Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 48

 

       08 wrzesień 1944 – Rugia, poligon doświadczalny.


       Chcąc nie chcąc, wywołał tu radość. Tydzień temu, z więzienia Gestapo  zwolniono wreszcie inżyniera Freitaga i ten, ze zdwojoną gorliwością popartą przerażającą wizją ponownego aresztowania w razie opóźnień, wziął się do pracy.

Za kilka dni miał już wysyłać transport kształtek heksogenu na Rugię i zespół Schumanna mógłby rozpocząć końcowy montaż. Na razie jednak siedzieli w hangarze, po raz kolejny ćwicząc podłączanie zapalników von Ardenne do atrapy bomby. Przyjrzawszy się ich pracy, Henryk skinął na Schumanna.

     - To co, Erich ? Może się przejdziemy i własnymi słowami opowiesz mi na czym właściwie stoimy ?

- Chętnie. Przecież nie mamy nic do ukrycia, a nawet wprost przeciwnie. Mamy się czym pochwalić.

- A więc ?

- Pamiętasz, że tamta bomba, spod Kurska, była robiona na wariata, z użyciem trotylu i to w zwykłych kostkach ?

- No, jak mam nie pamiętać ? Sam opiniowałem, że nie ma prawa wybuchnąć. Ale ten pośpiech i polecenia samego führera zrobiły swoje.

- Właśnie. Teraz na szczęście sytuacja jest inna. Dopracowaliśmy szczegóły techniczne. Zastosowaliśmy zmodernizowane, stożkowe wkładki wzbogaconego litu – 6. Mamy wystarczającą ilość uranu 233. Będzie też heksogen w kształtkach sferycznych, składających się na idealną kulę. Jak piłka futbolowa. No i te nowe zapalniki von Ardenne. Testowaliśmy je już kilka razy. To musi zadziałać.

- A moc ? Jaką moc wybuchu przewidujecie ?

- Na razie około kilotony. Czyli równoważność eksplozji tysiąca ton trotylu. Wystarczy, jak na pierwszy raz. A poza tym …

- Co, poza tym ?

- Są powody, aby eksplozja nie była zbyt silna. Po pierwsze, nie możemy szastać uranem. Jedna próba, to za mało. Muszą być co najmniej dwie pozytywne, aby uznać, że projekt działa bez zarzutu. Potrzeba więc uranu również na drugą próbę. Tę drugą bombę też już montujemy.

- Rozumiem. Ale mówiłeś w liczbie mnogiej. O powodach. Jaki jest ten drugi powód ?

- KG 200 !

- Nie rozumiem. A cóż to znowu za cholera ?

- Supertajna jednostka Luftwaffe. Stacjonują niedaleko, w pobliżu Dranske, na przesmyku Bug. Mają tam swój pas startowy i bazę wodnosamolotów. Niedaleko od nas. Nie możemy więc narobić im szkód.

- Ulokować taką bazę pod naszym nosem ? Co za kretyn to wymyślił ?

- No, a kto mógł wymyślić ? Meyer !

- Gruby marszałek ? Göring ?

- Nie inaczej. To stało się całkiem niedawno, a jeszcze później się dowiedzieliśmy.

- Ale co im wpadło do głowy ?

- Znasz Baumbacha ?

- Obiło mi się o uszy. Zaraz … To chyba ten pilot, który zrzucał bombę pod Kurskiem ?

- Ten sam. Teraz jest dowódcą KG 200. Wiem o niej co nieco, bo sam zabiegał o znajomość z nami.

- Sam zabiegał ? A czy to nie jest podejrzane ? Powiadomiłeś o tym służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo naszego ośrodka ?

- Spokojnie. Nie denerwuj się. To wszystko z polecenia Göringa.

- Jakim cudem ?

- KG 200 wykonuje tajne misje. Różne. Nie znam żadnych szczegółów. Ale została ulokowana blisko nas, bo gruby marszałek ma plan.

- A ty znasz ten plan ?

- Ja ? Tak. A ty za chwilę też będziesz go znał. Wiesz, że mają na wyposażeniu bombowce B – 17, czyli amerykańskie „Latające Fortece” ?

- Żartujesz ?

- Wcale nie. Mają też B – 24 „Liberator” i brytyjskie „Lancastery”. Co najmniej kilkanaście takich właśnie amerykańskich i angielskich maszyn z różnych przyczyn lądowało na naszym terytorium, a załogi nie zdołały ich zniszczyć. Kilka z nich wyremontowano, wykorzystując części z innych rozbitych samolotów. I tu przychodzi czas na wielką grę marszałka. 

- Erich, co ty bredzisz ? Jaką znów grę ? Zacznij w końcu mówić po ludzku.

- Wiedziałem, że cię to zainteresuje. A więc do rzeczy. Jak myślisz ? Jak już będziemy mieć tę bombę, to jak zrzucimy ją na Londyn czy Moskwę ?

- Z tego co wiem, w Letov pod Pragą, w Protektoracie Czech i Moraw przystosowywany jest bombowiec Heinkla, He – 177.

- Mówisz, przystosowywany … A kiedy on będzie gotowy do użycia ?  I jak sprawić, aby go nie zestrzelono, gdy tylko znajdzie się nad Rosją czy Anglią ?

- Nie zastanawiałem się nad tym. A ty wiesz, jak to zrobić ?

- Ja ? Wiem i to od samego Baumbacha. To pomysł oficerów ze sztabu Göringa, chociaż grubas przypisuje go sobie. Trzeba będzie załadować bombę do B – 17 czy Lancastera i dołączyć z nią do jakiejś wracającej z nad Niemiec wyprawy. Amerykańska czy angielska maszyna, z odpowiednimi oznaczeniami, nie wzbudzi żadnych podejrzeń. W ciemnościach nocy nikt się nie zorientuje, że to obcy, nawet gdy nie odpowie na komunikaty radiowe. Może mieć przecież uszkodzoną radiostację. Nad wybrzeżem Anglii na pełnym gazie skręci na Londyn i po kilku minutach lotu zrzuci bombę.

- O kurwa ! A ta nasza bomba zmieści się do B – 17 czy Lancastera ?

- Na razie nie. Ale Baumach przekazał nam wymiary ich luków bombowych. Odpowiednio tylko zmniejszyć bombę i …

- Na Londyn ?

- Raczej najpierw na Moskwę. Führer podobno ciągle ma nadzieję dogadać się z Anglikami, gdyby tylko powstrzymać Rosjan.

- Ale na Moskwę B – 17 nie poleci !

- Poleci. Z lotniska w Prusach Wschodnich to tylko tysiąc kilometrów w jedną stronę. Poleci i wróci. W bezksiężycową noc. Po ciemku.

- Przechwycą go.

- Nie tak szybko. To nie to co u nas albo u Angoli, gdzie na kierunkach głównych wypraw stoi po kilkanaście radarów. Lecąc w ciemnościach, na dużej wysokości ma spore szanse. Nawet myśliwiec, w ogniu „Latającej Fortecy” szybko może marnie skończyć. A poza tym, to nie tak prosto zestrzelić samolot sojusznika. Trzeba by go najpierw zidentyfikować i powiadomić o tym ziemię. Ziemia musi potwierdzić zrozumienie komunikatu, a następnie chociaż chwilę się zastanowić. Najpierw prawdopodobnie wyda polecenie ponownej identyfikacji i dopiero po potwierdzeniu, ewentualnie wyda decyzję o zestrzeleniu, a co bardziej prawdopodobne, o próbie zmuszeniu intruza do lądowania. Decyzję, która w takich okolicznościach, być może zapadła by aż na samym Kremlu. Później znów tę decyzję trzeba przekazać myśliwcom w powietrzu. To trwa. Żaden sowiecki pilot sam takiej decyzji nie podejmie. W razie czego, zapłacił by głową i miałby dużo szczęścia, gdyby tylko dostał kulkę w potylicę. Prędzej zgniłby w jakimś zawszonym, syberyjskim łagrze za kołem podbiegunowym. W takim ich „lodowym krematorium” ! A ponadto …

- Co ?

- Jest też pomysł, aby na takim samolocie wymalować czerwone, sowieckie gwiazdy. Dopiero by zgłupieli. Strzelać, nie strzelać … A maszyna wciąż zbliżała by się do Kremla z prędkością 500 kilometrów na godzinę !

- Wszystko to piękne, ale przecież wiesz, że tak naprawdę, aktualnie nie pracujemy nad bombą lotniczą, chociaż można to przystosować również do zrzucania z samolotu.  Takie zadanie przewidziane jest w drugiej kolejności. Teraz pracujemy nad tym, aby przystosować nasz ładunek do przenoszenia przez V – 2.

- To nie takie proste. Jeszcze przecież ich nie ma w bojowym użyciu. Trzeba by się też zmieścić w limicie jednej tony, jak również w limitach gabarytowych. To dopiero melodia przyszłości. Roku, a może nawet więcej. Na razie musimy się modlić, aby pierwsza próba była udana. Dopiero później określimy, co dalej.

- To kiedy ją planujesz ?

- Jeżeli wszystko dobrze pójdzie i szybko dostaniemy heksogen, to myślę, że na początku października. Nie martw się. Będziesz przecież powiadomiony. I jak znam życie, przyjedziesz ją obejrzeć.

- Oczywiście. Ale spytam jeszcze o Trinksa. Nie widziałem go tutaj …

- Bo już go tu nie ma.

- Jak to nie ma ? I my nic o tym nie wiemy ?

- Wiesz, jak to u nas jest. Z jednej strony jest on głównie ekspertem od balistyki. Podobno jest bardziej potrzebny przy konstruowaniu nowych dział. Mówi się też, że Gestapo miało do niego jakieś zastrzeżenia. Już przed Kurskiem wyrażał się głośno, że ignoranci nie powinni decydować o terminach zakończenia prac doświadczalnych. Że nie powinni poganiać fachowców. Odnosiło się to oczywiście do führera. Na jakiś czas dano mu spokój, ale teraz go odsunięto. Już nie jest potrzebny. Jak to mówią - „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść” !

- Ale dlaczego nas o tym nie powiadomiono ?  I kto podjął taką decyzję ?

- Nie wiem. Widzisz, ile się tu dzieje za naszymi plecami. Nawet z tymi pomysłami Göringa. Wygląda na to, że wokół tego programu trwa walka o wpływy. Bo już niektórzy się zorientowali, że jest to program, który może ocalić Niemcy. A ci, którzy się pod niego podepną, mogą być następcami führera !

       Henryk nie zdążył już odpowiedzieć. Odwrócili się obaj, gdy usłyszeli ciężko nadbiegającego od budynku komendantury Bomkego.

     - Herr hauptsturmführer ! Chciałem zameldować, że przyszło polecenie z Berlina. Tu jest telegram do pana – wyciągnął dłoń z trzymaną w niej kartką. Mamy natychmiast wracać.

- Stało się coś ?

- Nie wiem. Telegram nic nie wyjaśnia. Ale podpisał go nasz szef, standartenführer Moder.

        Henryk przebiegł oczami krótki tekst. Nie było tam nic ponad to, co już powiedział Bomke. Trudno. Chciał jeszcze zobaczyć laboratorium, gdzie przechowywano kulkę uranu i stożkowo ukształtowane wkładki wzbogaconego litu – 6. Ale rozkaz nie gazeta ! Trzeba wracać. Na rano muszą być w Berlinie.

         Ale swoją drogą ciekawe … Bez przyczyny by go nie wzywano. Co się znów stało ?

 

       09 wrzesień 1944 – Berlin, siedziba SD.


       - Dzień dobry, Katherine ! Jest szef ?

- Dzień dobry, hauptsturmführer. Niestety, musiał wyjechać na pilną naradę do ministra Goebbelsa. Ale prosił, aby pan przystąpił zaraz do pisania sprawozdania z pańskiego wyjazdu.

- Do ministra Goebbelsa ? Czy my przypadkiem nie zamieniamy się w ministerstwo propagandy ?

- Pan jak zwykle żartuje sobie ze mnie, hauptsturmführer.

- Ja ? Z sekretarki szefa ? Gdzieżbym śmiał … A powie mi pani, co to za pilna narada ?

- Hauptsturmführer, wie pan, że nie powinnam …

- Ale chociaż może troszeczkę dla najbliższego współpracownika ?

- Właściwie, to wiem niewiele. Chodzi o jakieś nowe rakiety czy pociski. Wystrzelono je podobno po raz pierwszy. Jakieś nowe „V”.

- Dziękuję Katherine. Jest pani nieoceniona.

       Skinął jej głową z szerokim uśmiechem i pospieszył do swego gabinetu. To będzie pewno V – 2, konstrukcji von Brauna. Usiadł w fotelu i zamyślił się chwilę. Już przecież w latach 30 – tych informował o tym Warszawę. I nic ! Żadnego odzewu. Jakby grochem o ścianę. Nawet nie dostał żadnych zadań w tym kierunku. Fakt, że jego specjalizacja była inna, ale ocierał się przecież ostatnio o te zagadnienia. Tylko, że nie było ich komu przekazać …

        Ale może to i dobrze. W końcu, jeżeli o jakiejś tajemnicy wie dwóch, to znaczy, że o jednego za dużo. A jeszcze dokładając słaby punkt każdej siatki w postaci systemu łączności … A tak, jako samotny wilk, jest nie do rozgryzienia. Nie zostawia żadnych śladów, a to co robi, robi w białych rękawiczkach. I na wszystko jest logiczne i racjonalne uzasadnienie.

       Posiedział nieruchomo jeszcze przez chwilę. W końcu sięgnął po papier, wkręcił go w stojącą na biurku maszynę i zaczął pisać.

 

       Kończył już prawie, gdy zadźwięczał dzwonek telefonu. Sięgnął po słuchawkę. Znów usłyszał Katherine …

      - Tak, oczywiście. Ale proszę zapytać szefa, czy mogę przyjść za dwadzieścia minut. Myślę, że przez ten czas uda mi się zakończyć sprawozdanie.

       Chwilę czekał. Wreszcie decyzja zapadła i ponownie jego gabinet wypełniły dźwięki ostro stukającego, wysłużonego Remingtona.

 

     - No, wreszcie jesteś …

- Pisałem sprawozdanie, standartenführer. Tak szybko, jak tylko się dało.

- Wiem. Masz, siadaj i czytaj – Moder wyciągnął w kierunku Henryka kilka kartek. - A ja w tym czasie przejrzę twój raport.

       Potwierdziły się domysły Henryka. Siódmego września wystrzelono pierwsze bojowe V – 2, skierowane na Paryż. Brak było jeszcze ścisłych danych o zniszczeniach, ale już wiadomo, że były.

     - No i jak ? Mamy sukces V – 2 !

- Wstrzymał bym się standartenführer z oceną tego ataku. Faktyczne straty nie mogły być duże. Zwłaszcza na tak rozległym obszarze.

- No tak. Wiedziałem, że to powiesz. Gdyby tam była głowica atomowa …  Ale jak właściwie z tym stoimy ?

- Zawarłem wszystko w sprawozdaniu, standartenführer. I myślę, że za około cztery tygodnie doczekamy się pierwszego sukcesu. Prawdziwego sukcesu !

- To świetnie. Bo na ten sukces wszyscy czekamy. Chociaż, na początku będzie wiedziało o tym tylko niewielkie grono najbardziej zaufanych.

- To znaczy ?

- To znaczy, że na razie chwalić się będziemy tylko V – 2. Właśnie wróciłem z narady w tej sprawie, od ministra Goebbelsa. Pójdzie komunikat dla prasy, a kronika filmowa pokaże start rakiety. Z kamery daleko usytuowanej, aby nie było widać szczegółów. Naród potrzebuje wiary w zwycięstwo.

- Przecież nasz naród wierzy w zwycięstwo !

- Nie mów do mnie jak jakiś agitator. Obaj wiemy, że nie wszyscy i nie do końca.    I właśnie V – 2 ma teraz podnieść morale.

- A V – 3 ? Była o tym mowa i jakoś wszystko ucichło.

- Działo wielokomorowe ? To mrzonka kilku inżynierów, zupełnie nieprzydatna w warunkach bojowych. Wielkie, stacjonarne, bez możliwości zmiany kierunku ostrzału, skrajnie narażone na atak z powietrza. Czas załadowania wszystkich komór i odpalenia pocisku, to w najlepszym razie całe pięć minut, czyli dwanaście strzałów na godzinę ! No, gdyby to umieścić w jakimś wyjątkowo masywnym bunkrze, na wybrzeżu francuskim i ostrzeliwać Londyn … Spadało by nań 240 pocisków kalibru 150 milimetrów na dobę. Założenia były nawet takie, że w bunkrze umieści się baterię 25 luf, aby zapewnić szybkostrzelność całości na poziomie 300 strzałów na godzinę. Wyobrażasz sobie, co by się tam wtedy działo ? Każdy pocisk ważyłby przecież po 140 kilogramów.

- A doleciały by do Londynu ?

- Oczywiście. Pocisk opuszczał by lufę z prędkością około 1500 metrów na sekundę. Przy takiej prędkości dało by to zasięg nawet 165 kilometrów. Gdyby tak jeszcze strzelać przez miesiąc czy dwa …  Ale to utopia. Budowaliśmy już takie bunkry we Francji i uległy zniszczeniu. Anglicy bombardowali je najcięższymi posiadanymi przez siebie, specjalnymi bombami. Podobno miały po dziesięć ton. Ale teraz musimy się skupić na naszej V – 4. To jest nasze najważniejsze zadanie.

- Oczywiście. Ale zaczynają się przy tym dziać jakieś dziwne rzeczy.

- Co masz na myśli ?

- Napisałem to na trzeciej stronie. O Göringu i odsunięciu Trinksa.

- A tak … Wiem, co chcesz powiedzieć. Nie mamy na to wpływu.

- To jak wykonamy nasze zadanie, jak stracimy wpływ na program ?

- Spokojnie. Mamy bieżący kontakt z nadzorującym nas reichsführerem. Przez Grothmanna. Odsunięcie Trinksa zostało postanowione właśnie przez reichsführera. Jest już niepotrzebny. A gdy przyjdzie do fazy konstruowania wersji bojowej, ty zajmiesz najważniejsze miejsce. Przecież już o tym wiesz …

- Wiem. Ale nie myślałem, że kosztem Trinksa.

- Niczyim kosztem. Takie są decyzje z góry, a my jesteśmy tylko pionkami. Inaczej natomiast przedstawia się sprawa z Göringiem. Chce podkopać naszą pozycję, bo jego własna sięga już dna. I wymyślił sobie plan … Ale to mu się nie uda. Dobrze, że to wszystko opisałeś. Jeszcze dziś zamelduję o sprawie Himmlerowi. On już będzie wiedział, co z tym zrobić. A teraz rzecz następna. Pojedziesz na Dolny Śląsk.

- Dolny Śląsk ? Po co ?

- Trzeba tam zainstalować akcelerator cząstek. To nowa konstrukcja von Ardenne, który twórczo rozwinął projekt tego Norwega, Rolfa Wideroe. Grupa fizyków z Akademii Technicznej SS w Zellendorf będzie tam generowała wiązki elektronów.

- Ale w jakim celu ? Czemu to ma służyć ?

- Nie pytaj się mnie o takie rzeczy, bo sam tego nie rozumiem. Wiem, że mają tam produkować pluton. Podobno chcą też stworzyć jakąś antygrawitację …  Ale zadanie dla ciebie jest inne. Najpierw w Breslau zgłosisz się do gruppenführera Jakoba Sporrenberga. Tu masz adres. Nie jest to jego stałe miejsce pobytu, ale tam go znajdziesz za dwa dni. Gruppenführer jest odpowiedzialny za ochronę przemysłu i instalacji do badań na terenie całego Śląska. Bądź dla niego miły. To protegowany gauleitera Breslau, Karla Hanke, jednego z najbardziej zaufanych ludzi führera. Z Breslau pojedziesz na południe, w okolice Ludwigsdorfu. Jest tam kopalnia Wenzeslaus. Już o niej słyszałeś. Tam właśnie von Ardenne zainstaluje akcelerator. Najpotężniejszy w całej Rzeszy. I potencjalnie tak śmiercionośny, że ze względów bezpieczeństwa może być umieszczony tylko głęboko pod ziemią.

- To rozumiem. Ale moja w tym rola ?

- Zdziwisz się . Będziesz pilnował, aby nasz baron zbyt wiele nie zobaczył.

- Jak to nie zobaczył ? O co tu chodzi ?

- Normalnie. Ma widzieć i wiedzieć tylko tyle, ile jest niezbędne do prawidłowego wykonania zadania. Czyli instalacji akceleratora. Tylko tyle i aż tyle.

- To tak, jakbyśmy mu nie ufali !

- Bo i nie ufamy ! Jak wszyscy, był sprawdzany pod kątem lojalności, chociaż nie tak, jak ty. I są zastrzeżenia. Już von Drebnitz, jeszcze w zeszłym roku złożył sprawozdanie z analizy jego zachowania i osobowości. Sprawozdanie specjalnie opracowane przez naszych psychologów. Twierdzą oni, że von Ardenne dba tylko o swój prywatny interes i swoje badania. Nie negują, że to geniusz – samouk, ale egocentryk, skupiony tylko na sobie. Oczami wyobraźni można tu przyjąć nawet    i taką tezę, że gdyby Ruscy tę wojnę wygrali, to on pierwszy zgłosi się u nich do pracy. I wyśpiewa im wszystko, co wie !

- Standartenführer ! Niemożliwe !

- A jednak ! W związku z tym, ustalisz z gruppenführerem sposób postepowania z von Ardenne. On ma już nawet wstępny plan, jak to zrobić. Nie możesz tam jednak stracić zbyt wiele czasu. Pojedziesz więc na początek i na koniec instalacji. Takie sprawdzenie tematu, a później odbiór techniczny. O zadaniu nie możesz z nikim innym rozmawiać. Nawet Bomke, który ma cię tam chronić, nie może nic wiedzieć o celu wyjazdu.

- Chronić ? A w przypadku, gdybym teoretycznie zdradził lub miał wpaść w ręce wroga, zabić !

- A tak ! I byłoby to jego obowiązkiem. Rzesza w końcu jest ważniejsza od czyjegokolwiek życia.

 

       Idąc już korytarzem, Henryk nagle pomyślał o Clausie von Stauffenbergu. Czy on też zakładał, że Rzesza jest ważniejsza od czyjegokolwiek życia ? Nawet życia samego Hitlera ? Ciekawe, co by na takie pytanie odpowiedział Moder ? Ale przecież nie zada mu takiego pytania …

 

Komentarze