30.07.1945 - Norwegia, fiord na południe od Bergen. Jednostka, która rano dotarła do przystani, okrętem wojennym była tylko z nazwy. Tak naprawdę, był to należący do marynarki wojennej niewielki stary holownik, wykorzystywany w Bergen jako jednostka pomocnicza, przeznaczona do rozwożenia zaopatrzenia i wykonywania zadań doraźnych. Uzbrojony w zestaw trzydziestosiedmiomilimetrowego, jeszcze niemieckiej proweniencji dwulufowego, półautomatycznego przeciwlotniczego działka morskiego typu SK C/30, nie mógłby oczywiście brać udziału w jakimkolwiek poważnym starciu, ale nawet taka broń, celnie i z niewielkiej odległości oddaną serią rozpruła by kiosk, a z dużym prawdopodobieństwem nawet i kadłub sztywny okrętu podwodnego, jak przerdzewiałą puszkę konserw. Bojowy wizerunek holownika uzupełniała dziesięcioosobowa drużyna piechoty, wsparta dwuosobową sekcją ciężkiego karabinu maszynowego. To było wszystko, co po blisko półgodzinnej rozmowie i bez narażania się na śmieszność, zaoferował Nord