Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 51

 

       16 październik 1944 – Berlin, siedziba SD, gabinet Modera.


       - No, wreszcie jesteś. Co tam tak długo robiłeś ?

- Oberführer ! Musiałem zrobić wstępną analizę obu prób. Zajęło mi to zaledwie przysłowiowe 48 godzin. Uważam, że to i tak wyjątkowo szybko.

- Skoro tak mówisz … Nie mam do ciebie pretensji. Ale czas goni. A my mamy go coraz mniej.

- Wiem i dlatego moja analiza jest zaledwie wstępna. Na zaledwie kilkunastu kartkach i w brudnopisie.

- Na kilkunastu ? Nie na kilku ?

- Mniej się nie da, oberführer. Można by oczywiście zrobić skrót, ale byłby on kompletnie nieczytelny i nie ujmujący najważniejszych problemów.

- A kiedy napiszesz to na czysto ?

- Postaram się w jakieś dwa, trzy dni. Tak, jak mówiłem, jest to wszystko w brudnopisie. Pisane często skrótami. Trzeba to ubrać w zrozumiałą dla wszystkich formę.

- Czyli możemy przyjąć, że przez najbliższe dni napiszesz wersję oficjalną i ostateczną ?

- Napiszę wersję skrótową, z najważniejszych parametrów wybuchu i najważniejszych rozwiązań technicznych, które powodują, że w ogóle do niego dochodzi. Pełną wersję, naukową i dopracowaną, przedstawi doktor Schumann.

- W jakim terminie ?

- Sadzę, że upora się z tym do końca października. To bardzo skomplikowana sprawa.

- Do końca października ? To niemożliwe. Gruppenführer Kammler, a i sam reichsführer Himmler nie zaakceptują takiego terminu. Nie wiem nawet, czy przychylą się do 25 października.

- Oberführer ! Sprawa nie jest taka prosta. To nie tylko omówienie szczegółów konstrukcji, budowy i montażu bomby, przedstawienie parametrów i skutków wybuchu. To również opracowanie dotyczące perspektyw pozyskiwania przez nas materiałów promieniotwórczych koniecznych do budowy bomby. To również opracowanie koniecznych dla ich otrzymania przedsięwzięć technicznych i organizacyjnych. To na koniec opracowanie dotyczące perspektyw  zmniejszenia ładunku atomowego, pod kątem umieszczenia go w rakietach V – 2 i posiadanych przez nas samolotach. Tego nikt nie napisze na kolanie i od ręki. I praktycznie nikt inny, oprócz mnie i Schumanna.

- Dość ! Same trudności ! Powinieneś myśleć jak je pokonać, a nie usprawiedliwiać siebie i innych.

- Przepraszam oberführer, ale tym razem wyjątkowo się nie zgodzę. Tego nie napisze żaden inny naukowiec. Wszyscy są w swoich badaniach z tyłu. Nawet Heisenberg ! Gdybyśmy utworzyli - jak już proponowałem - jeden ośrodek, gdzie nad zagadnieniem pracowałby trust mózgów, można by tę prace podzielić pomiędzy kilku ludzi i zakończyć w dwa tygodnie. Jednak przy tej strukturze …

- Dobrze ! Do 25 października i ani dnia dłużej. Przekaż to Schumannowi. Lepiej niech dotrzyma terminu, bo może się znaleźć w takiej sytuacji jak von Braun.

- A co jest z von Braunem ? Przecież pracuje dla Rzeszy.

- Owszem, pracuje. Ale miał jakieś tam swoje mrzonki o pokojowych badaniach, o wysyłaniu człowieka w kosmos, a nawet na Księżyc. Do tego stopnia, że nawet w pewnej chwili przestał pracować nad nową, bojową rakietą. Marcowy pobyt w więzieniu gestapo w Stettin, chociaż krótki, przywrócił mu właściwe priorytety. Niech więc i Schumann uważa …

- Rozumiem. A co do terminów, miałem jechać do kopalni Wenzeslaus. Tej koło Ludwigsdorfu. Trzeba tam sprawdzić akcelerator von Ardenne.

- A tak, rzeczywiście. Więc chcesz jechać ?

- Raczej muszę. Trzeba wszystko sprawdzić. To jedyne w Rzeszy tej mocy urządzenie, za pomocą którego w dającej się przewidzieć przyszłości, można będzie wyprodukować pluton.

- Jeżeli źle pamiętam, to mnie popraw. Z uranu ?

- Tak. Poprzez bombardowanie jądrami deuteru. To nowa i wielce obiecująca technologia. Nasze najnowsze obliczenia teoretyczne wskazują, że w normalnych warunkach dla plutonu masa krytyczna osiągana będzie już poniżej 10 kilogramów. To szalony postęp w stosunku do uranu, którego trzeba mieć co najmniej 52 kilogramy. A jakby jeszcze wsadzić pluton do grubej, stalowej kuli … Wtedy wystarczyłoby już chyba nawet 5 kilo. Oczywiście, ten problem będziemy próbowali obchodzić poprzez wzmocnione rozszczepienie.

- A więc trzeba jechać. Zaraz po tym, jak na moim biurku położysz wstępny raport z Rugii.

-Jeszcze jedno, oberführer. Myślę, że pobyt w Wenzeslaus powinienem połączyć z wizytą w „Centrum”. To przecież tylko kilka kilometrów stamtąd. Dobrze byłoby zobaczyć, jakie są opóźnienia i w jaki sposób można by je pokonać. I kto jest za te opóźnienia odpowiedzialny …

- Słusznie. Przypadkiem zaś, nie chcesz odwiedzić naszego wspólnego przyjaciela ? Chociaż na godzinę ?

- Przyjaciela ? A o kim w tej chwili rozmawiamy ?

- O von Drebnitzu. Już w końcu września wyszedł ze szpitala. Teraz zaś przebywa w sanatorium, na turnusie rehabilitacyjnym. Niedaleko twojego celu podróży.

- Niedaleko ?

- Oczywiście. Jakbyś splunął. W Bad Salzbrunn, koło Waldenburga.

- Nie wiedziałem.

- Ja też. Mamy przecież ważniejsze sprawy na głowie od osoby naszego pechowego hauptsturmführera. Ale powiedziała mi sekretarka, zajmująca się kadrami. Trzeba wiec go odwiedzić. Dowiedzieć się, w jakim właściwie jest stanie, i kiedy wreszcie będzie mógł stawić się do roboty.

- Jawohl, oberführer. Ale skoro ma to być owocny wyjazd, to poproszę jeszcze o jedno …

- Mów !

- Skoro już będę w tamtych stronach, proszę o 24 godziny do mojej dyspozycji. Chcę pojechać do Oppeln. Pan wie, mam tam taką niewielką fabryczkę, pracującą zresztą na potrzeby wojenne.

- I …

- Chciałbym spotkać się ze wspólnikiem. Zobaczyć, jak to wszystko idzie. Niby dobrze, bo pieniądze spływają regularnie, a wspólnik jest bardzo solidny, ale – jak to mówią – pańskie oko konia tuczy.

- Dobrze. Masz więc te dodatkowe 24 godziny. Ale z niczym nie zwlekaj. Teraz nie jest czas na jakiekolwiek prywatne sprawy. Jak bardzo, już za dwa dni wszyscy oficjalnie się dowiedzą.

- Dowiedzą ? O czym ?

- O naszej, tak zwanej „V – 5” !

- V- 5 ? A mamy coś takiego ? Nigdy nie słyszałem.

- Bo i nie mogłeś słyszeć. To kreślenie pochodzi z otoczenia gauleitera Prus Wschodnich, Ericha Kocha.

- A co on ma do naszych tajnych broni ?

- Do broni nic. Ale to nie jest broń. Albo nie do końca. Już w lipcu Koch zaproponował führerowi utworzenie lokalnej milicji, mającej wspierać bojowe działania Wehrmachtu.

- Ale co to ma do V – 5 ?

- No, tak … Mam przed sobą umysł ścisły. Nie rozumiesz ? Żartowałem ! V – 5, to ironiczne określenie tych milicji. Oczywiście, nie będą się tak nazywać.

- Więc w Prusach Wschodnich powstają ochotnicze oddziały ? 

- Jakie ochotnicze ? Znowu nic nie rozumiesz. Powiem ci więc, ale buzia na kłódkę. Tworzone oddziały będą nazywać się na literę „V”. „V”, jak „Volkssturm” ! Służba w nich będzie obowiązkowa. Objęci nią będą wszyscy, którzy mogą nosić broń, mają od szesnastu do sześćdziesięciu lat, a z jakichś powodów nie są jeszcze w wojsku. A propos, pamiętasz jeszcze coś z historii ?

- Coś tam jeszcze pamiętam.

- To kiedy była bitwa pod Lipskiem ?

- O ile mnie pamięć nie myli, to w 1813 roku.

- Brawo. Do tego 18 października. Za dwa dni będzie dokładnie 131 lat. Ten dzień został więc wybrany nieprzypadkowo. Walczyły tam wtedy utworzone z wieśniaków i mieszczan oddziały Landsturmu. Walnie przyczyniły się do strategicznego zwycięstwa. Jednym słowem za dwa dni, 18 października, w Bartenstein oficjalnie ogłoszone zostanie powołanie oddziałów Volkssturmu.

- A co to za dziura ? I dlaczego nie w Berlinie ?

- To w Prusach Wschodnich. Nic ważnego, ani ciekawego. Ale mówiłem ci przecież, że to pomysł Kocha i dlatego właśnie tam. Powiem ci też więcej. Dekret o utworzeniu Volkssturmu führer podpisał już 26 września. Oddziały te podlegać będą reichsführerowi Himmlerowi, który został dowódcą Armii Rezerwowej. Już są tworzone i pierwszych 13 kompanii będzie zaprzysiężonych właśnie w Bartenstein. Będzie z tego audycja radiowa na całe Niemcy. Jadą tam wozy transmisyjne Poczty Rzeszy. A na trybunie będzie reichsführer, gauleiter Koch, feldmarszałek Wilhelm Keitel i generał Heinz Guderian, od blisko trzech miesięcy Szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych.

- To sama śmietanka !

- A tak. Ale na tym nie koniec. Volkssturm powołany będzie na całym terytorium Rzeszy. Podobne uroczystości na początek odbędą się jeszcze w Annabergu, w Kattowitz i w Breslau. Pokaże to wszystko Die Deutsche Wochenschau. Wielka propaganda doktora Goebbelsa.

- Ale niezbędna !

- Oczywiście. Trzeba rodakom dodać ducha. Teraz chyba rozumiesz, jaka jest sytuacja. W normalnych warunkach, nikt nie ucieka się do takich przedsięwzięć. Nikt nie powołuje pod broń dzieciaków i dziadków. I dlatego trzeba przyspieszać wszelkie prace przy naszym programie. Dlatego też odrzucamy wszelkie prywatne sprawy. Liczy się tylko zwycięstwo. Bo czeka nas zwycięstwo, albo … śmierć !

 

       27 październik 1944 – kopalna Wenzeslaus, okolice Ludwigsdorfu.


       Pamiętał sprzed ponad miesiąca olbrzymią, pustą grotę, o ścianach wyłożonych białymi kafelkami i namalowanymi fluorescencyjną farbą napisami. To, co zobaczył teraz, przekraczało granice wyobraźni. Grota szczelnie wypełniona była rurami, zbiornikami, przewodami wysokiego napięcia. Kręciło się tam paru inżynierów i techników w białych fartuchach, przeglądając zapisy urządzeń i perforowane karty rejestrujące aktywność akceleratora.

       Potęga ! Już zapoznał się z wynikami próbnego uruchomienia. To była nowa generacja ! Wiązka cząsteczek o mocy dotychczas nieosiągalnej, pozwoliła, jak czarodziejską różdżką, rozpocząć proces zamiany uranu 235 w pluton 239. Bez użycia stosu uranowego ! Inaczej mówiąc, reaktora – według terminologii Henryka. Oglądał urządzenie i brał go coraz większy podziw. Ten baron, ten von Ardenne, to cholerny geniusz. Samouk, ale geniusz. Mało kto w Rzeszy orientował się, że nie jest on żadnym profesorem. Nie jest nawet doktorem, choć tak go tytułowano ! Przez kilka semestrów chodził jako wolny słuchacz Uniwersytetu Berlińskiego na wykłady z fizyki, chemii i matematyki, lecz uznał, że to tylko strata czasu. No geniusz i tyle ! A jego patenty ? Po 1936 roku połowę z nich utajniono ! A teraz ? Taki akcelerator ! I jeszcze zapalniki implozyjne na podczerwień.

       Niesamowite. Henryk wiedział, że i on sam jest piekielnie zdolny. Tylko robota w SD i związany z tym brak czasu uniemożliwiały mu uzyskanie znaczących osiągnięć i patentów. Ale to co robił Manfred …

       Fakt, miał praktycznie nieograniczone możliwości, a pod opieką ministra Poczty Rzeszy Wilhelma Ohnesorge był ponad wszystkimi. Sam Ohnesorge zaś potrafił go docenić. W końcu, jak się ma czterdziesty drugi numer legitymacji NSDAP, to w tym kraju nie ma dla niego żadnych przeszkód. Gdyby chciał, mógłby być gauleiterem w największych i najważniejszych okręgach Rzeszy. Zadowalał się jednak byciem ministrem i to pozornie wcale nie najważniejszego resortu. Tylko prace prowadzone w nim zdradzały, jak ważne jest to stanowisko. A najważniejsze, że tam nikt by ich nie szukał ! Bo czy ktoś będzie prosił o szynkę w sklepie z butami ? Oczywiście, że nie. Henryk był więc pewien, że prowadzone w ministerstwie prace związane z fizyką jądrową, stanowią dla wroga nieprzeniknioną tajemnicę.

       Złapał się nagle na tej myśli. Przecież to on jest tym wrogiem ! I wie wszystko. Albo prawie wszystko. A, że nie jest w stanie nikomu tego przekazać ? No, cóż … Wiadomo, co by zrobiono z takimi informacjami ? A kanały łączności ? Gdyby tylko gdziekolwiek wypłynęły takie informacje, trafili by do niego jak po sznurku ! Byłoby zarówno po nim, jak i dostępie do tych informacji.

       Aż się wzdrygnął. Nigdy przy tym nie był, ale słyszał za pomocą jakich metod przesłuchuje się więźniów. Zwłaszcza takich, których podejrzewa się o zdradę. Wystarczy przypomnieć sobie von Drebnitza i jego metody. Sam był świadkiem, jak rugano go za zakatowanie więźnia na śmierć. Więźnia, który jeszcze mógł coś powiedzieć.

     - Sturmbannführer taki zamyślony …

Odwrócił się . Untersturmführer, inżynier Witte stał dwa kroki dalej. Należał do tych młodych wilków wierzących jeszcze niezachwianie w swoją przynależność do nadludzi oraz w geniusz führera. Pierś wypięta, ściśnięte pośladki i postawa na baczność. Twardy i sprężysty. Idealny produkt Hitlerjugend. Jeszcze nisko w hierarchii, ale … Trzeba szybko coś sensownego odpowiedzieć.

- Bo mam powód. Te wyniki dotyczące wiązki cząstek …

- Coś z nimi nie tak ? Są niesamowite !

- Owszem, są. Ale czy untersturmführer zwrócił uwagę na dziwną chorobę dwóch techników obsługujących akcelerator ? A nagła niedyspozycja inżyniera Hauera ?

- Może to symulanci ? Nie dorośli do idei führera i przestraszyli się ?

- Nie sądzę. Badał ich ktoś licznikiem Geigera ?

- Z tego co wiem, to nie. Ale swoją drogą, po co ? Wszyscy mamy tu kombinezony ochronne.

- Posłuchaj, untersturmführer. Promieniotwórczością zajmuję się od czasów studiów. Mam w tej dziedzinie kilka patentów. W zakresie ochrony przed promieniotwórczością też. I podejrzewam, że zostali napromieniowani, a urządzenie w tym stanie, w jakim jest podczas pracy, jest też zagrożeniem dla życia i zdrowia wszystkich tu obecnych. Nie mówiąc już o zagadnieniu wpływu pola elektromagnetycznego … Przecież to wciąż dziewiczy temat.

- Ależ sturmbannführer ! Nie mamy czasu na zabawy w bezpieczeństwo. Rzesza …

- Rzesza musi poczekać. Inaczej, po roboczym uruchomieniu akceleratora, mogą pozostać tu same zwłoki. Pańskie również. Kto wtedy poprowadzi dalej badania ? Trzeba więc to wszystko sprawdzić i policzyć. Jeżeli będzie trzeba, wprowadzić dodatkowe zabezpieczenia. Z ołowiu, albo nawet ze złota. Tu już nie ma żartów.

       Obserwował blednącą twarz Wittego. Dopiero teraz dotarło do tej mózgownicy, że zagrożenie jest poważne i sam może to również  przypłacić życiem.

- Przepraszam sturmbannführer. Natychmiast przekażę, aby chorych zbadano licznikami Geigera.

- Nareszcie. I niech to zrobią możliwie szybko. Może już świecą w ciemnościach …

 

       Wyniki przyszły po godzinie. Nie były dobre, tak samo jak pogarszający się stan techników. Henryk podejrzewał, że był to wynik działania skondensowanej wiązki, emitowanej przez cyklotron. Jeżeli tak, to będą tu mieli jeszcze mnóstwo roboty nad zapewnieniem bezpieczeństwa badań. Same doświadczenia i obliczenia mogą potrwać kilka miesięcy.

        Na nagłe pukanie do drzwi, Henryk odpowiedział już hasłem standardowym.

- Wejść !

       Do pokoju wsunął się, już pozbawiony wcześniejszej pewności siebie untersturmführer Witte.

- No, co tam ?

- Przepraszam, czy sturmbannführer zapoznał się już z wynikami ?

- Oczywiście. Teraz myślę nad metodologią badań i obliczeniami dotyczącymi elementów ochronnych.

- A czy mógłbym zaproponować pomoc ?

- Jaką pomoc ? Jest pan matematykiem ?

- Ja ? Nie. Ale kontaktowałem się już ze sztabem gruppenführera Kammlera. Mamy tu bezpośrednie połączenie. Mogą nam przysłać maszynę liczącą, „Z – 3”. To kilkanaście razy przyspieszy nasze obliczenia.

        „Z – 3” ? Henryk zamyślił się przez chwilę. Słyszał już o niej. Maszyna elektryczna konstrukcji inżyniera Konrada Zusego. Swego rodzaju pierwszy na świecie sztuczny mózg. Jest już używana w kilku biurach konstrukcyjnych. Miedzy innymi u von Brauna do wspomagania obliczeń wytrzymałościowych przy rakiecie V – 2 i w zakładach Messerschmitta, przy projektowaniu profilów skrzydeł najnowszych myśliwców. Tych odrzutowych i tych rakietowych.

- Znakomicie. Zakładam, że untersturmführer poprosił też o programistę, który będzie potrafił tę maszynę obsłużyć.

- Programistę ?

- A co ? Maszyna sama wszystko policzy ? Trzeba ją odpowiednio zaprogramować, uruchomić, a później zinterpretować wyniki.

- Cholera ! O, przepraszam sturmbannführer.

- Nie przepraszajcie, tylko myślcie. Musi tu przyjechać ktoś nowy. Jeżeli ma dostęp do tajemnic – jak to już mówią – „organizacji Kammlera”, to po kłopocie. Jeżeli zaś nie, to będzie problem. Chociaż słyszałem, że pierwszy programista jest niewidomy i pracuje na klawiaturze z alfabetem Braille’a .

- Niewidomy ? Dlaczego ?

- Zusemu chodziło o to, że nauka programowania trwa miesiące. Nie mógł więc ryzykować, że nauczy czegoś programistę, a kiedy ten będzie gotowy do pracy, powołają go do wojska. Tam nikt by tego nie zrozumiał, a chodziło też o tajemnicę. A teraz … Może też są i inni niewidomi. To by szalenie ułatwiało sprawę. Taki przecież niczego nie zobaczy.

- Jest pan genialny, sturmbannführer. Ja … Nie wiem jak mam dziękować.

- Nie musisz, untersturmführer. Obaj służymy III Rzeszy.

- Jawohl !

 

       Po wyjściu Wittego Henryk długo jeszcze myślał. Chyba nie zdążą. Będą musieli wykonać dodatkowe, doświadczalne uruchomienie cyklotronu, jeszcze raz przeprowadzić pomiary, obliczyć to wszystko, zaprojektować i zastosować dodatkowe środki zabezpieczające. No i nie wiadomo, czy będą mieli pod ręką niewidomego programistę. Za dużo tego. Z tej mąki nie będzie chleba. Albo raczej plutonu.

 

Komentarze