północno – zachodnimi Niemcami.   

 

       Stalowy potwór, który sześć minut wcześniej z rykiem silników wydostał się spod ziemi i na słupie ognia wzbił w niebo, był już mniejszy.

Po wyczerpaniu paliwa odrzucił pierwszy stopień napędowy i teraz, jako rakieta A – 9, znajdował się na kursie wprost na Londyn.

        Precyzyjnie zestrojony i nastawiony programator zadbał o każdy szczegół lotu i pozornie nic już nie mogło ocalić od zagłady wrogiego miasta. Wskazówki zegarów zakończyły swój  bieg, aby uruchomić mechanizm ciśnieniowy. Tak, jak założono, miał on zadziałać około  pięciuset metrów nad powierzchnią ziemi, wcześniej zanurzając się w coraz bardziej gęstych warstwach atmosfery.

       To jednak nie było mu dane. Odwrotnie założone sprężynki oraz wygięta przez Henryka  membrana zadziałały natychmiast po aktywowaniu mechanizmu. Impuls elektryczny w ułamku sekundy dotarł do zapalników i stała się apokalipsa.

       Nie tam, gdzie założono. Nie tam, gdzie z siłą czterdziestu pięciu kiloton atomowy ogień miał przynieść natychmiastową śmierć kilkuset tysiącom ludzi i zniszczenia, mające wymazać z powierzchni ziemi prawie połowę powierzchni  Londynu.

       Wysoko, prawie trzysta kilometrów nad powierzchnią planety, rozbłysła jedynie oślepiającym blaskiem tysiąca słońc i po kilku sekundach rozpłynęła się w ciemnościach. Kosmiczna pustka nie przeniosła huku ani podmuchu eksplozji, więc jej końca nikt nie usłyszał, ani też nie odczuł.

 

       16/17 marzec 1945 – Ohrdruf, poligon atomowy.    


       Wiadomości rzeczywiście przyszły po dwudziestu kilku minutach. Tyle, że inne od tych, których oczekiwali. Posterunki obserwacyjne obrony przeciwlotniczej w Bonn, Köln i Düsseldorfie przysyłać zaczęły prawie jednobrzmiące meldunki. Na bezchmurnym niebie pojawił się silny rozbłysk i wielka kula ognia. Trwało to kilka sekund i zniknęło. Tak, jakby gdzieś w kosmosie eksplodowała jakaś gwiazda …

       Po następnych dwudziestu minutach przyszedł też meldunek radiowy z Junkersa 388. Żadnego wybuchu nie zaobserwowano. Kończyło się również paliwo przeznaczone na krążenie w okolicach Londynu i musieli wracać do domu.

       Nikt nie odezwał się nawet słowem. Patrzyli tylko na Kammlera, chodzącego po sali jak tygrys w klatce. W końcu wybuchnął i odczuli ulgę, że pierwsza agresja obergruppenführera nie była skierowana przeciwko nim.

     - Zabrać mi stąd to gówno ! – wrzeszczał, zobaczywszy w kącie srebrne naczynie z lodem i chłodzącymi się w nim trzema butelkami szampana. - Natychmiast ! - polecenie wzmocnił, kopnąwszy je z całej siły, aż lód rozprysnął się po podłodze.

- Jak mogło do tego dojść ? Co zawiodło ? I co ja mam zameldować führerowi ?

       Milczeli. Czekali, aż opadnie z niego furia.

       - Doktorze Klemm ! Coście spieprzyli ?

- Trudno tak, na gorąco …

- Na gorąco ? Zaraz wam będzie na gorąco ! Losch, do mnie !

- Jawohl, obergruppenführer ! – obersturmfüher czekał już w pogotowiu.

- Wszystkie dokumenty dotyczące sprawdzenia rakiety i głowicy przed startem, za piętnaście minut na moim biurku. A o drugiej, na początek zameldują się u mnie standartenführer Klemm i sturmbannführer Reschke. Czuję, że będziemy mieli sobie co wyjaśniać.

 

       17 marzec 1945, godzina 02.00 – Ohrdruf, poligon atomowy.


       - Heil Hitler ! Meldujemy się , obergruppenführer !

- Nie poproszę, abyście usiedli, bo nie wiem, czy na to zasłużyliście. Rzesza się na was zawiodła. Spytam więc raz jeszcze … Co spieprzyliście ?

- Obergruppenführer … – zaczął jąkać się Klemm.  – Jest zbyt mało danych …

- Jakie zbyt mało ? Moim zdaniem wystarczająco. A pan co powie, sturmbannführer Reschke ?

- Moim zdaniem przyczyn należy szukać w mechanizmie uruchamiającym zapłon. Start był prawidłowy, wiemy już, że rakieta weszła na krzywą balistyczną, wiemy też, że wybuch nastąpił, co wskazuje na sprawność zapłonu.

- A więc ?

- Jak już powiedziałem. Przyczyn należy szukać w mechanizmie ciśnieniowym, uruchamiającym zapłon. Należy zbadać, dlaczego zadziałał w kosmosie, a nie w atmosferze, bezpośrednio nad Londynem.

- No właśnie. Też tak myślałem. A kto konstruował i sprawdzał  ten mechanizm ?

- Akademia Techniczna SS w Zellendorfie. Stamtąd go dostaliśmy. Wraz z certyfikatem sprawności, po potwierdzeniu prawidłowości działania.

- Więc co ? Samo się zepsuło ? Kto to montował ? Kto miał dostęp ? – Kammler przerzucał papiery na biurku, aż wreszcie trafił.

- Z protokołu wynika, że to pan, standartenführer Klemm, osobiście montował to urządzenie. A potem obaj sprawdziliście plomby.

- Jawohl ! Zgodnie z pańskim poleceniem, zastosowaliśmy trzystopniowy system bezpieczeństwa. Każdy miał swoją plombownicę i sam, indywidualnie odpowiadał za montaż i zaplombowanie poszczególnych zespołów. Później ja sprawdzałem plomby sturmbannführera Reschke, a on moje. Na koniec sprawdziliśmy wszystkie plomby we dwóch. Wszystko było zrobione idealnie. A końcowe nastawy robiliśmy w obecności obersturmführera Loscha. On sam wszystko sprawdzał. Nie mogło być pomyłki.

- A plombownica ? Komuś ją pan udostępniał ?

- Zdecydowanie nie, obergruppenführer. Cały czas miałem ją w kieszeni, albo czasem na stole obok siebie. Sturmbannführer Reschke tak samo.

- Ktoś ją mógł stamtąd zabrać ? Chociażby na przysłowiowe pięć minut ?

- Niemożliwe, obergruppenführer. Absolutnie wykluczone. Musiałbym to zauważyć, albo też któryś z podległych mi ludzi. W ciemno można to wykluczyć.

- No, tak … Wygląda na to, że sprawa jest jasna. Sturmbannführer Reschke jest wolny. Nie zajmował się tym elementem i nie miał do niego dostępu. Natomiast pan, standartenführer Klemm … Proszę jeszcze pozostać. Razem się zastanowimy, czy to pański błąd, czy też może trzeba go szukać z Zellendorfie.

 

       20 marzec 1945 – Ohrdruf, biuro konstrukcyjne.

 

       Już czwarty dzień kreślili plany nowej głowicy, przystosowanej do zamontowania zarówno w rakiecie, jak i w razie potrzeby, w nieco zmodyfikowanym korpusie największej dostępnej konwencjonalnej bomby, o mocy obliczeniowej siedemdziesięciu kiloton. To było wszystko, co dawało się wyciągnąć z dostępnych ilości wzbogaconego uranu, trytu i zastosowaniu implozji za pomocą heksogenu. Zaadoptowali przy tym ostatnie prace Schumanna, ale już bez przeprowadzania próbnych eksplozji. Nie było zresztą na to czasu. Kammler poganiał, a efekt jego rozmowy z Klemmem wciąż był widoczny w postawie standartenführera. Zgarbił się, poszarzał na twarzy. Nawet włosy jakby mu posiwiały. Siedział przy pulpicie rysowniczym harując jak wół i niewiele uwagi zwracał na otoczenie.

     - Alfred ! Odetchnij ! Jak tak dalej pójdzie, wykitujesz na zawał serca.

- Łatwo ci mówić. „Sturmbannführer Reschke jest wolny” – ironizował. - A ja do samego rana musiałem znosić wyrzuty Kammlera. I straszenie plutonem egzekucyjnym. Ledwo dał się przekonać, że błąd musiał nastąpić w Zellendorfie.

- Ale jednak go przekonałeś ?

- Niby tak. Ale po wykonaniu tego projektu odsuwa mnie od prac. Oficjalnie, do zakończenia śledztwa w Akademii.

- To i tam będzie szalał ?

- A ma jakieś inne wyjście ? Zawiódł führera i reichsführera. Teraz będzie ratował własną dupę. I przed nimi i przed …

- No ?

- Nie będę kończył. Wiesz, o co mi chodzi. A teraz ty też będziesz musiał uważać.

- Ja ? A niby na co ?

- Raczej na kogo. Na Kammlera oczywiście. To, co teraz robimy, to ostatnia szansa. Innej już nie będzie. Nasze rysunki od razu idą do wykonania. Robotę mamy zakończyć do końca marca. Rozumiesz ? Za półtora tygodnia !

- No i chyba zdążymy.

- Nic nie rozumiesz. Kammler postawił  mi ultimatum. Jeżeli głowice nie zadziałają, to pójdę pod ścianę. A pluton egzekucyjny strzela celnie.

- Cholera ! Nie wiedziałem …

- To teraz już wiesz. Ale i o sobie też wkrótce się dowiesz. Kammler wspomniał, że ty też dostaniesz ultimatum. Pierwszy transport części do „Centrum” odchodzi za trzy dni. Uran podobno już tam jest. A ty będziesz montował trzy głowice naraz. Jednocześnie ! Pierwsza ma być na urodziny führera.

- Co ?!!!  Na 20 kwietnia ?

- A dlaczego by nie ? Dwie następne ukończysz na 1 maja. Na „Narodowe Święto Pracy”. A führer zadecyduje, jak i przeciwko komu je użyć.

- Ale to szaleństwo !

- Może i tak. Ale dostaniesz alternatywę taką samą jak moja. I jak znam życie, też  będziesz tyrał dniami i nocami, aby tylko dotrzymać terminu.

 

       27 marzec 1945, wieczór – Ohrdruf, biuro konstrukcyjne.


       - Witaj Henryku – Moder kordialnie ściskał jego prawicę.

- Witaj Gerhard ! A co ty tu robisz ? Zdaje się, że miałeś być w Berlinie.

- Owszem. Byłem. Ale dostałem polecenie, aby pilnie się tu stawić.

- Znowu coś nowego ?

- Jeszcze nie wiadomo. Ale chyba coś się stanie. Albo też zapadną ważne decyzje. Jutro ma tu przyjechać Himmler, Kammler, Speer i profesor Gerlach. Nie wiem po co, ale po takim spotkaniu wszystkiego można się spodziewać.

- Kammler do końca marca miał być w Austrii, a potem w Brnie i Pilźnie. Podobno miał poganiać budowę silników odrzutowych.

- Też to słyszałem. Ale rozkaz powrotu dostał właśnie od Himmlera. Więc jutro wszyscy tu będą.

- Ciekawe po co ?

- Spokojnie. Dowiemy się we właściwej chwili. A na razie, zaprosisz mnie na jakiś koniak ?

 

Komentarze