Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 77

 

       Esesman pilnujący kraty w oczywisty sposób nie spodziewał się tam nikogo. A już najbardziej kroczącego ku niemu oberführera, w czarnym skórzanym płaszczu i z pistoletem w dłoni.

- No, co się gapisz ? Zameldować się, kretynie !

- Rottenführer Klinsmann melduje się na posterunku !

- Otwieraj !

- Ale hauptsturmführer …

- A widzisz tu gdzieś swojego hauptsturmführera ? – Bomke wcisnął mu miedzy zęby lufę pistoletu. Albo otwierasz, albo za chwilę twój tępy mózg będzie można zeskrobywać ze ściany.

       Drżącymi rękami wartownik sięgnął po klucze. Nawet się nie obejrzeli, gdy  Bomke, dla pewności, rąbnął go w skroń kolbą pistoletu. Daleko też nie mieli. Poziom techniczny miał jedynie trzy stukilkudziesięciometrowe tunele. A światło paliło się tylko w pierwszym z lewej, na wprost kraty.

     - „T – 1” – odczytał Henryk czarny napis na białym tle, wyglądający w ciemnościach jak nazwa ulicy.

- Teraz proszę o ciszę – Bomke przejął inicjatywę. - Bo jeżeli ktoś tam dorwie się do jakiegoś peemu, nic z nas tu nie zostanie.

       Stanęli. Z pewnym zaskoczeniem spoglądali, jak Bomke ściąga buty.

- Zostańcie tu, proszę. Jak dobrze pójdzie, za dwie minuty panów zawołam – na paluszkach, jak kot, bezszelestnie pogrążył się w mrocznym korytarzu, z rzadka oświetlanym słabymi żarówkami.

       I rzeczywiście, długo nie czekali. Usłyszeli jakiś przytłumiony krzyk, potem jakby szmotaninę i wreszcie donośny głos Bomkego.

- Już można. Panowie są grzeczni …

       Ruszyli ku niemu.

- Weź jeszcze buty – mruknął Henryk do Wenzlaua.

- Słucham ?

- Buty Bomkego. Przecież nie będzie tu chodził boso.

 

       Widok, jaki im się ukazał, mógł pobudzić do śmiechu. Zarówno von Drebnitz, jak i dwaj obecni przy nim esesmani, leżeli twarzami do ziemi, z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami.

     - No, to całkiem niezły widok – ironizował Moder. - Niemiecki oficer, rozbrojony i leżący twarzą ku ziemi.

- Oberführer … – von Drebnitz usiłował się podnieść.

- Leżeć ! A przynajmniej do czasu, aż dowiem się, co się tu dzieje.

- Ja wykonuję tylko rozkazy, oberführer.

- Drebnitz … Ja tu czegoś nie rozumiem. A może jestem za mało inteligentny, co ? Bo jeżeli tak, to mnie oświeć. Kto tu jest dowódcą obiektu ?

- Pan, oberführer. Oczywiście, że pan.

- To dlaczego nic nie wiem o żadnych pracach na poziomie „T” ? Dlaczego nic nie wiem o śmierci inżyniera Dormanna i jednego z pańskich ludzi ? Dlaczego grozi mi się bronią i chce rewidować moje bagaże ? I kim są ci ludzie ? Bo z „Wolfsberga” nie przyjechali !

- Oberführer ! Ja wykonuję tylko rozkazy !

- To już słyszałem. Czyje ? Jakie ?

- Nie mogę powiedzieć …

- Bomke … W taki sposób, to my nie będziemy rozmawiali z hauptsturmführerem i jego ludźmi. Nie chcą gadać, niech więc nie gadają. My wracamy na górę. Przyślemy ci tu wózek na zwłoki tych trzech. A ty załatw sprawę. Po swojemu.

- Jawohl !

       Odwracając się za Moderem, Henryk wychwycił przerażony wzrok jednego z esesmanów. I nie uszli nawet trzech kroków, gdy z tyłu dobiegł ich ochrypły okrzyk.

- Ja powiem ! Wszystko powiem !

       Stanęli. Odwrócili się. Leżący przy ścianie esesman dźwigał się na kolana.

- Leż ! I mów szybko. Kto wydał rozkazy ?

- Nie wiem. To jakaś tajemnica. Dopuszczony jest do niej tylko hauptsturmführer von Drebnitz.

- Dobrze. Może jeszcze ocalisz głowę. To teraz następne pytanie. Jakie rozkazy otrzymaliście i skąd jesteście ?

- Z „Ramenberga”. Przyjeżdżamy tym nowym tunelem – wskazał ręką za siebie. - Tam też jest obiekt.  Nieduży, ale luksusowo wykończony.

- Jak powiedziałeś ? Luksusowo ? Co to w ogóle znaczy ?

- No, wszystko tam jest już wybetonowane. Nawet magazyn żywności, komora na paliwo i agregat prądotwórczy.  A pokoje wyłożone są drewnem. I meble. Jak w mieszkaniu.

- Dużo tego jest ?

- Pokoje są tylko dwa. Nieduże. Zajmują je trzej oficerowie. Dowódca jeden, dwaj pozostali drugi. Dla załogi jest jedno pomieszczenie. Takie zwykłe, koszarowe. Ale są jeszcze inne. Centralka łączności na całe Niemcy, z podłączeniem do tego obiektu. Obok, specjalna komora na rzeczy, które podobno tutaj są montowane, a stamtąd mają być gdzieś wywiezione. I jeszcze jedno. Jest też osobne pomieszczenie z grubymi, stalowymi drzwiami i zamkiem szyfrowym. Podobno ma to być zabezpieczone minami.

- A co tam jest ?

- Nie wiem. Nigdy tam nie byłem. Ale słyszałem, że ma być tam jakiś tajny depozyt czy archiwum.

- No … Twoje szanse rosną. A teraz mów o rozkazach.

- Ja wiem tylko tyle, co kazali nam robić. Od stycznia przebijaliśmy tunel z „Ramenberga”. Powiedziano nam, że to dodatkowe zabezpieczenie i wymóg techniczny prawidłowego funkcjonowania tego obiektu. Nic więcej nie wiemy.

- A jak wygląda to dalej ? No, tunel do „Ramenberga” !

- Jest zakręcony.

- Jaki ?

- Zakręca na końcu waszego odcinka technicznego. Przebicie tunelu nie wyszło prawidłowo. Poszło około trzech metrów w bok i metr w górę. Żeby to wszystko wyrównać, dodatkowo trzeba było ściągnąć ekipę z „Wolfsberga” oraz grupę więźniów. Robiliśmy boczne przebicie, aby oba tunele połączyć i wyprofilować pod szyny kolejki wąskotorowej. A dalej przy „Ramenbergu”, też jest wartownia. Na podłodze szyny kolejki. I przy końcach wywiercone otwory w ścianach na ładunki wybuchowe. Żeby w razie czego je odpalić.

- A wy co tutaj właściwie robicie ? I po co stoją tutaj wózki i ta cała reszta ? Co to za bałagan ?

- Minujemy korytarz i przygotowujemy kamuflaż. Gdyby trzeba było wysadzić tunel, ma być rozebrane około pięćdziesiąt metrów torów. Na ich końcach mają stać wózki z urobkiem, leżeć łopaty, wiertarki, elementy szalunku. Po wysadzeniu ma to tak wyglądać, jak porzucona i niedokończona sztolnia. Tak, aby nikt tam niczego nie szukał. Ciągniemy też dodatkową linię telefoniczną i podłączamy przewody do ładunków wybuchowych.

- Przecież mamy łączność …

- Ale ta linia ma dotrzeć do telefonu przy kracie. A bezpośrednio  stamtąd, jeszcze do wartowni od strony „Wolfsberga” i dowódcy ochrony.

- Zaraz … Chcesz mi powiedzieć, że ominie naszą centralę łączności ? I przy okazji dowódcę obiektu ?

- Ja nic nie wiem. Wykonujemy tylko rozkazy.

- Czyje ? Szybciej !

- Podobno przyszły ze sztabu samego obergruppenführera Kammlera. A nam, przekazał je dowódca naszego obiektu.

- Jasne. A kiedy macie wracać do „Ramenberga” ?

- Dzisiaj, na kolację. Mamy mieć podwózkę o 17.30.

- To dobrze. Jest więc jeszcze czas, aby się zastanowić. Teraz wstawać i powoli iść przodem do naszego obiektu. Tam pomyślimy, co dalej z wami zrobić …

 

       - To co robimy ?

- Drebnitza trzeba zamknąć osobno. Sprawdzić pokój, czy nie ma tam jakiejś broni. Dać mu papier i przybory do pisania. Do 18.00 ma sporządzić szczegółowy raport co wie, jakie i czyje rozkazy wykonuje.

- A jeżeli …

- To dostanie kulę w łeb. Nie będziemy tu tolerować jakichś spisków i tajnych działań poza naszymi plecami.

- A tych dwóch ?

- Też niech piszą. Dajmy im czas do 16.00. Tego, co zaczął mówić, można będzie odesłać. Będzie trzymał gębę na kłódkę. Bo gdyby tam się przyznał do tego, co tu nam powiedział, to wie, że długo nie pożyje.

- A ten drugi ?

- Zobaczymy co napisze. A później zdecydujemy, co z nim zrobić.

- Wszystkiego się spodziewałem, tylko nie tego, co tu zastaliśmy.

- Głowa do góry, Henryku. Stary Moder ciągle jeszcze jest w formie. I nie pozwoli, aby ktoś mu robił koło pióra !

 

       Niby po obiedzie miał jeszcze parę spraw do załatwienia, ale ta myśl ciągle nie dawała mu spokoju. Co Dormann robił w jego pokoju ? I to dzień przed swoją śmiercią !

       Już drugi raz przejrzał pokój i nic. A może … Wpis w książce wydawania kluczy dotyczył przecież wentylacji ! Przystawił krzesło, wszedł na nie i z bliska obejrzał kratkę, z umiejscowionym za nią wentylatorem. Niby nic, ale śrubki jakby poluzowane …

       Zszedł z krzesła, z bagażu wyciągnął latarkę i nóż. Znów stojąc na tym, nieco chybotliwym meblu, zajrzał do wnętrza wentylatora. W świetle latarki widać było jakby sznureczek, czy coś …

       Wykorzystując ostrze noża w kilka minut pokonał wkręty i powoli wyciągnął wiatraczek. Nie mylił się. Ciągnęła się za nim cienka, ciemna tasiemka, z niewielkim pakunkiem owiniętym w papier woskowy i zaklejonym taśmą izolacyjną. W pierwszym odruchu chciał od razu rozpakować pakiecik, ale zwyciężyło wpojone poczucie porządku. Instynkt podpowiedział Henrykowi, że trzeba najpierw z powrotem założyć kratkę. W razie czego jak bowiem wytłumaczyć jej demontaż ?

       Nie zajęło mu to wiele czasu. Pięć minut później kratka była na swoim miejscu, a na biurku pakiecik ukazał swoją zawartość.

       List ! Pisany wprawną ręką, pismem technicznym, od razu zdradzał osobę go sporządzającą. A treść ? Henryk przysunął stojącą na biurku lampkę i zaczął czytać.

       „Dnia 15 marca 1945 roku. Panie sturmbannführer ! Jeżeli znalazł pan ten list, to mnie już nie ma pośród żywych. Zdecydowałem się opisać to, czego się ostatnio dowiedziałem, bo pana, jak i resztę obecnych tu około pięćdziesięciu niewinnych osób, czeka śmierć. Jeżeli będziecie ostrzeżeni, to może uda się wam jej uniknąć. Ale od początku. Szóstego marca od strony „Wolfsberga” przyjechało kilku esesmanów i około dwudziestu więźniów. Esesmani rozmawiali tylko z hauptsturmführerem von Drebnitzem. Odcięli częściowo niezagospodarowany pion techniczny w postaci trzech ślepych tuneli – T - 1, T - 2, T - 3. Mieli tam podobno robić coś przy pompach i drzwiach gazoszczelnych. Po kilku dniach, przewiercając ściankę działową przy pomieszczeniu transformatorów, trafili wiertłem na główny kabel energetyczny. Doszło do rozległego zwarcia i pomimo zadziałania bezpieczników, w kilku miejscach kable aż stopiły się ze sobą. Nie mogli sobie dać z tym rady i sprowadzili mnie na dół, jako jedynego z załogi technicznej obiektu. Tam zorientowałem się, że do naszego „Centrum” przebito jeszcze jeden tajny tunel, z „Ramenberga”. Pierwotnie miał być, potem z niego oficjalnie zrezygnowano, a teraz po cichu i w tajemnicy go zrobiono. I może nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdybym na dole nie spotkał inżyniera Erwina Vossa. To mój  stary, dobry znajomy, jeszcze z lat trzydziestych. Razem wtedy budowaliśmy podziemia „Festungsfront Oder – Warthe – Bogen”, koło miejscowości Meseritz. Wczoraj, korzystając z okazji, kiedy to sami i razem robiliśmy nowe połączenia w stacji „Trafo”, opowiedział mi wiele rzeczy. W „Ramenbergu” powstał tajny ośrodek depozytowy. Są tam pomieszczenia na ukrycie mikrofilmów z najważniejszymi wynalazkami i opracowaniami III Rzeszy, które Kammler traktuje jako swoje zabezpieczenie na okres po wojnie. Jest centralka łączności, z której można połączyć się na całe Niemcy. Jest też magazyn na „produkty” z naszego obiektu. Wszystko to może działać autonomicznie, nawet przez kilka miesięcy, zamaskowane i w razie czego od zewnątrz wysadzone, tak, aby nikt tam niczego nie szukał. Mają też zamaskowane, zapasowe wyjście na zewnątrz, chyba podobnie jak i u nas. A teraz najważniejsze ! Inżynier Voss przez otwór technologiczny podsłuchał rozmowę dwóch oficerów SS w „Ramenbergu”. Układał kable w tunelu montażowym, gdy do pomieszczenia dalekopisów przyszła zaszyfrowana wiadomość od Kammlera. Nasz „szanowny” obergruppenführer zarządził operację „ENDE”. Na terenie Śląska podlegać jej będzie personel naukowy i techniczny zamku „Fürstenstein”, kopalni „Wenzeslaus”, zakładów „Zittwerke AG” w Kleinschönau, obiektu „Ramenberg” i obiektu „Centrum”. Z rozmowy miedzy tymi oficerami wynikało, że personel tych obiektów ma pracować do ostatniego dnia, bez względu na sytuację. Jeżeli Rzesza upadnie, ma zostać zlikwidowany. Tak, aby nie pozostał żaden świadek. Likwidacje mają przeprowadzić esesmani z wymienionych ośrodków, na sygnał otrzymany z centrali od Kammlera. Dowódcą grupy likwidacyjnej obiektu „Centrum” wyznaczony został hauptsturmfühhrer von Drebnitz. Dlatego planowane jest wykonanie osobnej linii telefonicznej między „Ramenbergiem” a von Drebnitzem. Tak, aby nawet pan o niej nic nie wiedział. W celu sprawnego przeprowadzenia akcji, mają już od teraz kontrolować bagaże osób przybywających do obiektów, pod kątem ujawniania broni i amunicji. Jeżeli ktoś przybędzie z bronią, mają ją zabierać, formalnie „w depozyt”. Chodzi o to, aby wszyscy byli bezbronni, i nawet gdyby zorientowali się w czym rzecz, nie mogli stawić żadnego oporu. Po wykonaniu swojej roboty esesmani mają też zabezpieczyć wszelką dokumentację techniczną, zdeponować ją w „Ramenbergu”, a następnie zamaskować obiekty poprzez wysadzenie wejść. Potem mają przebijać się na zachód. Gdyby to się nie udało, mają dołączyć do struktur organizacji „Werwolf” i szerzyć dezinformację. Najważniejsze będą rzekome próby ze spodkami latającymi, które jakoby miały wzlatywać ze szkieletu nieukończonej chłodni kominowej w Ludwigsdorfie, oraz pociąg z ładunkiem złota, rzekomo ukryty gdzieś w tunelu na trasie do Breslau. Niech ruscy tam sobie szukają a wtedy nasze najważniejsze obiekty pozostaną w ukryciu i bezpieczne. Inżynier Voss planuje ucieczkę, bo w ich obiekcie praktycznie wszystko zostało zrobione i za chwilę będzie niepotrzebny. Tym bardziej, że pozostał tam ostatnim już cywilem. W jego przypadku mogą więc nie czekać na sygnał. Ja też jestem zagrożony, bo nie wiedząc o niczym, przywitałem się z nim jak ze starym i dobrym znajomym. Teraz esesmani, widząc naszą zażyłość ciągle za mną chodzą, obserwują i podsłuchują. Mam wrażenie, że czekają tylko na chwilę, kiedy naprawię tę całą elektrykę. Będę czekał na pana, mając nadzieję, że dożyję. Jeżeli nie dożyję, może ten list ocali chociaż pańskie życie, bo wyczuwam przez skórę, że jest pan inny. Proszę też próbować ocalić życie niewinnym. Jeżeli jeszcze się spotkamy, opowiem panu wszystko osobiście. A jeżeli nie dożyję, to każda zemsta będzie w moim imieniu. Klaus Dormann”.

       - Kurwa mać !!! Czego jak czego, ale tego się nie spodziewał. - Więc co ? Mają  iść do odstrzału jak bydło na rzeź ? Niedoczekanie !

       Siedział jeszcze chwilę, myśląc intensywnie. Czy Moder może o tym wiedzieć ? Chyba nie, bo też został zaliczony do personelu. Też chciano odebrać mu broń. A szefem grupy likwidacyjnej wyznaczono von Drebnitza. Więc to eliminuje Modera z kręgu podejrzanych. W takim razie nie pozostaje nic innego, jak …

       Wyciągnął rękę do telefonu i wykręcił  numer 001, a gdy usłyszał  trzask podnoszonej słuchawki, zadał tylko jeno pytanie.

- Szefie, czy mogę przyjść ? Natychmiast !

 

Komentarze