Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 75

 

        01 kwiecień 1945 – Berlin, mieszkanie Trudy.    

        

       Zadzwonił do niej zaraz po przyjeździe. I miał  sporo  szczęścia, bo szła dopiero na nocny dyżur. Znów więc mogli nasycić się swoją miłością, chociaż tylko na kilka godzin.

        Nie to jednak było głównym powodem wizyty Henryka. Po pierwsze i najważniejsze, musiała dwa razy powtórzyć sposób postępowania w Koblencji. Zarówno w przypadku objęcia gospodarstwa w imieniu Henryka, na co otrzymała stosowne notarialne upoważnienie, jak i w przypadku, gdyby musiała przyjąć obcą jej tożsamość pani Haaze.

       Szczegółowo zapoznała się ze wszystkim, tak, że nawet praktycznie już bez szkicu byłaby w stanie wydostać zakopane tam dokumenty. Na razie jednak, pod pozorem wywieszania prania na podwórku, skutecznie zasłoniła wejście do domu, co umożliwiło wyjęcie spod progu dokumentów dla Henryka.

       Grzegorz Bereś … Raz jeszcze Henryk wpatrzył się w fotografię nieznanego mu rodaka. Być może, za jakiś czas te papiery dadzą mu nową tożsamość. A może i nie ? Zobaczy się. Na razie zaś, wsunął je do kieszeni.

       A więc stało się ! Ostatnia faza ! Jeszcze miesiąc temu nie zaryzykował by, aby mieć je przy sobie, ale teraz musiał już je wziąć. Kto wie, czy podczas tej wojny kiedykolwiek jeszcze zobaczy Berlin i jego śliczną mieszkankę.

     - No, uśmiechnij się na koniec. Bo ten koniec może być jednocześnie naszym nowym początkiem.

- Tobie to łatwo mówić. Jesteś mężczyzną i w ogóle … A ja ?

- Uwierz w siebie Truda. Masz więcej sił, niż ci się zdaje. Głowę na karku, sporo pieniędzy i stosowne papiery w kieszeni. Wszystko ci wytłumaczyłem. A Berlin musisz opuścić, jak tylko bolszewicy znad Odry przypuszczą ostatni atak.

- Skąd mam wiedzieć, że to będzie ostatni ?

- Bo są zbyt blisko. Innego już nie będzie. Słuchaj radia, czytaj prasę i nasłuchuj huku dział. Jak tylko ruszą, będą nowe wezwania do obrony. Wtedy już na nic nie czekaj. Bierz pieniądze, dokumenty i wsiadaj w pierwszy pociąg na zachód. Naszych patroli się nie bój. Zatrzymywać będą tylko mężczyzn. Kobiety i dzieci będą przepuszczane. Nieważne też, dokąd ostatecznie dojedziesz. Abyś tylko nie wpadła w łapy bolszewików. Powinno więc się udać. No, chodź jeszcze na chwilę …

       Przytulił ją mocno już w progu. I ucałował tak jakoś dziwnie uroczyście. Nie w usta … W czoło. A potem odwrócił się i walcząc z bólem rozstania poszedł wprost przed siebie.

 

       02 kwiecień 1945 – Berlin, gabinet Modera.


       - A więc, decyzje są następujące … Ja jadę z wami tylko na trzy dni. Zorientuję się w sytuacji, przyjrzę się wszystkiemu bezpośrednio, na wszelki wypadek ustawię też von Drebnitza. Nie chcę, abyśmy mieli przez niego jakieś kłopoty czy konflikty. Później wracam do Berlina i czyszczę archiwa. Nawet nie masz pojęcia, ile się tam tego nazbierało. Ty z Bomkem pozostajesz w „Centrum” i robisz swoje. Na twoje głowice będą czekały ciężarówki, a następnie specjalne samoloty KG – 200. Niedawno jeszcze stacjonowały niedaleko od obiektu, na lotnisku w Schweidnitz. Teraz są w Czechach, ale to nie ma znaczenia, bo sytuacja może się zmienić w każdej chwili. I sam nie wiem, czy ci życzyć abyś zdążył, czy też raczej nie.

- Sam też tego nie wiem.

- No właśnie. Żyjemy w takich czasach, że nie wiadomo, co przyniesie jutro. Może się zdarzyć, że się już nigdy nie zobaczymy. A polubiłem cię, cholera. Chcę więc, abyś miał ode mnie jakąś pamiątkę – tu Moder nachylił się i otworzył szufladę biurka.

- Masz! To dla ciebie. Może ci się przydać.

       Nowy dowód tożsamości ? - Henryk otworzył kopertę i ze zdziwieniem wpatrywał się w swoje zdjęcie, wklejone w dokument i opieczętowane stosownymi stemplami jednego z berlińskich urzędów.

- Jak już wszystko się rozpieprzy, to masz szansę na drugie życie. Jako Alfred Mann, technik obsługi radiologicznego sprzętu medycznego. Zdaje się, że na tym, to znasz się znakomicie.

- Tak, ale czy to już na pewno oznacza koniec ? Bo dotychczasowe nasze działania były oparte jedynie na prawdopodobieństwie i przewidywaniu. A to tutaj, to jak postawienie kropki nad „i”.

- Bo akurat tak jest. Dotychczas nie mówiłem ci wszystkiego, bo i sam o wielu rzeczach nie miałem pojęcia, ale po wojnie będą nas ścigać jak wściekłe psy. Już wiemy, że alianci mają plan, aby uznać SS za organizację zbrodniczą. A to oznacza, że w świetle prawa my również będziemy zbrodniarzami.

- Ale osobiście myśmy nic złego nie zrobili.

- Henryku, nie bądź naiwny. My może nie, ale inni tak. Nie udawaj, że na przykład nie wiesz o obozach koncentracyjnych, które tak naprawdę były obozami śmierci. Również w naszym „Centrum”.

- Przecież, personalnie nie myśmy je powołali, budowali i nie mieliśmy wpływu na to, co się tam działo. Takie decyzje zapadały gdzie indziej. Na wyższych szczeblach.

- Nie mów mi takich rzeczy, bo zwątpię w twoją inteligencję. Przeciwko nam przemawiać będą nie tylko dokumenty, ale i krematoria czy komory gazowe. Nie zdołamy wszystkiego zniszczyć i choć nie wszyscy świadkowie przeżyją, to część z nich na pewno. I po wojnie będą świadczyć przeciwko nam. Nam, jako członkom SS i ogólnie jako Niemcom. Zostaną też przecież inne ślady.

- Inne ?

- A co ty myślisz ? Będzie ich mnóstwo. Od pierwszego dnia wojny dawaliśmy dupy, oszołomieni i zaślepieni wizją tysiącletniej Rzeszy. Chcesz jakiegoś przykładu ? Proszę bardzo ! Zaczęło się to od razu we wrześniu 1939 roku, kiedy to na ziemiach polskich zaczęto realizować tak zwaną „Intelligenzaktion”. Już wczesnym rankiem pierwszego września oddziały Selbstschutz Westpreussen z terenu Pomorza Gdańskiego, na podstawie wcześniej utworzonych list proskrypcyjnych zaczęły eliminować nauczycieli, kupców, duchownych, lekarzy, prawników, polityków, przedsiębiorców, ziemian czy osoby zrzeszone w różnego rodzaju polskich stowarzyszeniach patriotycznych.

- Eliminować ? – ironia zawarta w pytaniu Henryka, aż biła w oczy.

- Dobrze ! Niech będzie, że mordować ! To chciałeś usłyszeć ?

- Nie o to chodzi, co chciałem, czy też nie chciałem usłyszeć. Chodzi o uczciwe nazwanie tego, co popełniono w imieniu niby tak cywilizowanego narodu. A może i przez prawie cały, tak podobno cywilizowany naród.

- Patrzę na ciebie i czasami się zastanawiam …  Romantyk, taki naiwny, czy może zbyt uczciwy i rycerski ? Ale niech tam … Wiesz, co było dalej ? Zwłoki zakopywano w masowych mogiłach po lasach, żwirowniach i w innych ustronnych miejscach, a ewidencji takich miejsc nie prowadzono. Szacunkowo, na tamtym terenie objęło to od 20 do 30 tysięcy osób. A w ubiegłym roku nagle sobie o tych masakrach przypomniano. Latem Heinrich Himmler osobistym i tajnym  rozkazem powołał specjalne oddziały SS, tak zwane „Sonderkommando 1005”, których celem było odkopanie tych grobów. Wiesz po co ? Aby zatrzeć ślady i uniknąć ewentualnej, przyszłej odpowiedzialności. Zwłoki ekshumowano i palono na stosach, popioły rozsypywano, ale nie wszystkie takie doły śmierci udało się im odnaleźć. Bądź pewien, że po jakimś czasie zlokalizują je Polacy. Jaka będzie ich reakcja, z góry możesz się domyślać. Dowiedziałem się o tych działaniach tydzień przed twoim wyjazdem do Schumanna oraz von Brauna i wtedy podjąłem ostateczną decyzję. Skoro „Wierny Heinrich” nie ma złudzeń co do wyniku tej wojny i zabezpiecza się w ten sposób, to my mamy być gorsi ? Mamy iść na rzeź w zastępstwie jego i tych wszystkich, którzy robili takie rzeczy ? Zrozum ! Ten statek tonie, a my bylibyśmy ostatnimi głupcami, gdybyśmy dali się tak po prostu i bez walki wciągnąć pod wodę i to razem z nim. Teraz rozumiesz, dlaczego ostatnio obaj działamy tak a nie inaczej i dlaczego te nowe dokumenty ?  

- Rozumiem … I dziękuję. Nie wiem, co więcej powiedzieć.

- Nic nie mów. Może kiedyś i ty mi pomożesz. Aha, i jeszcze jedno. Jakbyś pomyślał, że stary Moder to ostatni drań i że ten dokument jest jakąś brudną prowokacją, to puknij się od razu głową o ścianę.

- Gerhard, nigdy bym tak nie pomyślał.

- Może tak, a może nie. Ale ja mam dla ciebie jeszcze jedno zabezpieczenie – wyjął z biurka drugą kopertę.

       Tym razem dokument tożsamości przedstawiał Bomkego ! Jako Otto Horn, był mechanikiem urządzeń dźwigowych !

- Wydębiłem to u Stoltza. Kosztowało mnie to dwie butelki koniaku. Ale nie musisz się starać, aby mi je zwrócić.

- Gerhard, nie wiem jak ci dziękować …

- Spokojnie. A teraz słuchaj dalej. Jedziecie tam jak do grobu i różnie może się to wszystko jeszcze potoczyć. Jak będzie źle, wyciągnij ten dokument i wręcz Bomkemu. Jeżeli dasz mu nadzieję, stanie po twojej stronie. A warto mieć kogoś takiego za plecami.

- To wiem. Kto mu stanie na drodze, może od razu rozpoczynać pacierz.

- Myślę, że nie miałby czasu powiedzieć nawet „Ojcze nasz” …

       Moder nie dokończył. Ze stojącego pod ścianą i grającego dotychczas taneczne melodie radia, wydobył się nowy głos. Przeraźliwe wycie wilka, podnoszące włos na głowie i powodujące mrowienie karku.

- A to co znowu? – zdziwiony Henryk mimo woli popatrzył na potężny aparat Telefunkena.

- Nie słuchałeś wczoraj radia ?

- Nie było okazji.

- Były ważniejsze sprawy, co ? – z ironicznym uśmiechem Moder popatrzył na Henryka.

- Być może.

- No, nie krępuj się. Rozumiem. A to co słyszysz, to nowa audycja. Prowadzi ją Horst Slesina, były szef Biura Propagandy w Westmark.

- Ten sam, który …

- Właśnie. Jego głos znają całe Niemcy. A książkę, którą napisał, możesz sobie wypożyczyć z naszego kącika propagandowego. „Żołnierze przeciwko diabłu i śmierci”. Niestety, mocno się już zdezaktualizowała.

- Tak ?

- Oczywiście. Opisuje walki na wschodzie w 1941 roku. Wtedy, gdy wszędzie zwyciężaliśmy. A teraz …

- Co teraz ?

- Prowadzi nową audycję radiową. Specjalnego znaczenia. Radio Werwolf.

- Wilkołak ? Nie słyszałem.

- I nic dziwnego. Pierwszą audycję nadano wczoraj wieczorem. Na jej potrzeby przeznaczono największy i najsilniejszy nadajnik radiowy w całej Rzeszy. W Königs Westerhausen koło Berlina. Dostali też częstotliwość wcześniej przyznaną Deutschlandsender. Będą nadawać dla swoich oddziałów.

       Wycie wilka ucichło. I jak inwokację jakiegoś tajnego sprzysiężenia, usłyszeli uroczysty głos - „nienawiść jest naszą modlitwą, a zemsta zawołaniem bojowym” !

- Co to jest ? Jakiś nowy Volkssturm, czy co ?

- Nie. To inna, tajna organizacja. Ma działać na zapleczu wroga. Jako swego rodzaju partyzantka.

- A ci, co wzywają do walki myślą, że to pójdzie ot, tak ? Rzucą wezwanie i już mamy bojowników zdolnych stawić czoła sowietom czy innym ?

- To nie tak, Henryku. Już od listopada ubiegłego roku utworzono ośrodki szkoleniowe w ramach tak zwanych „Führerschule”. Szkoli się tam przywódców ruchu oporu i dowódców oddziałów sabotażowych. Tam gdzie jedziemy, też możemy ich spotkać. Takie szkoły działają już w miejscowościach Wartha, Habelschwerdt, Bad Reinerz, Hirschberg, Neisse, Landeshut, Waldenburg i Bad Salzbrunn. Mają swój program szkoleniowy, a sturmbannführer Erchard napisał nawet dla nich podręcznik. „Werwolf. Wskazówki dla jednostek specjalnych”. Tworzą sześcioosobowe drużyny. A mogą połączyć się nawet w oddział bojowy liczący dziesięć drużyn.

- No dobrze. Ale dlaczego możemy ich spotkać tam, gdzie jedziemy ? Przecież "Riese" to teren zastrzeżony.

- Nie do końca. Gdybyśmy go zastrzegli jako teren niedostępny dla Werwolfu, to po pierwszym przesłuchaniu jakiegokolwiek schwytanego wilkołaka ruscy zadali by sobie pytanie. A dlaczego zabroniono im działać na jakimś obszarze ? Co tam jest ważnego, czy ciekawego ? A jeżeli mogą działać wszędzie, to takich pytań nie ma. Proste, prawda ?

- Tak … Rozumowanie trochę przewrotne, ale ma swoje uzasadnienie.

- Właśnie. Ale do rzeczy. Idź teraz do zbrojowni. Bomke będzie tam miał dla ciebie parę niespodzianek.

 

       W pustej przestrzeni podziemnego korytarza kroki Henryka słychać było na kilkadziesiąt metrów i zanim doszedł do właściwego pomieszczenia, w drzwiach stał już wyprężony na baczność Bomke.

- Daj spocznij, Johann. Nasz oberführer mówił mi, że masz dla mnie jakieś niespodzianki.

- Jawohl. Przepraszam za pytanie, ale czy sturmbannführer nosi ze sobą tylko tego Walthera P - 38 w kaburze ?

- No tak. A co, za mało, czy za dużo ?

- Do zwykłego noszenia po Berlinie wystarczy. Ale tam, gdzie jedziemy …

- Co ? Przecież będziemy chronieni ! Nie jedziemy na jakąś cholerną wojnę czy wschodni front !

- Przepraszam raz jeszcze sturmbannführer, ale mnie nauczono takiego przysłowia – „Umiesz liczyć, licz na siebie”. I dlatego wybrałem dla pana Walthera, Model 9, kalibru 6,35 milimetra. Jako drugą broń. Nosi się ją w kieszeni, albo na pasku od spodni, pod mundurem. Nic nie widać i w razie czego nikt nie wie, że jest pan dodatkowo uzbrojony.

- Przecież to prawie zabawka !

- Ale skuteczna. Na dystansie do dziesięciu metrów, czyli takim jak w sporych nawet pomieszczeniach, jest śmiertelnie niebezpieczna.

- Chcesz ze mnie zrobić komandosa, czy co ?

- Nie. Ale chcę, aby pan przeżył. Bo jeżeli pan przeżyje, to pewnie i ja. Razem z panem. Dlatego do walizek zabierzemy jeszcze po MP - 40 z czterema pełnymi magazynkami i po Browningu HP z trzynastonabojowymi magazynkami. Nikt nie może o tym wiedzieć. Tylko my dwaj i oberführer Moder.

- A powiesz mi dlaczego ?

       Jakby błysk wahania przeleciał przez twarz Bomkego. Uśmiechnął się jednak tym swoim ponurym skrzywieniem ust i odparł krótko.

- Na wszelki wypadek, sturmbannführer !

 

Komentarze