Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 23

 

                                                       DIABELSKI PAKT

 

       Maj 1939 – Berlin.


       Koperta była szara. Tak szara, jak usytuowany przy Prinz - Albrecht - Strasse 9 gmach SD, obserwowany przez Henryka już po wielokroć. Ale to właśnie tam go wzywano ! Leżała w sekretariacie uniwersytetu od prawie półtora tygodnia, czekając na jego powrót.

       Nie miał pojęcia, po co go wzywano i mimo różnych domysłów, nic mądrego nie przychodziło mu do głowy. Termin stawiennictwa też już był przekroczony i tu Henryk widział dla siebie pewną szansę. Przecież chyba nie chcą go aresztować ! Gdyby tak było, po prostu przyszli by w nocy i wyciągnęli z ciepłego łóżka. A tak, musi chodzić o coś innego. Ale o co ?

       Zatelefonował do nich z samego rana. Nie z domu, nie z uniwersytetu. Z budki telefonicznej przy najbliższej poczcie. Gdyby wyczuł niebezpieczeństwo, zdąży się jeszcze bezpiecznie ewakuować …

       Nie wyczuł. Wręcz przeciwnie. Miły, kobiecy głos połączył go z jakimś sekretariatem, gdzie z kolei bardzo rzeczowy męski głos wyznaczył mu nowy termin. Na jutro.

 

       Biuro przepustek wyglądało jak w jakiejś normalnej, cywilnej firmie. Henryk, na zaproszenie Goebbelsa był już kilka razy w Ministerstwie Propagandy i teraz przypomniał mu się tamten gmach. Sprawnie wystawiono mu odpowiednią przepustkę i poproszono do pokoju obok.

       Wszedł do pomieszczenia i od razu w oczy rzuciły mu się kraty w oknach. Biurko, krzesło i ponury typ siedzący na wprost niego.

- Zdejmuj pan marynarkę. Na wieszak. Teczka na biurko. I twarzą do ściany.

       Nie było możliwości protestu. Tym bardziej, że za plecami stał już drugi ponury typ, wchodzący razem z nim.

- Ręce na ścianę ! Nogi szeroko ! W rozkroku !

       Sprawne ręce obmacały mu każdy kawałek ubrania, drugie sprawne ręce przeszukały marynarkę i teczkę.

- Czysty! Nie ma broni.

       Już od kilku chwil Henryk żałował, że nie ubrał się w mundur SA, ze wszystkimi odznakami i obszyciami. Żeby chociaż wziął krawat, z wpiętą weń złotą odznaką partyjną, o czym ze stresu związanego z tak niecodziennym wezwaniem najzwyczajniej w świecie nie pomyślał. A tak ? Potraktowali go przecież jak zwykłego śmiecia !

- Panowie ! Co tu się dzieje ? Jestem może aresztowany, czy co ?

       Zdumione spojrzenia i krótki, gardłowy śmiech uświadomiły mu, że pytanie było co najmniej nie na miejscu.

 - Koleś ! Jak byśmy cię chcieli aresztować, to leżał byś teraz z mordą na podłodze i rękami skutymi na plecach.

- To tak się tutaj traktuje starych towarzyszy führera, jeszcze z Coburga i Monachium ?

- A ty co ? Że niby tam z nim byłeś ?

- A byłem ! Jestem odznaczony za jedno i za drugie. Popatrzcie lepiej na mój numer legitymacji i datę wstąpienia !

       Wymienili spojrzenia. Ten zza pleców podszedł i z portfela Henryka wyciągnął legitymację partyjną NSDAP. I komicznie było obserwować, jak miny im zrzedły.

- No, wie pan, u nas taka procedura. Dla wszystkich cywilów spoza tego gmachu.

- I co jeszcze chcieliście mi powiedzieć ? No !

        Znów popatrzyli po sobie. Już wiedział, że nikt go tu nie chce wdeptać w ziemię i wróciła mu pewność siebie. Oraz wyrobiony w SA nawyk …

- Pytam się jeszcze raz ! Co chcecie mi powiedzieć w związku z tak karygodnym waszym zachowaniem ? Bo chyba nie myślicie, że przyszedłem tu przypadkiem !

       Jeszcze raz popatrzyli po sobie. I wreszcie ten zza biurka zrozumiał. Zadrgał mu policzek i chrapliwy głos rzucił głucho – przepraszam …

- No. To już lepiej. A takie zachowania zostawcie sobie dla innych. Teraz zaś prowadzić mnie do osoby, której nazwisko macie na przepustce.

 

       Sturmbannführer, do którego trafił, wyglądał całkiem normalnie.

     - Proszę siadać, doktorze. Kawy, herbaty ? A może jakaś lampeczka koniaku ?

- Jeżeli można, to koniak. I myślę, że wreszcie się dowiem, po co to wezwanie.

- Spokojnie. Nikt tutaj panu krzywdy nie zrobi. Ja nazywam się Gerhard Moder i będziemy ze sobą współpracować.

- My ? Pan też jest fizykiem ? Nigdy o panu nie słyszałem.

- To teraz słyszeć będzie pan często. Nawet bardzo.

       Nie wiadomo było, czy to stwierdzenie wróżyło dobrze, czy źle. Popatrzyli sobie w oczy.

- No dobrze. Widzę, że będę musiał panu wiele wyjaśnić.

- Wobec tego zamieniam się w słuch.

- Pan wie, jaki na dzień dzisiejszy jest stan badań nad fizyką ?

- Oczywiście. Siedzę przecież w tym temacie i to po same uszy.

- Właśnie. I dlatego pan tu jest.

- Nie rozumiem …

- Wytłumaczę to panu. I nie jest to propozycja, a właściwie rozkaz. Zaraz pan go dostanie.

       Nie czekał długo. Minutę po krótkim telefonie otworzyły się drzwi i wszedł wysoki, szczupły, gładko przyczesany mężczyzna. Reinhard Heydrich ! Szef SD !

     - Heil Hitler, gruppenführer ! Melduje się sturmbannführer Moder i obecny tu doktor Heinrich Reschke.

       Zmierzyli się wzrokiem. Henryk słyszał już o nim, znał z kilku zdjęć, ale pierwszy raz miał okazję spotkać go twarzą w twarz.

- Witam doktorze. Czy już pan wie dokładnie, o co chodzi ?

- Właściwie, to sturmbannführer dopiero zaczynał mnie objaśniać …

- Więc zrobię to ja. W największym skrócie, bo mój czas jest mocno ograniczony. Zna pan pewnie artykuły w „Naturwissenschaften” i „Nature” ?

- Czytałem. I nawet domyślam się, o jakie chodzi.

- Świetnie. U nas powinni pracować ludzie inteligentni. Tacy jak pan.

- Ale ja dalej nie widzę związku …

- Już mówię. Popełniono błąd. Cholerny błąd. Upubliczniono doświadczenie i wyniki, które powinny zostać natychmiast utajnione. Są one kluczowe dla bezpieczeństwa Rzeszy. Teraz niestety już tego nie naprawimy. Możemy tyko uciec do przodu. I to będzie między innymi pańskie zadanie.

- Nie rozumiem.

- To proste. Mamy znakomitych fizyków i chemików. Hahn, Strassmann, Harteck, Diebner, Joos, Geiger, Schumann, Esau, Bothe, Heisenberg i jeszcze kilku innych. To na dzień dzisiejszy jest pierwszy garnitur. Jest ich oczywiście znacznie więcej i to oni będą zajmować się badaniami. Trzeba jednak stworzyć strukturę nadzoru i koordynacji oraz oceny ich działań. Musi to być ktoś w cieniu, ale równie dobry jak ci, którzy stoją w świetle jupiterów. Już się pan domyśla ?

- Tak … Chyba tak.

- Tym kimś będzie pan. Stary, wypróbowany towarzysz i wierny obrońca führera. Sprawdzony w Coburgu, Monachium i ostatnio w czasie „Nocy Kryształowej”. Znający na wylot środowisko i będący w temacie. Jako oficjalny doradca naukowy SD. Na razie cywilny pracownik naszego aparatu, ale później zobaczymy.

- A konkretnie, co będę robił ?

- Będzie pan dostawał wyniki naszych sprawdzeń. Sprawozdania z badań i ich efektów. Będzie pan określał, czy i jak oraz ewentualnie kiedy, energię atomu da się wykorzystać jako broń. Jeżeli będzie trzeba, to i kierunki wszelkich działań prowadzących do tego celu. Przełożonym bezpośrednio  nadzorującym te czynności, działania i dostarczającym materiały, będzie obecny tu sturmbannführer. Oczywiście zgadza się pan ?

- Oczywiście !

-To bardzo dobrze. Najlepsi ludzie to ci, którzy są przekonani do tego co robią. Ale na mnie już czas. Sturmbannführer ! Proszę wyjaśnić resztę spraw naszemu  doktorowi i uzgodnić formy współdziałania. Powodzenia. Heil Hitler !

       Zamknęły się drzwi i znów popatrzyli na siebie.

- Więc co, panie doktorze ? Już pan wie …

- I nie ukrywam, że jestem zaskoczony. Dlaczego ja ?

- Gruppenführer już mówił. Jest pan starym, wypróbowanym towarzyszem. I zna się pan na tym, jak mało kto. Ale proszę uważać ! Zostaje pan właśnie dopuszczony do największych tajemnic Rzeszy ! Absolutna dyskrecja i buzia na kłódkę ! Rozumie pan ?

- Jak najbardziej.

- To znakomicie. Bo jakby co, to płaci się głową …

- Rozumiem. Nie zawiodę. Ale chciałbym też zauważyć, że sam nie dam rady. Muszę mieć chociaż jednego pomocnika, czy też  współpracownika, który będzie wykonywał czynności kancelaryjne, organizacyjne i sprawdzające. Takie, jakie wynikać będą z bieżących potrzeb i sytuacji, a mnie nie będą zbytnio odciągać od spraw naukowych.

- Pomyśleliśmy i o tym. Przewidzieliśmy to. Dostanie pan współpracownika. Chociaż to funkcjonariusz, w stosunku do niego będzie pan równy. Wszelkie potrzeby w zakresie jego działań proszę jednak kierować bezpośrednio do mnie. Zadania dla niego przekazywał będę ja. Tak będzie lepiej dla efektywności naszego zespołu. Zaraz zresztą go pan pozna.

       Telefon, który Moder wykonał, był jeszcze krótszy niż poprzedni. Tyle, że wtedy meldował się, stojąc na baczność. Tak, jakby rozmówca mógł go widzieć. Teraz zaś, niedbale siedząc w fotelu, rzucił do słuchawki tylko trzy słowa.

- Obersturmführer ! Do mnie !

       Nie czekali długo. Minęło niespełna pół minuty, gdy otworzyły się drzwi i do gabinetu wszedł mężczyzna pod czterdziestkę, równie szczupły i prawie tak wysoki jak poprzedni gość.

- Heil Hitler, sturmbannführer !

- Heil Hitler ! Poznajcie się panowie. To jest doktor fizyki Heinrich Reschke. A to, doktorze, pański nowy współpracownik … Obersturmführer Walter von Drebnitz !

 

       Nie pamiętał, aby kiedykolwiek wrócił do domu tak oszołomiony. Owszem, wracał już kilka razy na większym rauszu, którego nie dało się uniknąć po imprezach SA. Ale tak jak teraz ? Trzeźwy, a jednocześnie jak pijany ! Wszystkiego by się spodziewał. Nawet gromu z jasnego nieba. Ale nie tego …

       Następna myśl, jaka przyszła mu do głowy, była tylko jednym wyrazem. Katastrofa ! Przecież teraz nie może zabić von Drebnitza ! Dopiero zaczęło by się węszenie, dochodzenie, kto, jak i dlaczego. I diabli wiedzą, do czego by to wszystko mogło doprowadzić. A więc zemstę trzeba będzie odłożyć i to na czas nieokreślony.

       Po dłuższym zastanowieniu poczuł jednak ulgę. Przecież teraz będzie miał „cel” na wyciągnięcie ręki. Już mu się nie wymknie. Będzie go kontrolował i to na co dzień. A okazja kiedyś się trafi. Musi się trafić !

       Na razie jednak czuł, że osiągnął szczebel, o jakim mu się nawet nie śniło. Otrzymał dostęp do największych tajemnic III Rzeszy. Stałą przepustkę do gmachu SD. Gdyby jeszcze kilka miesięcy temu, ktoś mu przepowiedział taki rozwój sytuacji, uznałby go za niepoczytalnego. Ale teraz … Już miał do przemyślenia kilka spraw. Zwłaszcza po zapoznaniu się z pierwszym dokumentem, jaki został mu udostępniony. Dotychczas nie miał pojęcia, że już dwudziestego dziewiątego kwietnia doszło do tajnego spotkania najważniejszych w Niemczech fizyków, na konferencji zwołanej przez dyrektora Instytutu Fizyki i Techniki Rzeszy, profesora Abrahama Esau. Z nie mniejszym zdumieniem dowiedział się też, że i dla niego przewidziano zaproszenie. Cóż … Bezpośrednio po śmierci dziadka przebywał w Colonnowskiej, a konferencja była zwołana w trybie nagłym. A jeszcze ta nazwa. „Uranverein” ? Zdziwił się. Nie mogli dać jakiegoś neutralnego i nic nie znaczącego określenia ? Towarzystwo Uranowe … Przecież to od razu wskazywało na kierunek zainteresowań jego uczestników. No, ale skoro tak sobie wymyślili …  Nie będzie ich poprawiał. Niech się cieszą. A to, że postanowili utajnić wszystkie zapasy uranu w Rzeszy ? O ! To już jest piekielnie ważne !

 

       Lipiec 1939 – Opole.


       Jeździł tu coraz częściej, chociaż formalnie nie musiał. Fischer doglądał wszystkiego i właściwie obecność Henryka była zbędna. Informacji jednak było coraz więcej i już po raz kolejny Henryk wywołał spotkanie. A było co opowiadać,  oprócz obszernego pisemnego raportu. Mimo tego, że nie zdecydował się informować o powstałym w SD zespole do prac nad zagadnieniami atomowymi. Mimo tego, że nie zdecydował się informować o „Uranverein”. To były tematy zbyt gorące i śliskie, a Polska i tak nie była by w stanie w żaden sposób tego wykorzystać. A gdyby doszło do jakiegokolwiek przecieku ? Nawet nie chciał o tym myśleć. Nie na darmo i na „dzień dobry” Moder wbijał mu w głowę, że najlepszą ochroną tajemnicy jest sprawienie, aby nikt nie wiedział, że jakaś tajemnica w ogóle istnieje. Wtedy nikt jej nie szuka i nie próbuje rozwikłać. Tak więc te informacje Henryk zostawił tylko dla siebie. Skoro był jednym z kilku tylko jej dysponentów, ryzykować nie można było.

       Za to dostarczył wiele informacji o przyszłej wojnie. Przyszłej, ale pewnej. Decyzje bowiem praktycznie już zapadły. Trwa przygotowanie polityczne i propagandowe. Trzeba zneutralizować Rosję Sowiecką i zabezpieczyć zachodnie tereny Niemiec. Trwa badanie możliwości porozumienia się ze Stalinem. Kończy się budowę silnych umocnień przy granicy z Francją. Linię Zygfryda ! W stosunku do Polski będą ponawiane roszczenia nie do przyjęcia, jak przyłączenie do Rzeszy Wolnego Miasta Gdańska czy budowa przez terytorium Polski prowadzącej z Niemiec do Prus Wschodnich eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej. Będą prowokacje i krzyk o rzekomych krzywdach Niemców w Polsce. Mogą być napady na niemiecką mniejszość, rzekomo organizowane przez Polaków. To będzie pretekst do uderzenia ze wszystkich stron. Wszystkich, bo atak ruszy jednocześnie z Niemiec, Prus Wschodnich, okupowanych Czech i rządzonej przez księdza Tiso zwasalizowanej Słowacji. Nawet przygotowywany jest tam specjalny korpus słowacki, który uderzy wraz z Niemcami, w zamian za przyszłe korzyści terytorialne.

     - Mówisz korpus ?

- A tak. Pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, wspartych kilkoma eskadrami lotniczymi. Nawet wybrali już dla nich kryptonim. „Bernolak” !

- Ale, czy to wszystko jest pewne ? – głos łącznika wyrażał głębokie niedowierzanie.

- A opowiadałem wam kiedyś bajki ? Nie sprawdziło się coś z tego, o czym dotychczas informowałem ?

- Niby nie. Ale te informacje są wręcz fantastyczne.

- Fantastyczne to będziecie mieć miny, jak nie podejmiecie odpowiednich działań – tu Henryk był już sarkastyczny. - I to natychmiast. O tych planach mówią już  między sobą i to w poufnych rozmowach najwyżsi członkowie SD. A przygotowania są tak totalne, że nawet jeśli się obronicie, to tylko z najwyższym trudem.

- A ty niby skąd wiesz, co mówią najwyżsi członkowie SD ? I dlaczego mówisz „obronicie” ? Przecież do cholery pracujesz dla nas ? A może się mylę ?

- Spokojnie. Akurat wiem, co mówią w SD, ale nie mogę powiedzieć skąd. Wam się to nie przyda, a mnie mogło by narazić na cholerne niebezpieczeństwo. A, że powiedziałem „obronicie” ? Przecież ja w tej wojnie walczył nie będę ! Nie będę się też bronił, bo mnie osobiście akurat nikt nie będzie atakował. No, przecież nie przyjadę do Polski i na ochotnika zgłoszę się do polskiego wojska ! Przyjął by ktoś człowieka z niemieckim obywatelstwem ? Raczej by mnie zamknęli i to na długo. Jak podobno zamknęli Sosnowskiego !

       Zapadło milczenie. Zmierzyli się ciężkim wzrokiem i wreszcie łącznik zrozumiał.

- Przepraszam. Nie chciałem cię urazić. Ale zabrzmiało to jakoś tak …

- W porządku. Nic się nie stało. Ale uświadom kogo trzeba, że bez pomocy sojuszników, a zwłaszcza zdecydowanej postawy Francji, szybko możemy ponieść klęskę. Jeżeli ruszą na nas, a na zachodzie nie pójdzie na nich francuska ofensywa, potrwa to góra miesiąc …

- Nie przeceniasz ich siły ?  Myślisz, że my nic nie robimy ?

- Nie przeceniam. Nie będę się pytał o nasze siły, bo i tak pewno nie wiesz, a nawet jakbyś wiedział, to nie miałbyś prawa mi powiedzieć. Ale pomyśl … Na przykład na morzu. Ile Polska ma pancerników ? Bo ja wiem, że ani jednego. A krążowników ? Też ani jednego ! No to może niszczycieli czy okrętów podwodnych, co ? Z tego, co wiem, to po kilka. A Niemcy podobno mają parę razy więcej.

- Ale ta wojna będzie się toczyła głównie na lądzie …

- Niekoniecznie. A na przykład w powietrzu ? Ile Polska ma samolotów bojowych ? Pięćset ? Siedemset ? Też tego nie wiem, ale Niemcy rzucą do boju ze dwa tysiące. A propos … Mówi ci coś data 28 stycznia ubiegłego roku ?

- Prawdę mówiąc nic.

- To inaczej. Nazwisko Rudolf Caracciola ?

- A, już wiem ! Najsłynniejszy niemiecki kierowca wyścigowy.

- Właśnie. Tego dnia o którym wspomniałem, pobił rekord świata w prędkości na autostradzie. Mercedesem W 125 pojechał 432, 4 kilometra na godzinę ! A wiesz może, ile w wyciąga nasz myśliwiec P 11 c ?

- Nie mam pojęcia …

- A ja mam. Z materiałów do których przypadkowo miałem dostęp wynika, że to tylko 375 kilometrów ! Jednym słowem, Niemcy mają szybsze samochody, niż my samoloty myśliwskie !

- Ale to był chyba pojedynczy prototyp ?

- Owszem. Z tym, że od marca Niemcy wprowadzają do Luftwaffe nową wersję  Messerschmidta 109. Model E, który przekracza prędkość 500 kilometrów na godzinę. Nawet ich bombowce, jak na przykład Heinkel 111, wyciągają po 400 kilometrów i jakby co, spokojnie uciekną przed naszymi myśliwcami. Jednym słowem, wyeliminują nasze lotnictwo w tydzień. Piechotę i kawalerię będą roznosić z powietrza. A na lądzie pójdą czołgi. Na każdego polskiego po trzy. Albo cztery. Jak je zatrzymacie ? Czym ?

- Są przeciwpancerne armaty Boforsa.

- Ile ? Jak mobilne ? Ciągnięte jednym koniem żywym, czy kilkudziesięcioma mechanicznymi ? I jakim pancerzem chronione są ich obsługi ? Takim samym jak w czołgach ?

- Więc skazujesz nas na porażkę ?

- Jeżeli nie ruszą Francuzi, to na chwilę obecną niestety tak. Cała nadzieja w tym, że Niemcy są jak smok wawelski. Nie zatrzymają swoich apetytów. Zawsze będą chcieli więcej. I jak smok wawelski, kiedyś od tego pękną.

 

 

Komentarze