Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 78

 Szanowni czytelnicy !

   Tydzień temu od jednego z moich czytelników otrzymałem informację, że po komunikacie "rozumiem i chcę kontynuować" pojawiła się konieczność logowania, celem potwierdzenia wieku. Nie wiem, czy to jest działanie człowieka, czy też raczej jakiegoś algorytmu, który uznał, że treść jest zbyt krwawa i brutalna. Sprawdziłem to na innym komputerze i było tak samo, ale po jednorazowym zalogowaniu się, wszystko wróciło do normy. Na dwóch jeszcze innych komputerach nie było zaś tego problemu. Ja w tych sprawach jestem zbyt cienki, aby to ogarnąć, pozostaję więc z nadzieją, że więcej się to nie powtórzy. Za utrudnienia przepraszam, życząc dalszej, bezproblemowej lektury, bo będzie się tu jeszcze wiele działo ...




   Wyraz niedowierzania na twarzy Modera nie zgasł nawet po dwukrotnym odczytaniu listu Dormanna.

- Nas ?!!! Nas ?!!! Skurwysyny !!! Wredne, pierdolone skurwysyny !!!

- Wiem. Ale coś musimy z tym zrobić, bo nas tu wybiją jak szczury. Ty może ocalejesz, bo wyjeżdżasz do Berlina i w ogóle … Ale i tam może cię dosięgnąć operacja „ENDE”.

- Nie musisz mi tego mówić. Wołaj Bomkego, bo i jego to dotyczy. Tego, co tu już zrobił, Drebnitz nigdy mu nie daruje.

 

     - Jakieś pomysły, panowie ?

       Pytanie Modera, pozornie skierowane w przestrzeń, w oczywisty sposób dotyczyło najpierw Henryka. Oficjalnie koleżeństwo koleżeństwem, ale nawet w SD jakaś hierarchia być musi.

- Myślę oberführer, że musimy zaczekać. Mamy jeszcze zbyt mało atutów. Nie wiemy co napiszą ci dwaj esesmani z „Ramenberga”, nie wiemy co napisze von Drebnitz. Mamy jeszcze godzinę do 16.00 i wtedy będziemy musieli podjąć pierwsze decyzje. Oni o operacji „ENDE” nic nie wiedzą. Są zbyt mali na takie informacje. Co innego von Drebnitz. My już wiemy, że on wie, a on nie wie, że my już wiemy. Tu możemy zagrać, udając głupków.

- A ja bym się nie patyczkował, oberführer. Martwy już nikomu nie zaszkodzi. A żywy, nawet nieświadomie, może czasem wykombinować coś takiego, że …

- Spokojnie Bomke. Jeżeli dam rozkaz, rozwalisz go natychmiast. Stanowi zagrożenie dla nas wszystkich. A my nie potrzebujemy w swojej bliskości takiego sadystycznego bydlaka. Czasem jednak trzeba znaleźć odpowiedni moment. I sposób, aby z tego wyciągnąć najwięcej korzyści.

- To co robimy ?

- Kawę Johann, kawę ! Zarządź dzbanek porządnej kawy i trzy kubki. A później pomyślimy dalej.

 

     - To od kogo zaczynamy ? Od gaduły ?

- Tak. Wykorzystał jedną szansę, to wykorzysta i drugą. Bo inaczej jego przełożeni z „Ramenberga” dowiedzą się, że zginął w nieszczęśliwym wypadku, porażony prądem. Wraz ze swoim kumplem.

 

      Szczęknął zamek w drzwiach. Siedzący za stolikiem esesman zerwał się na baczność.

- No, pokaż co tam nagryzmoliłeś. Może wtedy jakoś ocalisz swoje parszywe życie.

       Szczęk drugiego zamka ujawnił taki sam pokój i podobne zachowanie się jego tymczasowego lokatora.

- Czekać ! A my porównamy, co tam popisaliście.

 

       Oba sprawozdania były prawie identyczne. Oba powtarzały to, co już jeden z nich powiedział na dole. Większych różnic nie było.

- No tak … - Moder poprawił się na krześle. - Przyprowadźcie do mnie tych dwóch.

 

       Trzy minuty później obaj esesmani stanęli przed Moderem.

- W zasadzie wszystko się zgadza. Macie jeszcze mózgi i coś tam potraficie myśleć. Skoro tak, to posłuchajcie. Odstawimy was na dół i o 17.30 odjedziecie do tego swojego „Ramenberga”. Jak gdyby nigdy nic. I obaj będziecie trzymali buzie na kłódkę. Bo to, co tutaj napisaliście, to są wasze wyroki śmierci. Napisane waszym charakterem pisma i zdradzające takie rzeczy, o których nie macie i nie mieliście prawa mówić nikomu. To co uczyniliście, to zdrada tajemnic III Rzeszy. Karana śmiercią. Jeżeli komukolwiek przyznacie się do tego, co tu się zdarzyło, zabiją was. Jeżeli będziecie milczeć, macie szanse przeżyć. Jeżeli cokolwiek zrobicie przeciwko nam, te papiery znajdą się u waszych przełożonych. I nie liczcie, że wpakują wam tylko kulkę w wasze puste mózgownice. Będziecie wtedy umierali długo i boleśnie. Od was więc zależy, co z wami dalej będzie.

- Dziękujemy, oberführer – odezwał się jeden z esesmanów.

- Chwila, jeszcze nie skończyłem. A wy też jeszcze nie skończyliście tu swojej pracy. Czy tak ?

- Jawohl, oberführer !

- No właśnie. Rozumiem więc, że będziecie tu przyjeżdżać dalej ?

- Tak jest. Jeszcze ze dwa i pół tygodnia. Mamy podpinać linię łączności do hauptsturmführera i dodatkowo do wartowni. Tej od strony „Wolfsberga”. Podłączać ładunki wybuchowe tak, aby można było je wysadzić z „Ramenberga”. Oraz maskować to wszystko. Od strony „Wolfsberga” ładunki są już gotowe i zamaskowane.

- Nie tak szybko. Jeszcze wam powiemy, co, jak, i pod czyim nadzorem będziecie robili. A na razie … Na razie codziennie będziecie się spowiadać.

- Spowiadać ? Jak to ?

- Myśleć, ośle łby ! Mówię w przenośni. Codziennie będzie do was schodził obecny tu sturmbannführer. Albo też oberscharführer Bomke. Będziecie składali im meldunki o wszystkim, co dzieje się w „Ramenbergu”. Obszernie ustnie i skrótowo na piśmie. Pisać będziecie przy nich, tam na dole. I ma to być szczera prawda. Bo inaczej … Wiecie, gdzie wtedy wylądują wasze donosy ?

- To jeszcze mamy pisać ?

- A co myśleliście ? Słowo, wiatr … Można się go wyprzeć. A papier zostaje i to będzie ta krótka smycz, na której obaj teraz będziecie chodzić.

       Zapadła cisza. Całą trójką popatrzyli w pobladłe twarze esesmanów.

- No, zasrańcy ! – Bomke nie silił się na jakiś parlamentarny język. - To będzie cena za wasze nędzne życie. A kupować będziecie je codziennie na nowo. Jasne ?

 

       Wagonik z lokomotywką podjechał o 17. 30. Zgodnie z planem. I tylko maszynista był nieco zdziwiony, zamiast von Drebnitza widząc nieznanego sobie oficera.

- No, co się patrzysz ? Jestem untersturmführer Arthur Wenzlau, zastępca hauptsturmführera von Drebnitza. On sam jest niedysponowany. Zjadł coś nieświeżego, czy jak … Oddelegował więc mnie, jako swojego zastępcę, abym nadzorował postępy pracy waszych ludzi. A teraz już dziękuję i do jutra. Możecie odjeżdżać.

       Nie była to mowa skierowana tylko do esesmana z „Ramenberga”. Trzydzieści  metrów z tyłu, ukryty w mroku korytarza, stał Henryk, nasłuchując każdego ich słowa.

 

     - No to tych dwóch mamy z głowy. Teraz zaś zdecydujemy, co zrobić z Drebnitzem.

- To chyba będzie zależało od tego, co napisze.

- Widzisz Henryku, i tak i nie. Jeżeli napisze tylko to, co mówili ci dwaj, to znaczy, że wiele ukrywa. Nie może więc wyjść z tego żywy. Jeżeli napisze, od kogo dostał takie czy inne rozkazy, ale dalej będzie udawał głupka, że nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, to też ujść z życiem nie może.

- A jeżeli napisze o akcji „ENDE” ?

- Chyba wierzysz w cuda. To będzie dla niego oznaczało wyrok śmierci. Nie sądzisz chyba, że po takim wyznaniu zaryzykuję i pozwolę mu opowiedzieć się po naszej stronie. Nie wierzę mu, jak wściekłemu psu.

- A więc tak czy inaczej do piachu ?

- A mamy inne wyjście ?

 

     - Sturmbannführer, sturmbannführer !!!

       Dochodzący zza ściany donośny głos Bomkego poderwał Henryka na równe nogi. Nie zdążył dojść do drzwi, gdy te otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Bomke.

- Sturmbannführer ! Proszę za mną. Von Drebnitz uciekł !

- Uciekł ? Jakim cudem ? Przecież miał go pilnować jeden z najbardziej zaufanych ludzi Wenzlaua !

- I to się potwierdziło. Bo znaleziono go z gardłem przebitym bagnetem. Proszę wziąć broń !

       Kilka sekund później wybiegli na korytarz. Kilkanaście metrów do zakrętu pokonali w moment. A tam nie było się już co spieszyć. Martwe ciało Horsta leżało w pokoju von Drebnitza, na betonowej podłodze, wprost pod umiejscowioną na ścianie lampą. Drzwi były otwarte. Jeden rzut oka wystarczał, aby stwierdzić, że w środku nie było ani hauptsturmführera, ani jego notatek. Tylko kałuża krwi z szyi Horsta zastygała już obok ciała.

- Dwadzieścia, do trzydziestu minut.

- Co ?

- Dwadzieścia, do trzydziestu minut. Taki właśnie czas upłynął od morderstwa – Bomke fachowo obmacał zwłoki. - Wskazuje też na to stopień krzepnięcia krwi.

- Kto go znalazł ?

- Jeden z techników. Przechodził i zdziwił się, że wartownik zniknął, a drzwi były lekko uchylone. Otworzył więc je szerzej. Jego krzyk poderwał mnie z pokoju. Bo to mój jest najbliżej von Drebnitza.

- A Wenzlau ? Gdzie on jest ?

- Nie wiem. Miał być w węźle łączności.

- Sprowadź go natychmiast. I rozpytaj dyżurnego telefonistę, od kiedy tam Wenzlau przebywał. Może są też jacyś świadkowie. Wtedy sprawdź ich od razu na miejscu.

- Co robimy Gerhardzie ? – zwrócił się do wchodzącego właśnie Modera.

- Teraz już nic. Najważniejsze, aby ustalić, czy Wenzlau nie brał w tym udziału. Jeżeli nie, będzie po naszej stronie.

- A von Drebnitz ?

- Zaraz ustalimy, czy zdążył opuścić obiekt. Jeżeli nie, znajdziemy i zatłuczemy, choć to już mało prawdopodobne.

- A jeżeli zdążył  zwiać ?

- To jeszcze dziś zredagujemy odpowiedni szyfrogram. Bezpośrednio do Pilzna, do głównej kwatery Kammlera. Napiszemy, że to dezerter, który podczas ucieczki zamordował własnego człowieka. Wtedy się już nie wywinie.

       Tupot nóg w korytarzu przerwał dalszą rozmowę.

- Untersturmführer Wenzlau melduje się na rozkaz !

- To wasz człowiek ?

- Tak. To Horst. Najbardziej zaufany.

- To widać. Gdyby nie był zaufany, zwiałby razem z von Drebnitzem.  A tak, ktoś go musiał ukatrupić.

- Ale kto ? Kiedy i jak ?

- To się zaraz wyjaśni. Obiekt ma już tylko dwa czynne wyjścia. Do „Ramenberga” i do „Wolfsberga”. Chodźmy.

       Minutę później telefon Modera wyjaśnił wszystko. Pół godziny wcześniej, hauptsturmführer von Drebnitz w towarzystwie rottenführera Beiera, przeszedł przez wartownię, udając się w kierunku „Wolfsberga”. Powód wyjścia – polecenie oberführera Modera.

- A to sukinsyn ! Ale mamy już elementy tej układanki. Beier zamordował Horsta i uwolnił Drebnitza. Ten bezczelnie powołał się na moje rzekome polecenia i zwiał do „Wolfsberga”.

- Może jeszcze zdążymy …

- Nie. Nie będziemy się spieszyć. Teraz, na gorąco, mógłby jeszcze za dużo mówić. Niech opuści „Wolfsberg”. My z kolei powiadomimy Pilzno i wyślemy za Drebnitzem oficjalny list gończy. Że dezerter, zdrajca i zabójca. Że podejrzenie choroby psychicznej. Nikt wtedy nie będzie dawał wiary jego opowieściom. A żandarmeria polowa, jakby co, powiesi go na najbliższym drzewie.

 

       Samochód, który wyjechał z „Wolfsberga” i skierował się w stronę Pilzna, wiózł tylko dwóch pasażerów. Rottenführera Beiera za kierownicą i hauptsturmführera von Drebnitza z boku. Nie było to zresztą trudne. Opuszczając swój pokój hauptsturmführer zabrał podstemplowany formularz rozkazu wyjazdu. Wypisał go na kolanie i nie było problemu. Zresztą komendant „Wolfsberga” nie stwarzał przeszkód. Pił już kilka razy z von Drebnitzem, a najważniejsze dla niego było to, że otrzymał oficjalny dokument. Tak więc już po piętnastu minutach pomalowany na szaro Kübelwagen opuścił teren koszar SS i skierował się na południe.

 

       04 kwiecień 1945 – „Riese”, obiekt „Centrum”.  


      - No, jak tam Henryku ? Wysłałeś stosowny list gończy ?

- Oczywiście. Tak, jak uzgodniliśmy. Jakby co, nie będzie miał żadnej linii obrony.

- To świetnie. To bardzo dobrze. Myślę, że pozbyliśmy się go raz na zawsze.

      - Raz na zawsze ? – Henryk od tej myśli o mało co nie podrapał się  w głowę. - Niech to szlag ! Nie tak miało być. Przecież przysiągłem nad grobem brata, że sam go zabiję. Własnymi rękami, a nie jakiegoś anonimowego żandarma, diabli wiedzą gdzie i kiedy. I czy w ogóle …

- Co się tak zamyśliłeś ? Chyba ci go nie żal ?

- Co ? Nie … Oczywiście, że nie. Myślę teraz o czymś innym.

- No to mów. Stary Moder słucha.

- Widzisz Gerhard, zanim stąd wyjedziesz trzeba uporządkować parę spraw. Musimy zdecydować, co zrobić z resztą ochrony. Czy ich jakoś odesłać, wymienić, czy co ? W końcu nie możemy być pewni lojalności wszystkich.

- A ilu ich jeszcze zostało ?

- Policzę. Von Drebnitz i Beier zdezerterowali. Horst zabity bagnetem. Jeden zabity na wartowni przez Bomkego i jeden odesłany ze złamaną ręką. Musieliśmy też odesłać tego od kraty. Bomke zbyt mocno walnął go w głowę. Ma pękniecie kości skroni i wstrząs mózgu. No i Lipke, który zginął wraz z Dormannem. To razem siedmiu. Wychodzi więc na to, że wraz z Wenzlauem pozostało jeszcze dziewięciu.

- Co ? Szesnastu esesmanów na taki personel ? Ilu mamy inżynierów, techników i pracowników obsługi obiektu ?

- Bez nas pięćdziesięciu. Założenia projektowe były na stu więcej, ale to jeszcze w czasie, gdy Kammler miał koncepcję stworzenia tu centrum atomistyki. Teraz, do montażu głowic i utrzymania obiektu w ruchu wystarczy tylu, ilu jest. Dwudziestu do obsługi i trzydziestu do montażu głowic. Po dziesięciu na jedną. To aż z naddatkiem. 

- Więc mimo faktycznego braku zagrożenia, wewnątrz obiektu na trzech naukowców praktycznie przypadał jeden uzbrojony esesman ?

- Nie chce być inaczej. Matematyka jest bezwzględna.

- Tak samo jak nasz obergruppenführer. Na każdego uzbrojonego tylko trzech bezbronnych. Jednym słowem, wykonać operację „ENDE”, to pestka. Ale do rzeczy. Jak jest z bronią ?

- Mamy dwa MG – 42 na wartowni od strony „Wolfsberga”. Beier zwiał z bronią, von Drebnitz zabrał broń Horsta. Ale zostało pięć MP – 40. Jeden po hauptsturmführerze i cztery po esesmanach. Nie licząc naszej broni osobistej i peemów oraz jednego pistoletu Parabellum, po von Drebnitzu. Do zastanowienia się pozostaje jeszcze zagadnienie broni posiadanej przez Wenzlaua i podległych mu ośmiu ludzi z reszty ochrony.

-  Moje MP i Browninga HP ci zostawię. Będziesz miał więc sześć sztuk peemów. Dodaj swój i Bomkego, to już jest osiem. Myślę, że szeregowi esesmani nic o akcji „ENDE” nie wiedzą. Nawet jeśli byli przewidziani do jej przeprowadzenia, rozkaz dostali by w ostatniej chwili.

- A Wenzlau ?

- On też nic nie wie. Zrobimy go więc dowódcą ochrony. Niech się chłopak cieszy. A co do reszty … Wyznaczysz ośmiu techników do służby ochronnej razem z esesmanami. Posterunki łączone. Jeden esesman i jeden technik. Te sześć MP – 40 będą do dyspozycji techników. Strzelać u nas potrafi każdy. Zresztą, niech Bomke ich sprawdzi i w razie czego podszkoli. Wytłumaczysz, że nie ściągamy nowych ludzi, bo trzeba chronić tajemnicę, a ci, tu obecni, są najbardziej zaufani. Bomke niech będzie oficjalnym zastępcą Wenzlaua. Jakby co, wszystko wyniucha. Dwóch techników z bronią do stałego nadzorowania naszych „przyjaciół” z „Ramenberga”.  A ty … Rób swoje  i nie wpuszczaj tu nikogo. Jeżeli ktoś już musi przyjść z zewnątrz, to utrzymujemy rozkazy von Drebnitza. Przegląd bagaży i broń do depozytu. Nie możecie dać się zaskoczyć.

- A tych dwóch z „Ramenberga” ?

- Co z nimi ?

- Myślę Gerhardzie, że to może być krótka piłka. Gdyby von Drebnitz jednak gdzieś dotarł i na poważnie ktoś go wysłucha, to tych dwóch zlikwidują. Chociażby profilaktycznie.

- Masz rację. Ale nie wiemy, czy w ogóle dotrze gdziekolwiek, gdzie byłby wysłuchany. Nie mamy na to wpływu. Jeżeli jednak pewnego dnia ci dwaj już nie przyjadą, to będziemy wiedzieli, że dotarł. I może się tu niestety pojawić ponownie.

 

Komentarze