Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 57

 

       02 styczeń 1945 – Berlin, siedziba SD, gabinet Modera.


       - Szef pana prosi, sturmbannführer.

- Już idę, Katherine. Kazał zabrać ze sobą jakieś dokumenty ?

- Nie. Przynajmniej nic o tym nie mówił.

- Dobrze. Zaraz będę.

       Idąc krótkim korytarzem postanowił trzymać się swoich wczorajszych, nocnych myśli. Jakby się nic nie wydarzyło.

- Wzywał mnie pan, oberführer ?

- Wejdź. I siadaj. Napijesz się odrobiny koniaku ? Mam wrażenie, że obu nam to dobrze zrobi.

- Chętnie. Jeszcze wczoraj cały łeb mi pękał. Za dużo było tego wszystkiego.

- A o czym właściwie teraz mówimy ?

- O alkoholu oczywiście. Nie jestem przyzwyczajony. Ciało jeszcze funkcjonowało, ale głowa już nie. Czysta amnezja.

- A ja wszystko pamiętam.

- A co ? Mówiłem jakieś głupoty ?

- Ty ? Nie. Ale ja chyba tak.

- Prawie nic nie pamiętam. Słuchałem jeszcze życzeń Klotza, a później ? Tylko jakieś strzępy zdarzeń. Obudziłem się w domu, we własnym łóżku. Nawet nie wiem, kto mnie tam przywiózł.

- Porozmawiajmy poważnie. Nie możesz nic nie pamiętać.

- Ale akurat u mnie tak jest, oberführer. Majaczy mi się tylko, że siedzieliśmy gdzieś na podłodze, a pan mówił o jakichś tajnych samolotach i okrętach podwodnych. Ale to chyba nie może być prawdą.

       Umilkli. Długą chwilę Moder wpatrywał się w Henryka. Rzeczywiście nic nie pamięta, czy taki cwany ? A może się tylko przestraszył ?

- Ubieraj się !

- Nie rozumiem. Przecież jestem ubrany.

- Cieplej. Przejdziemy się.

 

       To nie była łagodna zima i śnieg skrzypiał im pod butami. Mroźno. Para szła z ust, gdy Moder podjął temat.

- Zdajesz sobie sprawę, że mam cię w garści ?

- Nie wiem o czym pan mówi, oberführer.

- O czym ? Raczej o kim. O twojej słodkiej Trudzie. Co ? Myślałeś, że nie wiem ? Oficer SD i była prostytutka ! Póki to było, jak to mówią – zaśmiał się ironicznie – „tylko dla jaj”, nie było w moim zainteresowaniu. Ale obserwuję cię od jakiegoś czasu i widzę, że zacząłeś się angażować.

- To moja prywatna sprawa, oberführer.

- Jeżeli chodzi o Rzeszę, to nie ma żadnych prywatnych spraw. Zdajesz sobie sprawę, że niemiecki oficer nie może się wiązać z taką osobą ?

- Wiem o tym. Ale jeżeli koniecznie chce pan wiedzieć, to rzeczywiście jest tak, jak pan mówił. Dla jaj. Nie mam czasu oglądać się za kobietami, a na zakonnika też jakoś się nie nadaję.

- Na zakonnika pewno nie. Ale ja mam nosa i swoje wiem. Powiedz, kręci cię ta mała ?

- Owszem. Jest dobra w tych sprawach. Ale to wszystko.

- Nie przekonałeś mnie. A co byś powiedział, gdybym nagle spowodował jej przeniesienie ? Gdzieś daleko od Berlina. Na przykład do Kolonii czy Monachium ?

- Myśli pan, że wpłynęło by to pozytywnie na moją pracę ? Śmiem wątpić. A panu przecież zależy, aby wszystko szło naprzód jak powinno.

- Zależy. Ale zastanawiam się, komu bardziej i na czym zależy.

- A konkretnie ?

- Konkretnie, to myślę, że za dużo powiedziałem ci w tym kiblu. I jakoś nie wierzę, abyś o tym nie pamiętał. Jeżeli więc złożysz komuś jakiś poufny czy oficjalny raport …

- Nie jestem z takich, oberführer. Jak trzeba, umiem zapomnieć o pewnych sprawach. Nawet o takich, o których nie słyszałem i o których nic nie wiem.

- Załóżmy, że tak jest. Ja też w takim razie zapomnę, że twoja słodka Truda miała ojca komunistę. A taka znajomość jest bardzo źle widziana. I kompromitująca. Tego nie ma w twoich materiałach. Na razie … Ale gdybyś był nierozsądny …

- Rozumiem. Nie wiedziałem o jej ojcu. Ale dziękuję, oberführer.

- Pamiętaj … Żebym i ja nie musiał sobie tego przypomnieć. Jedziemy na jednym wózku i jesteśmy na siebie skazani. Na dobre i na złe. Jakby co, ja będę pomagał tobie, ale i ty automatycznie jesteś zobowiązany do tego samego. Bo może być różnie. To będzie czas próby dla nas wszystkich. A ty … Masz być lojalny wobec mnie.

- Jestem, oberführer.

- Świetnie. Cieszę się, że pogadaliśmy sobie tak owocnie, bez świadków i ścian …

- Ścian ?

- Ścian, które mogą mieć uszy.

- Jak pański gabinet ?

- Więc jednak coś sobie przypominasz ?

- Coś tam mi świta …

- Tak myślałem. Ale to nic. Teraz obaj musimy się pilnować. A na dowód mojej dobrej woli i pomocy, powiem ci coś ważnego. Musisz uważać na Drebntza.

- A co on ma do mnie ?

- Decyzją gruppenführera Kammlera został mianowany dowódcą ochrony obiektu Centrum. I tak bardzo przejął się tą rolą, że dziś rano zażądał dostępu do teczek personalnych. Wszystkich, którzy tam pracują lub mają pracować. Również i do twojej.

- Nie mam nic do ukrycia. Jestem czysty. Więc moja teczka też musi być czysta.

- Na razie tak, ale co będzie później ? Ubabrać można każdego, a odniosłem wrażenie, że on chce zacząć właśnie od ciebie. Musisz więc uważać. To zazdrośnik, mściwy sadysta i psychopata. Niestety, w tej naszej robocie tacy też są potrzebni.

 

       07 styczeń 1945 – Berlin, siedziba SD, pokój von Drebnitza.


       Nie tak wyobrażał sobie sprawdzanie teczek personalnych. Przecież to powinno być robione na jedno pstrykniecie palcami ! Jest wojna i nie ma czasu na jakieś biurokratyczne pierdoły.

       A jednak ! Musiał napisać wniosek, który jeszcze trzy dni czekał na akceptację przez gruppenführera Kammlera. Całe trzy dni ! Dopiero więc wczoraj otrzymał zgodę. Nie oznaczało to jednak sukcesu, jakiego się spodziewał. Na miejscu były tylko teczki esesmanów pełniących bezpośrednią ochronę obiektu Centrum. Niektóre dawno nie aktualizowane. Szczytem wszystkiego była jednak teczka hauptsturmführera Krupińskiego. Przecież ta pedalska świnia nie żyła już od miesiąca ! Jego teczka powinna co najmniej cztery tygodnie temu wylądować w najbardziej ciemnym kącie archiwum, a według ewidencji, wciąż był szefem ochrony. Co za gówno ! Nie tego się spodziewał.

      Jeszcze gorzej było z personelem cywilnym. Okazało się, że ich teczki rozsiane były po całej Rzeszy, w terenowych oddziałach SD i Gestapo, które wcześniej sprawdzały ich lojalność i przydatność. W tej sytuacji von Drebnitzowi nie chciało się nawet myśleć, jak wygląda aktualizacja teczek personalnych naukowców i techników, którzy dopiero mieli być tam skierowani. Niby wykaz był już gotowy, ale razem było to prawie sto nazwisk. Oni też pracowali na całym terenie Rzeszy, czasem jeszcze w swoich macierzystych, cywilnych przedsiębiorstwach czy instytucjach i wcale nie było pewne, czy miejscowe służby bezpieczeństwa prześwietliły ich wystarczająco dokładnie. I czy w ogóle prześwietliły …

       To nie mogło tak być. Robota, którą zaplanował na tydzień, teraz jawiła się jako nie mająca końca biurokratyczna mitręga. Trudno ! Zrobi co się da. Wykona odpowiedni wykaz, a sekretariat niech roześle do realizacji. Niech ściąga teczki tu, na miejsce. Wtedy może wyrobi się do piętnastego stycznia.

       A później … Później osobiście wykona jedno sprawdzenie. Sprawdzenie, które miał wykonać już kilka lat temu.

 

       09 styczeń 1945 – okolice Sandomierza, wysunięta kwatera polowa Oddziału Specjalnego, przy Sztabie I Frontu Ukraińskiego.

 

       Ochraniany przez trzech enkawudzistów z gotowymi do strzału pepeszami, kurier specjalny z Kremla niespiesznym krokiem wszedł do pokoju. Na białym kożuszku nie nosił żadnych odznak, ale na jego widok poderwał się generał, dowódca oddziałów „Smiersz” całego I Frontu Ukraińskiego.

    - Witajcie Siergieju Aleksandrowiczu. Oczekiwaliśmy was już wczoraj.

- Witajcie, Fiodorze Wasilijewiczu. Macie tu jakąś gorącą herbatę ? Zmarzłem w samolocie.

- Siadajcie towarzyszu. Herbata jest. Nawet z „prądem”. Zaraz będzie  też coś do zjedzenia. Ale opowiadajcie. Co słychać w Moskwie ? Jak tam towarzysz Stalin ?

- Towarzysz Stalin pewną ręką prowadzi nas do zwycięstwa. A przyleciałem dzisiaj, bo jeszcze wczoraj wieczorem musiałem się u niego zameldować. Ustnie przekazał mi pewne dodatkowe polecenia, które mam z wami omówić osobiście i na osobności.

       Skrzypnęły drzwi. Generał dał znak i dwóch kucharzy w białych kamizelkach wniosło duży samowar, ustawiając go na środku stołu. Chwilę później przynieśli  jeszcze szklanki, talerze, sztućce, wazę z zupą i górę kanapek z kawiorem. Na koniec jeden z nich pojawił się znowu. Na srebrnej tacy wniósł butelkę mrożonej wódki i dwa kieliszki.

       Czekali w milczeniu, aż kucharz wyjdzie. Wreszcie kurier wyciągnął rękę i dotknął butelki.

     - Zimna … Dobra.

- No cóż. Z tym problemu nie ma. Zima tego roku jest tu prawie taka sama, jak i u nas.

       Roześmieli się obaj, ale kurier nie kontynuował familiarnego nastroju.

- No tak, towarzyszu generale. Mamy co zjeść i co wypić, ale są rzeczy ważniejsze niż wódka. Poproszę pierwszy kluczyk.

        Generał spoważniał. Rozpiął dwa górne guziki kurtki mundurowej. Na szyi widać było dwie tasiemki. Niebieską i czerwoną. Zdjął niebieską tasiemkę. Zawieszony na niej kluczyk pasował do kajdanek zapiętych na lewej ręce kuriera. Były tylko dwa kluczyki, które rozpinały te kajdanki. Jeden był w Moskwie, w sejfie osobistego sekretarza Stalina, Aleksandra Poskriebyszewa, drugi miał generał. Tylko te dwie osoby mogły więc uwolnić rękę kuriera od przypiętej doń stalowej walizeczki. No, chyba, że ktoś wykonał by tę operację piłą lub siekierą. Nie było to jednak potrzebne. Szczęknął zamek i po chwili walizeczka leżała na stole. Teraz nadszedł czas na drugi kluczyk. Tym razem generał zdjął czerwoną tasiemkę. Znów były tylko dwa takie kluczyki, lecz kluczyk generała idealnie pasował do zamka walizeczki i po chwili leżało przed nim kilka kartek papieru. Polecenia napisane były na maszynie, lecz kilka dodatkowych zdań na dole i podpis Stalina skreślone były odręcznie. Nie wiadomo, czy z chęci okazania szacunku dla przywódcy pod bacznym okiem kuriera, czy też mimowolnie, czytając te kartki generał aż wstał. Przysunął się bliżej zwisającej z sufitu żarówki, przeglądając otrzymane dokumenty. Przez chwilę jeszcze panowała cisza.

- Wy znacie te pełnomocnictwa, Siergieju Aleksandrowiczu ?

- Znam. Przekazał mi je osobiście towarzysz Stalin.

- Nie do końca rozumiem. Z jednej strony kajdanki, stalowa walizka i unikatowe kluczyki, a z drugiej strony polecenia ustne. Czy to się nie wyklucza ? Przecież mógłby was ktoś zmusić do mówienia.

- A widzieliście Fiodorze Wasilijewiczu tych trzech za drzwiami, z pepeszami gotowymi do strzału ?

- Obronili by was ?

- Nie. Zastrzelili, w przypadku najmniejszego podejrzenia o zdradę lub możliwość wpadnięcia w ręce wroga. A od nich wróg by się niczego nie dowiedział. Oni nic nie wiedzą.

- A walizka ? Przecież wróg by ją otworzył.

- Nic by mu to nie dało. Widzicie ten przycisk z boku ?

- Co ? Eksplodowała by ?

- Nie. Ale rozkazy napisane są na papierze łatwo rozpuszczalnym. A w walizeczce, w specjalnej szklanej fiolce jest kwas siarkowy. Wystarczy, abym nacisnął. Albo ktoś z eskorty.

- Rozumiem. Ale może wpierw coś zjedzmy. A później powiecie mi to, co macie przekazać ustnie.

       Usiedli. Nasycili pierwszy głód, wypili po kieliszku.

- A więc, Siergieju Aleksandrowiczu …

- Pełnomocnictwa poznaliście. Macie je mieć stale przy sobie. A w przypadku zaistnienia takiej potrzeby, okazać marszałkowi Iwanowi Koniewowi. Wtedy będzie musiał wam dać nawet i dywizję pancerną, jeżeli tylko tego zażądacie. Bo to będzie tak, jakby zażądał jej sam towarzysz Stalin. To się nie stanie oczywiście za trzy dni, chociaż wtedy ruszymy z nową ofensywą. Ale za trzy tygodnie ? Kto to wie ? Może wtedy już będziemy na tym Dolnym Śląsku.

- No właśnie. Mówiliśmy o tym z towarzyszem Berią. Miesiąc temu, gdy byłem w Moskwie.

- Sytuacja od tego czasu trochę się zmieniła. Nasza agentura pracuje na najwyższych obrotach. Ponieśliśmy ostatnio co prawda pewne straty. Siatka pracująca na kierunku Peenemünde została rozbita i to znów przez tę pieprzoną łączność radiową. Ale innej skutecznej metody szybkiego przekazywania informacji nie mamy, a ich służby radiometryczne są coraz bardziej skuteczne.

- Jakie jest więc rozwiązanie ?

- Nie ma. Musimy godzić się z tym, że część agentów wpadnie. Poświęcą życie dla idei zwycięstwa światowego proletariatu.

- A konkretne zadania dla nas ?

- Nasza agentura uzyskała ostatnio bezcenne dane. Wstępnie już zostaliście zapoznani z tą tematyką. Wróg dokonał dwóch udanych testów bomb atomowych. A właściwie urządzeń atomowych. Gdzieś nad morzem. Podobno na wyspie Rugia.

- Ale co my mamy z tym wspólnego ? Nacierać będziemy w kierunku Dolnego Śląska.

- Nie szkodzi. Na waszym kierunku jest poligon Ohrdruf. Daleko, ale na waszym kierunku. Podobno tam przeniesiono główne badania. Z tym, że to nie wszystko.

- Tak ?

- Z najnowszych informacji wynika, że najważniejszy jest Dolny Śląsk. Tam podobno budują najnowszą kwaterę Hitlera i jego sztabu. Tam w górach drążą sztolnie, które mają mieścić fabryki produkujące elementy bomb atomowych i infrastrukturę wzbogacania uranu. Mają one też stanowić olbrzymi schron przed ewentualnymi uderzeniami atomowymi aliantów. Schrony takie już zbudowano lub buduje się w kilku czy nawet kilkunastu tamtejszych miejscowościach.

- To zachodni kapitaliści zaszli już tak daleko ? Mogą mieć taką broń ?

- Na razie nie. Muszą jeszcze pokonać wiele trudności. Ale zarówno jedni jak i drudzy, cały czas nad tym pracują. I nie wiadomo, kto będzie pierwszy …

- A my ?

- My jeszcze jesteśmy jak te pijane dzieci we mgle. W przysłowiowej „czarnej dupie” ! I dlatego towarzysz Stalin oczekuje od was najwyższych poświeceń. Wszelkimi siłami i środkami, poprzez zwiad, zdjęcia lotnicze, przesłuchania jeńców i co tam jeszcze chcecie, macie ustalić miejsce, gdzie te wszystkie elementy się zbiegają. Miejsce, gdzie będą produkowane i ostatecznie montowane faszystowskie bomby atomowe. Nasz agent ustalił, że nosi ono kryptonim „Centrum”.

- To pewne dane ?

- Jak najbardziej. Mamy dobrze uplasowanego i wysoko postawionego agenta. Ale to nie wszystko. Agent ustalił też człowieka, który tym wszystkim kieruje.

- Profesor Heisenberg ?

- Nie. Ten jest tylko na pokaz. Odsunięty na boczny tor. Jest natomiast ktoś inny. Specjalnie trzymany w cieniu. Piekielnie zdolny. Doktor fizyki, a jednocześnie wysoki funkcjonariusz SD w Berlinie. Ustaliliśmy jego nazwisko. Nazywa się Reschke. Heinrich Reschke.

- Więc to jego mamy poszukiwać ?

- Nie tylko. Wszystkich, którzy związani są z tym programem. Ale tego w pierwszej kolejności. Ten jest najważniejszy.

- A jakieś bliższe namiary ?

- Tu jest – kurier ponownie sięgnął do walizeczki – dziesięć odbitek dokumentu z jego podobizną, jeszcze z czasów studiów w Berlinie. Dostałem je prawie w ostatniej chwili, już na lotnisku w Moskwie. Przywiózł je specjalny kurier od Poskriebyszewa. Niezbyt dobre, zrobione w pośpiechu i stąd z lekka zamazane, ale lepsze to, niż nic. Nasz manewrowy agent zdołał wykonać fotkę pierwszej strony jego teczki personalnej z uczelni, gdzie studiował. Niestety, na razie żadnych bliższych, a zwłaszcza aktualnych danych nie posiadamy. Z dokumentu jednak wiadomo gdzie i kiedy się urodził, dane rodziców, dane dotyczące studiów w Monachium i gdzie mieszkał podczas studiów w Berlinie. Do Berlina jeszcze tak szybko nie dojdziemy i to nie jest wasz kierunek, ale do Colonnowskiej, czyli tam gdzie się urodził, i tam gdzie mieszkała, a może i nadal mieszka jakaś jego rodzina, jak najbardziej. Z dokumentu wynika też, że miejscowość leży w tak zwanej rejencji opolskiej. Więc to już wasz kierunek, wasza działka i głowa. Gdyby tam nadal mieszkali, to trzeba dorwać rodzinę, przesłuchać, ustalić gdzie nasz ptaszek przebywa lub może przebywać. A i rodziny dobrze jest użyć na wabia. Jeżeli ojciec, matka czy jakaś tam siostra posiedzi w odpowiednim lochu, a nasz Heinrich kocha swoją rodzinę, to może i sam wpadnie w nasze ręce. Zresztą, nie będę was uczył. A co do zdjęcia, trzeba brać pod uwagę, że przez ponad piętnaście lat mógł się zmienić. Mógł wyłysieć, zapuścić brodę, wąsy czy zacząć nosić okulary. A może też i wszystko to na raz.

       Popatrzyli obaj na typowe, legitymacyjne zdjęcie niespełna trzydziestoletniego, krótko ostrzyżonego blondyna o przenikliwym spojrzeniu. Marynarka, biała koszula, ciemny krawat.

      - A to, co to za plama na jego krawacie ? Wstał dopiero od obiadu, czy co ? – generał zaśmiał się z własnego dowcipu.

- Nie doceniacie go towarzyszu. To odznaka NSDAP. Złota. Ustalili to nasi specjaliści od fotografii. To stary członek partii. Tacy lubią nonszalancję. Szarzy, szeregowi członkowie noszą znaczek w klapie. Ci najstarsi stażem, często noszą w krawacie. Taki fason.

- Więc ?

- Wiec sprawa nie będzie prosta. A wy, w przypadku uchwycenia jakiegokolwiek tropu, musicie użyć wszelkich sił i środków, aby wypełnić postawione zadanie. Po to właśnie otrzymaliście pełnomocnictwo samego towarzysza Stalina … Acha. Jeszcze jedno. Jeżeli traficie na jakiś trop, natychmiast meldować. Nie muszę chyba przypominać, że w sekcji łączności Sztabu Frontu zdeponowano pakiet z jednorazowym szyfrem, wyłącznie do waszej dyspozycji. Pamiętajcie. Jakby co, meldować ! Towarzysz Stalin bardzo nie lubi czekać. A jeszcze bardziej nie lubi, jak się przed nim cokolwiek ukrywa.

 

Komentarze