Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 84

 

     - Obersturmführer! Jeden jeszcze żyje !

       Lothar podszedł do krzyczącego. Zobaczył leżącą za skałką sylwetkę w obcym, pokrytym kamuflażem kombinezonie, ze skośnymi, jakby mongolskimi czy też kałmuckimi oczami. Z dalekiego wschodu. Kto by pomyślał, że ta dzicz, potomkowie Czyngis – chana, dotrą aż tutaj …

- Przeszukać ! Związać ! Sprawdzić resztę !

       Rzucili się do wykonania rozkazu, czując w sobie słodki smak zwycięstwa.

- Druga i trzecia drużyna !

- Jawohl, obersturmführer – wyprężyli się na baczność dwaj dowódcy.

- Biegiem z powrotem. Broń w pogotowiu. Na polance przy skałach jest dwóch naszych. Sprawdzić, co z nimi. Ale ostrożnie. Bo cały czas mam przeczucie, że jeden zwiał. Acha ! Jeszcze jedno. Wziąć płachty namiotowe i przynieść ich tutaj, niezależnie od stanu w jakim są.

 

       Wrócili po dwudziestu minutach, niosąc w płachtach zakrwawione zwłoki. Bladzi, z niewidzącym wzrokiem, potykali się na nierównym gruncie pod ciężarem niesionych ciał.

       Zapadła cisza. Otoczyli kręgiem przybyłych, patrząc na okropny widok.

     - Teraz widzicie z jakim wrogiem przyjdzie wam walczyć ? – głos Lothara zabrzmiał w ich uszach. - Chcecie, aby tacy jak ten - wskazał palcem związanego i leżącego na ziemi Ahmedowa - plugawił swoją brudną stopą naszą świętą, niemiecką ziemię ?

       Przesadził … I nie zdążył zareagować. Jeden z niosących płachty, może nawet nie dziewiętnastolatek, wyszarpnął nagle bagnet z pochwy. Potoczył wokół błędnym wzrokiem, opadł na kolana i popatrzył w przerażone oczy wroga.

- Oko za oko, ząb za ząb, skurwysynu !

       Nikt się nie poruszył. Patrzyli jak zahipnotyzowani, gdy ostrze bagnetu powoli przesuwało się po gardle Ahmedowa. Trysnęła krew z przeciętej krtani. Ciało związanego szarpnęło się jeszcze raz i drugi, usta wydały niemy krzyk, a potem wszystko znieruchomiało. Dopiero teraz jakby się obudzili.

     - Dureń ! Głupiec ! Trzeba go było wpierw przesłuchać ! Dopiero potem byśmy z nim zrobili porządek – głos przełożonego przywrócił ich do rzeczywistości. - Staniesz do karnego raportu !

       Lothar wiedział, że to już nic nie da. Nie było też sensu bawić się w raporty karne. Pamiętał, jak sam, dwa lata temu natknąwszy się na straszliwie okaleczone zwłoki kompanijnego łącznika, od razu kazał powiesić całą drużynę wziętych do niewoli sowietów, nożami wycinając im uprzednio na czołach pięcioramienne gwiazdy.

- No dobrze. Młody jesteś. Ulżyłeś sobie. Rozumiem. Ale na przyszłość zachowaj zimną krew. Bo od niego niczego się już nie dowiemy. A na razie … Za karę będziesz dźwigał wszystkie dokumenty oraz radiostację, znalezioną przy tych ruskich. I nie waż mi się zgubić choćby jednego papierka !

 

       16. kwiecień 1945, południe – „Riese”, obiekt „Centrum”.  

                      

       - Sturmbannführer, ważna wiadomość !

- No, co tam ?

- Sowieci ruszyli !

- Gdzie, kiedy ?

- Rozpoczęli nową ofensywę – Wenzlau aż prawie się dławił. - Dzisiaj rano, ale czekaliśmy na oficjalne potwierdzenie naszego dowództwa. Główne uderzenie idzie prosto na Berlin.

- A nasz kierunek ? Wiemy coś ?

- Niewiele. Ale my chyba jesteśmy bezpieczni. Feldmarszałek Schörner to doskonały żołnierz. Na naszych liniach obronnych położył podobno setki pól minowych. A czołgi czy lotnictwo, w górach mają mniej niż połowę wartości.

- Dziękuję, untersturmführer. Proszę wracać do swoich obowiązków.

- Ale jest jeszcze jedna wiadomość. Przyszła z Pilzna. Obergruppenführer Kammler zawiadamia, że jego ośrodek dowodzenia i informacji zostaje przeniesiony do Monachium. Mamy jego nowe numery.

- A on sam ? Kammler ! Gdzie teraz będzie ?

- Nie wiadomo. Podał tylko namiary na Monachium. Więc chyba tam.

- Niekoniecznie. Po to przecież istnieje łączność, aby nie siedzieć tylko w jednym miejscu. Ale to już nie do nas należy. My mamy robić swoje. Bo za cztery dni powinienem zameldować o sukcesie w montażu pierwszego ładunku.

 

       18 kwiecień 1945, popołudnie – „Riese”, obiekt „Centrum”.  


       - Herr doktor! Jest pan proszony do centrali łączności. Pilne !

- O co chodzi Johann ?

- Nie wiem. Podobno chce z panem rozmawiać dowódca obiektu „Ramenberg”. Osobiście.

       Przejście do centrali nie trwało długo. Na wszelki wypadek Henryk odprawił pełniącego dyżur esesmana i wziął położoną obok aparatu słuchawkę.

- Sturmbannführer Reschke, słucham …

- Tu standartenführer Knoll, pański sąsiad. Otrzymałem właśnie ważną przesyłkę z Waldenburga. Mam zadanie pokazać ją panu. Osobiście. Chciałbym przyjechać za pół godziny.

- Oczywiście. Skoro to takie ważne … Mój współpracownik będzie czekał na kolejkę przy naszej wartowni. Przyprowadzi pana do mojego biura.

 

       Wchodzący w drzwi standartenführer, w pierwszej chwili nie zrobił na Henryku dobrego wrażenia. Grubawy, łysy i chyba już bliski sześćdziesiątki.

       - Lubi sobie podjeść – pomyślał Henryk, dość niedbale odpowiadając na wyrzut ręki gościa.

     - Młodo pan wygląda, sturmbannführer. I taki wysportowany … Wyobrażałem sobie pana nieco inaczej.

- Pozory mylą, standartenführer. Ale po to właśnie są osobiste spotkania, aby takie myśli prostować. Napije się pan koniaku ?

- Chętnie. W tych przeklętych podziemiach gardło coraz częściej odmawia mi posłuszeństwa.

       Skwapliwie chwycił podaną mu lampkę, szczodrze napełnioną przez Henryka. Nie bez przyczyny. Nie ma co żałować. Skoro Knoll już tu jest, to zawsze można go podlać. A nuż powie coś ciekawego ?

       Wypili. Henryk niewiele, gość prawie całą lampkę.

- Na drugą nogę ?

- Chętnie !

       Znów wypili. I znów Henryk napełnił szkło.

     - To jakie dobre bogi sprowadzają tu pana, standartenführer ? Bo sprawa wygląda mi na mocno tajemniczą.

       Gość nie spieszył się. Otworzył teczkę i wyjął z niej białą, niewielką kopertę.

- Proszę zobaczyć, sturmbannführer.

       Otworzył. I serce mu zadrżało. W kopercie była, nieco niewyraźna, odbitka jego legitymacyjnego, studenckiego zdjęcia. Jeszcze z czasów berlińskich. Rysy twarzy nie takie ostre, jeszcze kilkanaście lat młodszy. Ale to on !

- Co to jest, standartenführer ? Jakiś żart ?

- Nie. To wszystko jest śmiertelnie poważne. Domyśla się pan, skąd mamy to zdjęcie ?

- Nie mam pojęcia. Chyba tylko z uczelni w Berlinie. Ale jak znam życie, byłoby to zbyt proste i nie dam rady zgadnąć.

- Święta racja sturmbannführer – ręka gościa ponownie chwyciła za szkło. - To zdjęcie, trzy dni temu znaleźliśmy przy zwłokach dowódcy sowieckiej grupy spadochronowej. Wczoraj, po kilku sprawdzeniach ponad wszelką wątpliwość ustalono, że najprawdopodobniej jest to pańska podobizna. Nie ma już czasu ani możliwości, aby sprawdzić to w berlińskich archiwach. Więc teraz chodzi o to, aby pan potwierdził to bezspornie.

- Potwierdzam. Oczywiście, że potwierdzam. To moje zdjęcie z indeksu lub kwestionariusza osobowego na uniwersytecie. Końcówka lat dwudziestych.

- Tak myślałem. I nie domyśla się pan, skąd u ruskich pańskie zdjęcie ?

- Nie mam zielonego pojęcia standartenführer – Henryk znowu napełnił szkło gościa.

- Tego się spodziewałem. Bo wie pan, po analizie papierów tych sowietów i notatek ich dowódcy z przesłuchania dwóch naszych, wyłania się taki obraz, że oni koniecznie chcą pana dorwać. Zabić lub przechwycić. Sam  nie wiem, co dla pana byłoby lepsze …

- Ja bym się tym zbytnio nie przejmował, standartenführer. Jestem tu przecież bezpieczny. Jak w grobie – dokończył z wisielczym humorem.

- Pan się śmieje sturmbannführer, a sprawa jest poważna. Desantowali się nocą, koło „Hohe Eule” i przez pięć dni polowali na  naszych. Dorwali dwóch, w tym jednego oficera, wiozącego do „Wolfsberga” tajne plany i rozkazy. Tych dwóch torturowali, a później zamordowali. Niewątpliwie, sporo też się od nich dowiedzieli. Na nasze szczęście trafili na ćwiczący tam właśnie oddział Werwolfu, pod dowództwem weterana, doświadczonego frontowca. Wpadli w zasadzkę i zginęli. Chociaż prawdopodobnie jeden się uratował i zbiegł. Zorganizowaliśmy pościg, ale nic już nie dał.

- A więc ?

- A więc musi pan na siebie uważać. I my wszyscy. Mieli pańskie zdjęcie, zdjęcia lotnicze terenu, mapy nasze i rosyjskie. A ich misja była supertajna.

- A skąd to wiadomo, standartenführer ? O ile zrozumiałem, żywcem nikogo nie ujęto.

- Owszem. Ale przejęliśmy ich szyfry i radiostację. Sprawną. A tej radiostacji nie użyli ani razu. Widać za wszelką cenę chcieli uniknąć namierzenia i dekonspiracji.

- Więc uważa pan, standartenführer – gestem Henryk zachęcił gościa do wypicia następnej porcji – że chcą mnie dopaść ?

- Tak wynika z całokształtu materiałów i analizy sytuacji. A są już blisko celu. Przecież  nie bez przyczyny szukali pana właśnie tu, a nie gdzieś indziej. 

- Logiczne. Prosit ! – Henryk po raz kolejny wzniósł lampkę w górę.

       Wypili. Henryk łyk, a Knoll całość.

     - Mówi pan, logiczne. Zgadzam się z tym. Ale nie wszystko opiera się na logice. Jest jeden z naszych, który interpretuje to całkiem inaczej – koniak wyraźnie już działał na Knolla.

- Ciekawe jak …

- Nigdy by pan nie zgadł. On zasugerował, że być może jest pan sowieckim szpiegiem, z którym stracili kontakt. A teraz chcą go nawiązać z powrotem.

- A ten, co to wymyślił, nie uciekł przypadkiem ze szpitala psychiatrycznego ? Z jakiegoś oddziału zamkniętego ?

- Ja też tak pomyślałem. Ale to skrajny przypadek. Zresztą, przecież pan go zna.

- Prawdę mówiąc, nie wiem o kim mowa – następna lamka została właśnie nalana.

- Zna go pan. Był tu, w pańskim obiekcie. A potem podobno zdezerterował.

- A tak. Zniknął hauptsturmführer von Drebnitz i jeden z podoficerów. Bodajże Beier. 

- Może nie powinienem o tym mówić, ale obaj są teraz pod moją komendą. Von Drebnitz przywiózł od Kammlera przydział i odwołanie listu gończego oraz poszukiwań. Podpisane osobiście przez obergruppenführera. 

- Nie wiedziałem – Henryk wykrzywił twarz w geście zdumienia.

- A widzi pan, jakie cuda się zdarzają ? A wy chyba z von Drebnitzem nie darzycie się sympatią, co ?

- Nie bardzo. W czterdziestym trzecim, jeszcze w Rosji, podczas podróży pociągiem zostaliśmy zaatakowani przez silny oddział partyzancki. I von Drebnitz, delikatnie mówiąc, bohaterstwem się nie popisał. Jako jeden z kilku świadków musiałem na ten temat napisać oświadczenie dla Sądu Honorowego SS. A Drebnitz, aby uniknąć hańbiącej kary i degradacji, spędził w zimie pół roku na froncie wschodnim. Jako tak zwany, „przymusowy ochotnik”. Chyba do dzisiaj wini mnie za to.

- Teraz to zrozumiałe. Bo widać, że organicznie pana nie znosi. I będzie robił wszystko, aby …

- Aby co ?

- Właściwie to nic. Zasiedziałem się. I chyba za dużo mówię. Będę musiał już iść – Knoll jakoś tak stał się nagle czujny i ostrożny.

- Johann !!!

       Drzwi otworzyły się po chwili i Bomke zajrzał do pokoju.

- Skocz do magazynu i przynieś dla naszego gościa jeszcze jedną butelkę koniaku. Najlepszego !

- O ! Skoro pan taki uprzejmy, sturmbannführer, to w tajemnicy powiem panu coś jeszcze. Von Drebnitz ma do wykonania ściśle tajne zadanie. Nie mogę panu powiedzieć, co to jest, ale daję panu przestrogę. Proszę być czujnym. I strzec się von Drebnitza.

 

        19 kwiecień 1945, rano – „Riese”, Obiekt „Centrum”.


        Została już tylko ostatnia operacja. Umieścić na swoim miejscu wzbogacony uran, dodać resztę komponentów, zamknąć obudowę i podłączyć zapalniki. Ćwiczyli to wcześniej i Henryk wiedział, że to jedynie dzień pracy.

       Dzień, ale jakże ważny. To ich być, albo nie być ! Nie można było sobie pozwolić na błąd, bo gdyby to wybuchło przez przypadek ? Zginęli by wszyscy wewnątrz tej góry. A może mały sabotaż, tak, aby nigdy nie wybuchło ?

       - Nie ! - Henryk szybko odrzucił te myśl. - A jaką mam pewność, że właśnie jutro nie zjawi się tu Kammler z ekipą z Ohrdruf ? Ci w mig by się zorientowali w takich machinacjach.

       - I co ? Iść pod ścianę ? Z ciężkim sercem wziął więc klucze i poszedł otworzyć grube, wypełnione ołowiem drzwi, za którymi złożono będącą sercem ładunku promieniotwórczą, srebrzystą śmierć.

 

       20 kwiecień 1945, wieczór – „Riese”, obiekt „Centrum”.


       Szyfrogram podpisany przez Henryka i poprzez „Ramenberg” skierowany do Monachium, nie wyglądał zbyt okazale. Zaledwie kilka linijek. Ale dla osoby wtajemniczonej, po odszyfrowaniu, stanowić miał najważniejszą w całej III Rzeszy informację.

       Treść była wręcz banalna …

      „20.04.1945. Do obergruppenführera Hansa Kammlera. Ściśle tajne ! Melduję, że zgodnie z harmonogramem, wykonano zadanie numer 1. Termin realizacji zadań 2 i 3 na chwilę obecną niezagrożony. Heil Hitler ! Sturmbannführer Heinrich Reschke”.

 

 

Komentarze