Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 76

 

                                                           Rozdział VIII

 

                                                            KREW I ŁZY

 

        03 kwiecień 1945 – „Riese”, obiekt „Wolfsberg”, obiekt „Centrum”.  

 

        Przeciągali się jeszcze po nocnej jeździe, gdy samochód prowadzony przez Bomkego podjechał pod obiekt „Wolfsberg”. Moder, który tu jeszcze nigdy nie był, z zainteresowaniem spoglądał przez okno, oglądając posępną górę i wykute w skale czarne wloty czterech sztolni.

- No, ciekawy jestem jak nas tu przywitają.

- Niby jak ? Chyba normalnie. Przecież już tu byłem – Henryk nie krył zdziwienia.

- Tak. Ale tego naszego przyjazdu nie awizowałem. Wiesz, jak to jest … Jak wcześniej się wie, że przyjeżdża przełożony, to niektórzy byliby skłonni nawet trawniki malować. A ja chcę się przekonać, jak tu jest naprawdę. Tylko z zaskoczenia można to poznać. A propos … Będziemy wjeżdżać tymi tunelami ?

- Nie. One nie mają połączenia z naszym obiektem.

- Więc jak ?

- Te tunele prowadzą do obiektu, przy którym nie prowadzi się już żadnych prac. Nie będzie kończony. A nasz tunel jest z boku. Trzysta metrów dalej. Po lewej stronie.

- Nie ma połączenia z tymi ?

- Nie. A w krytycznej sytuacji ma być wysadzony. Do „Centrum” nikt nie ma prawa się dostać.

-  A te, co widać, pozostawiono tak sobie ? Żeby później Sowieci mogli sobie organizować wycieczki krajoznawcze ?

- Z tego co wiem, takie jest ich aktualne przeznaczenie. Jeżeli będą szukać, to tam, gdzie są wejścia, a nie tam, gdzie leży hałda skalnego rumoszu.

- Może to i racja …

       Podjechali ku właściwej sztolni. Wyciągnęli swoje bagaże pod czujnym okiem uzbrojonych w StG 44 strażników. Nie zdążyli nawet zbliżyć się do wlotu, gdy wybiegł z niego przejęty untersturmführer i wezwał ich do okazania dokumentów. Długo oglądał każdą stronę, aż wreszcie oddawszy je właścicielom, zaprosił do środka. Skinął też na dwóch wartowników, aby wzięli walizki od oficerów, ale ci odmówili. Sami ponieśli swoje rzeczy i po chwili zanurzyli się w chłodną, skalną otchłań.

       Daleko nie uszli. Chyba nie dalej jak piętnaście metrów od wejścia, powitała ich obetonowana wartownia z lufą MG – 42 skierowaną w ich stronę. Raz jeszcze poczekali, gdy dowódca gdzieś zadzwonił i po dwukrotnym „Jawohl” zaprosił ich za wartownię. Czekała tam na nich mała, akumulatorowa lokomotywka z przyczepionymi dwoma odkrytymi wagonikami. Tylko sześćset milimetrów rozstawu torów ! Rozsiedli się w jednym wagoniku, bagaże położyli w drugim. Siedzący z przodu esesman dał znak ręką i ruszyli. Kolejka niby nie była zbyt szybka, lecz podróż była krótsza niż można się było spodziewać i już po około trzech minutach byli na miejscu. Przytłumione światła, podobna wartownia, ale płyty pancerne i otwory strzelnicze karabinów maszynowych skierowane były w obie strony. Wysiedli z wagoników, wzięli walizki. Skład odjechał w kierunku wejścia. Henryk i Bomke zaznajomieni już z tą procedurą ruszyli dalej, gdy nagle, jak spod ziemi wyrósł z półmroku jeszcze jeden esesman.

     - Proszę zaczekać ! Jeszcze na chwilę wejdziemy do wartowni.

- Coś nie tak, hauptscharführer ?

- Mam obowiązek sprawdzić bagaże wszystkich osób wchodzących na teren obiektu. I odebrać broń do depozytu.

- Co ? Oszalałeś człowieku ? Jestem tu nie pierwszy raz. Zapomniałeś kim jestem ? – Henryk wprost nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Podszedł dwa kroki do esesmana, aby lepiej przyjrzeć się tej bezczelnej gębie, gdy gest dłoni stojącego przed nim wyczarował z ciemności jeszcze dwóch z MP – 40 w dłoniach. Jeden z nich ustawił  się bokiem, tak, że lupa peemu całkiem niedwuznacznie skierowała się w stronę Henryka i był to ostatni błąd, jaki w życiu popełnił. Zaskakujące, dwa szybkie strzały z pistoletu zlewające się w jeden przeciągły huk, wykwitły krwawą czerwienią na jego piersi.

- Hände hoch !  Twarzą do ściany – wściekły głos Bomkego zabrzmiał jak grom. - No, na co jeszcze czekasz ? – pchnął w betonową ścianę drugiego z esesmanów.

       Trzask łamanej kości ramienia, okrzyk bólu i powolne osuwanie się podwładnych na podłogę, rozszerzyły oczy ich zszokowanego dowódcy do wielkości pięciomarkówki.

     - A ty co ? Chcesz dołączyć do tamtych ? – jednym, błyskawicznym ruchem Bomke wbił mu lufę w brzuch, a lewą ręką wyrwał pistolet z kabury i obrócił tyłem do siebie.

       - No, to ładne porządki ja tu widzę ! – Moder nie mógł wprost uwierzyć w to, co zobaczył i usłyszał w ciągu ostatnich kilkunastu sekund. - Co tu się kurwa dzieje, że jakiś hauptscharführer chce zabierać broń dowódcy obiektu i rewidować mu bagaż ? Czyje to polecenie, co ?

        Ogłupiały dowódca wartowni nie zdążył zareagować. Ze stojącego na biurku telefonu dał się słyszeć natarczywy dzwonek.

- Czego, do kurwy nędzy ! I z kim rozmawiam ? Przedstawić się !

- A, to ty Wenzlau. Mówi dowódca obiektu, oberführer Moder ! Dawać mi tu dwóch normalnych ludzi. Do tego sanitariusza. Ale biegiem !

       Długo nie czekali i już po niespełna minucie zbliżający się odgłos kilku biegnących, zmaterializował się w postaci untersturmführera Wenzlaua i trzech ludzi. Jeden z nich, z torbą oznaczoną czerwonym krzyżem, tylko spojrzał na  trupa.

- Ten już „kaput”. Tamtemu – pomacał rękę – da się ją jeszcze naprawić. Cztery tygodnie gipsu i rehabilitacja. Ale co tu się stało, oberführer ?

- Co się stało ? To ja się pytam, co się tu dzieje ! Dowódcy obiektu, jego zastępcy oraz funkcjonariuszowi wyznaczonemu do ich ochrony chce się zabierać broń, rewidować bagaże. Grozi się bronią, jak zrobił ten, co już nie żyje.

- Grozi bronią ? – Wenzlau nie mógł wyjść ze zdziwienia. - Niemożliwe ! Przecież …

- Nie przerywać ! Jeżeli kieruje się lufę w kierunku mojego zastępcy, to jest to już groźba bezpośrednia i nasz funkcjonariusz zareagował prawidłowo. A w ogóle, to co za debil wydał takie rozkazy ? Bo przecież ci trzej sami chyba tego nie wymyślili.

- To rozkaz hauptsturmführera von Drebnitza.

- Co ? Kto mu pozwolił ? Jakim prawem ?

- Nie wiem, oberführer. Hauptsturmführer von Drebnitz nie poinformował mnie o przyczynach tego rozkazu.

- A inżyniera Dormanna chociaż poinformował ? I co on na to ?

- Inżynier Dormann … nie żyje.

- Co ?!!! Jak, kiedy ?

- Dwa tygodnie temu. Uległ wypadkowi. Wiem, że hauptsturmführer von Drebnitz sporządzał raport.

- To dlaczego ten raport nie trafił do mnie ? Dlaczego ja o tym nic nie wiem ?

- Hauptsturmführer miał obowiązek go wysłać. Jeśli tego nie zrobił, to ja o tym pierwsze słyszę.

- Wrócimy do tego. A na razie … Tych dwóch nowych zostawić na wartowni. Dowodzi starszy stopniem. Trupa wynieść. Rannego też. Dowódcę posterunku zawieszam. Odprowadzić go do miejsca zakwaterowania. Ma tam przebywać, dopóki go do siebie nie wezwę. Acha, jeszcze jedno … Gdzie właściwie jest Drebnitz ? No ... ?!!! – wydarł się po chwili, widząc wahanie Wenzlaua.

- Jest na poziomie technicznym. Od kilku dni schodzi tam co pewien czas, nadzorując jakieś dodatkowe prace.

- Jakie znów prace ? Przecież obiekt jest już ukończony. Co tu niby jest jeszcze do zrobienia ?

- Tego nie wiem, oberfuhrer. Hauptsturmführer von Drebnitz wszystkiego mi nie mówi.

- Sprawdzimy. Teraz idziemy do swoich pokoi. Odświeżyć się po podróży i po atrakcjach, jakie nam tu zafundowano. A za dziesięć minut melduje się pan u mnie, w salce konferencyjnej. Chcę mieć pełną relację na temat tego, co tu się dzieje.

- Jawohl ! A gdyby w międzyczasie hauptsturmführer von Drebnitz …

- Jego też wezwiemy na odpowiednią rozmowę. Ale najpierw, chcemy sobie porozmawiać z panem …

 

Henryka czekała jeszcze jedna niespodzianka. Odbierając woreczek z kluczami do swojego pokoju, zauważył, że odciśnięta w plastelinie referentka nie była jego !

     - Ktoś brał klucze od mojego pokoju ?

- Sprawdzę - pełniący dyżur esesman wyciągnął książkę i po chwili znalazł. - Tak. Brał je inżynier Dormann. Piętnastego marca. Tu jest zapis, że powodem było sprawdzenie wentylacji. Podobno kazał pan to załatwić, bo nie działała, czy coś …

- A tak. Rzeczywiście. Dziękuję - wsadził woreczek w kieszeń i wyszedł na korytarz.

       Kłamał, ale nie chciał, aby dyżurny zorientował  się po wyrazie jego twarzy. Nic przecież Dormannowi nie zlecał. A więc … ?

       Po wejściu do pokoju nie tracił czasu. Przejrzał tę niewielką, przydzieloną mu przestrzeń Wszystko było tak, jak pozostawił przy ostatnim wyjeździe. No trudno. Trzeba to przemyśleć. I spróbować sprawdzić pokój jeszcze raz.

 

     - No więc ? Ale w krótkich, żołnierskich słowach – głos Modera nie wróżył nic dobrego.

- Oberführer ! Wszystko zaczęło się szóstego marca …

 - Szóstego marca ? Przecież to właśnie wtedy zameldowano Kammlerowi o przebiciu jakiegoś tunelu z „Ramenberga” ! – myśli Henryka przebiegały jak błyskawice. - A Kammler nie chciał, abym o tym wiedział ! Ale stop ! Teraz trzeba wysłuchać Wenzlaua.

- Przyjechała ekipa kilku esesmanów, tunelem od strony „Wolfsberga”. Przywieźli ze sobą około dwudziestu więźniów. Rozmawiali tylko z hauptsturmführerem. Po tej rozmowie ja otrzymałem polecenie, aby opróżnić cały poziom techniczny i trzymać ludzi z daleka od niego. Sam też dostałem zakaz przebywania na tym poziomie. Dotyczyło to również istniejącej tam wartowni. Powiedziano nam, że będą jakieś roboty przy pompie głębinowego ujęcia wody i przy drzwiach gazoszczelnych. Później miała być próba ich szczelności. Miało to potrwać około tygodnia.

- Tydzień i tylu ludzi? Na głupią pompę i drzwi ?

- Mnie też wydawało się to dziwne. Tym bardziej, że z dołu dochodziły odgłosy kucia i wiercenia. Słychać to było na pół obiektu. Ale na dół  nie miałem dostępu. Z tymi nowymi był na dole tylko  huptsturmfüher von Drebnitz.

- I co dalej ?

- Po czterech czy pięciu dniach, tam na dole, coś zrobili z głównym kablem energetycznym. Tym najgrubszym, wielożyłowym. I nastąpiło potężne zwarcie. Kompletny brak światła i ogrzewania, przestały chodzić pompy i wentylatory. A paliwa do agregatów prądotwórczych też jeszcze nie mieliśmy. Dowieziono je dopiero później.

- Bezpieczniki nie zadziałały ?

- Ja się na tym nie znam. Podobno próbowali coś z tym zrobić, ale spięcie spowodowało rozległe uszkodzenia. W końcu po dwóch dniach zawołali na dół Dormanna, z pełną dokumentacją elektryczną obiektu.

- I co ?

- Po następnych dwóch dniach inżynier odtworzył zasilanie. Zrobił jakieś obejście, czy coś …

- A później ? Co działo się później ?

- Tamci podobno wrócili do „Wolfsberga”. Ale część poziomu, tam, gdzie są tunele techniczne, odcięli kratą do której klucz ma tylko hauptsturmfüher von Drebnitz i pilnujący jej wartownik. Jest tam teraz krzesło, stolik i telefon, bezpośrednio połączony z pokojem hauptsturmführera. Podobno z pominięciem centralki łączności. Wejście za kratę możliwe jest jedynie za jego osobistym zezwoleniem.

- A Dormann ? Nie otrzymał takiego klucza ?

- Nie wiem. Zginął dzień później w wypadku. Rzekomo miał sprawdzać mocowanie barier zabezpieczających w szybie wyciągu łańcuchowego. I poleciał w dół na beton. Razem z scharführerem Lipke.

- Co ? To mamy tu jeszcze jednego trupa ?

- Przepraszam oberfuhrer, ale tak jest. W raporcie hauptsturmführer napisał, że jeden z nich musiał być nieostrożny, a drugi usiłował go ratować. No i spadli obaj.

- Ale pan, Wenzlau, raczej opowie nam tu jakąś inną wersję, co ?

- Oberführer – Wenzlau aż zaczerpnął tchu. - Sądzę, że było to zabójstwo. A inżynier Dormann był jego ofiarą. Bronił się i pociągnął Lipkego za sobą.

- A skąd takie wnioski ?

- Na dole, przy ciałach nie było jednego buta inżyniera. Poszedłem na górę i go znalazłem. Leżał w bocznym korytarzu, sześć metrów od bariery. Cokolwiek by się przy tej barierze działo, nie mógł odlecieć aż tak daleko. Sądzę więc, że w korytarzu, gdy Lipke zaatakował inżyniera, właśnie wtedy temu ostatniemu spadł but. A później, gdy Lipke przerzucał go przez barierę, inżynier jeszcze walczył o życie. Pociągnął go za sobą i zginęli obaj.

- Brawo Wenzlau, brawo. Powoli zaczynacie mi się podobać. A dlaczego Lipke zaatakował inżyniera ?

- Nie wiem oberführer. Ale jedno jest pewne. Nie zrobił tego bez rozkazu.

- Tak … A od kogo mógł dostać taki rozkaz ?

- To chyba tylko od hauptsturmführera von Drebnitza.

- Dobrze kombinujesz Wenzlau. Może wyjdzie z tego nawet jakiś awans. A teraz powiedz jeszcze … Kiedy i po co von Drebnitz wydał rozkazy dotyczące sprawdzania bagaży i konfiskaty broni ? Nawet mnie i mojemu zastępcy ?

- Rozkazy wydał w tym samym dniu, w którym zginął inżynier Dormann. Nie wiem dlaczego. Wyraziłem wątpliwość, czy w ogóle możliwe i prawne jest ich wydanie, zwłaszcza w stosunku do przełożonych. Ale kazał mi zająć się swoją robotą i nie wnikać. W ogóle odsunął mnie od wielu spraw.

- No dobrze, Wenzlau. Jesteśmy tu ze sturmbannführerem Reschke dopiero od pół godziny, a wydarzeń by wystarczyło na pół roku. Ale wyjaśnijmy sobie to wszystko do końca. Czy Drebnitz jest jeszcze na poziomie technicznym ?

- Myślę, że tak. Schodzi tam codziennie, na okres od jednej, do dwóch godzin . Nie wiem z kim tam jest. Ci ludzie nie są od nas. Podobno przyjeżdżają z „Wolfsberga”.

- To chodźmy do niego. Pan prowadzi. A my ze sturmbannführerem przyjrzymy się dokładniej temu, co tam się dzieje. Bomke !

       Drzwi uchyliły się i Henryk zobaczył czujną twarz podwładnego.

- Idziesz z nami. Ale broni nie chowaj – dodał, widząc pistolet w jego dłoni.

       Ruszyli korytarzem, gdy nagle Henrykowi przyszedł do głowy jeszcze jeden pomysł.

- Gerhard ! A może najpierw sprawdzimy dziennik wartowni ? Dowiemy się co to za ptaszki przyleciały tu z „Wolfsberga” …

       Nie dowiedzieli się. W dzienniku, oprócz ich przyjazdu, nie odnotowano jakichkolwiek wizyt.

- No, herr Drebnitz – Moder wyciągnął z kabury swoje Parabellum. - Idziemy po ciebie. Będziemy musieli sobie wiele wyjaśnić. I lepiej, żebyś był wiarygodny.

 

Komentarze