Przejdź do głównej zawartości

ATOMOWY POKER 85

 

       21 kwiecień 1945, rano – „Riese”, obiekt „Centrum”.


       Odpowiedź, która nadeszła z Monachium wprowadziła Henryka w gniew, a zarazem rozbawienie. Rzucił na biurko odszyfrowaną wiadomość, popatrzył chwilę przed siebie i sięgnął po papierosa. Bardzo rzadko to czynił, ale tym razem dał sobie dyspensę.

       Cholera ! Jak łatwo jest manipulować ludźmi ! Co prawda, czuł się odporny na takie sprawy, ale żeby usiłowano go podejść aż tak prostacko ?

       Wyciągnął rękę i przeczytał wiadomość jeszcze raz.

     „ 21 kwiecień 1945. Ściśle tajne ! Do sturmbannführera Heinricha Reschke. Gratuluję wykonania zadania numer 1. Za wykazane zaangażowanie i wkład pracy na rzecz zwycięstwa III Rzeszy, na mój wniosek i po uzyskaniu akceptacji führera, reichsführer SS Heinrich Himmler, z dniem 21 kwietnia 1945 roku awansuje sturmbannführera Heinricha Reschke na stopień obersturmbannführera, a oberführera Gerharda Modera na stopień brigadeführera. Jednocześnie zarządzam przyspieszenie prac nad zadaniami numer 2 i 3, o minimum 48 godzin. O terminie i sposobie odbioru wymienionych zadań powiadomię osobnym szyfrogramem. Heil Hitler ! Obergruppenführer Hans Kammler”.

       - Czyli marchewka mająca dopingować do większego wysiłku – pomyślał Henryk. - A w tle zarządzona operacja „ENDE”. Tak, aby nikt niepowołany się nie dowiedział. Stara zasada. Uśpić czujność i osiągnąć cel. A później Murzyn może odejść … Ale nie ze mną takie numery !

       Pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania.

- Wejść !

- Melduję się , herr doktor ! Coś złego ? – dodał spojrzawszy na leżącą na biurku kartkę papieru.

- Weź i przeczytaj Johann. Tylko później nie udław się ze śmiechu.

       Odczekał chwilę i gdy Bomke skończył czytać, zapytał.

- Co o tym sądzisz ?

- Gratuluję, herr doktor. O przepraszam, herr obersturmbannführer.

- Mówiłem, że masz się nie śmiać. Co o tym sądzisz ?

- Docenili pana. I oberführera Modera. Ale postawili też zadanie do wykonania. A ja nie wiem, czy to jest realny termin.

- Nie o to chodzi Johann. Popatrz na ten papier jeszcze raz. Wiesz, co oznaczają te awanse ? Chcą, abyśmy popadli w samozadowolenie. Chcą uśpić nasza czujność.

- Myśli pan, herr doktor ?

- Myślę ? Ja to wiem !

- A to przyspieszenie prac ? To jest z czymś związane ?

- Oczywiście. Już tylko ostatni głupcy lub fanatycy tego nie widzą. Rzesza się wali, chociaż wciąż jeszcze za takie stwierdzenie, wypowiedziane publicznie, jest się wieszanym na najbliższym drzewie czy latarni i to bez żadnego sądu. A skoro ważne jest nawet czterdzieści osiem godzin, to znaczy, że agonia się już rozpoczęła. Konwulsyjne, niekontrolowane ruchy. I trzeba dobrze się strzec, żeby z którejś strony nie oberwać.

- To co mamy robić, herr doktor ?

- Na razie jeszcze nic. Utrzymuj wszystkie dotychczasowe procedury. Prawdziwe niebezpieczeństwo zacznie się dwudziestego ósmego kwietnia. Wtedy, kiedy mamy zameldować o wykonaniu zadania 2 i 3.

- A zameldujemy ?

- Nie. Zameldujemy dwadzieścia cztery godziny po aktualnie wyznaczonym terminie, ale jednocześnie tyle samo przed pierwotnie wyznaczonym. Tak, aby się wykazać, a jednocześnie zbytnio nie narażać. I powiem wprost. Nie mam pojęcia co z tego wyniknie.

 

       23 kwiecień 1945, południe – Opole, dowództwo kompanii „SMIERSZ”.   

 

        - Wszystko to gówno ! Totalna klęska ! Nie dość, że stracili praktycznie całą grupę, to jeszcze nie zdobyli prawie żadnych informacji. Prawie, bo ten cholerny Miszin w newralgicznym momencie był oddelegowany do ubezpieczenia i z całego przesłuchania Niemców słyszał tylko przysłowiowe piąte przez dziesiąte ! - dowódca kompanii specjalnej, major bezpieczeństwa państwowego Walery Rogozin, jeszcze raz analizował krótki raport. Napisany prostym, żołnierskim językiem, pozornie zawierał najbardziej istotne dane, ale te szczegóły …

       Niby sporo było już wiadomo i to z samej obserwacji obiektu, ale o wiele spraw trzeba się jeszcze dopytać. No i te okoliczności zagłady grupy. To przecież niemożliwe, aby takie asy nagle zginęły, a tylko jeden, powszechnie oceniany jako najsłabszy z nich, chociaż wciąż bardzo dobry, ocalał.

       Sięgnął do telefonu.

- Przysłać mi tu Miszina. Jeżeli jeszcze śpi, obudzić i przysłać. Jak najszybciej.

       Tak … Spisali ich już na straty. Do tego z niewiadomych przyczyn. A tu nagle w nocy otrzymał meldunek, że przez linię frontu przekradł się żołnierz, podający się za sierżanta Miszina. Przywieźli go godzinę później i okazało się to prawdą. Głodny, wynędzniały i wychudzony, ale to on. I chociaż ze zmęczenia czy niewyspania słaniał się na nogach, Rogozin nie odpuścił.

- Wyśpicie się później, Miszin. Teraz zaś macie piętnaście minut na to, aby opowiedzieć mi wszystko w skrócie, a później przelejecie to jeszcze na papier. Dostaniecie kawę, abyście nie zasnęli. A raport pisemny chcę mieć najpóźniej za godzinę. Wtedy pójdziecie spać.

       Wiedział co robi. Pisany w stanie skrajnego zmęczenia, niewyspania i pod presją czasu, raport mógł zawierać szczegóły, o których żołnierz po prostu później mógł zapomnieć. Albo chciałby zapomnieć …

 

     - Towarzyszu majorze, sierżant Miszin melduje się na rozkaz !

- Siadajcie Miszin. Widzicie, ten wasz raport, napisany w nocy i na gorąco, nie zawiera wielu szczegółów. Opowiedzcie mi więc jeszcze raz, jak to się wszystko po kolei odbywało, a później napiszecie drugi raport. Tym razem obszerny i ze wszystkimi szczegółami. A na początek, jeszcze raz, dokładnie i szczegółowo … Pierwsze pytanie. Jak to się stało, że tylko wy ocaleliście ?

       Miszin wiedział, że ono padnie. Przedzierając się przez tydzień do swoich, kryjąc po lasach i chaszczach, pijąc wodę z górskich strumieni i  dojadając resztki żelaznej porcji uzupełnianej obgryzaną z drzew korą, poukładał sobie w głowie stosowną, wiarygodną historię. Zabrane nieboszczykowi buty i odznaczenie oczywiście porzucił gdzieś w lesie. Jeszcze by tego brakowało, aby z takimi trofeami złapali go Niemcy. Umierał by wtedy naprawdę długo i boleśnie. Lepiej o tym nawet nie myśleć. A jak ocalał ? Bardzo prosto. Po przesłuchaniu i zlikwidowaniu Niemców, został wyznaczony przez dowódcę jako tylna straż. Miał poruszać się pięćdziesiąt do siedemdziesięciu metrów za resztą grupy, prowadzonej zresztą przez dwóch zwiadowców. I kiedy nagle na  grupę spadł huragan ognia i ołowiu, on był właśnie z tyłu. Przypadł do ziemi niezauważony przez wroga. A, że nie otworzył ognia do napastników ? Było ich co najmniej ze trzydziestu ! A kto by wtedy przyniósł informacje o koszarach i otworach tuneli w zboczach góry Wolfsberg ? Nie mówiąc już o najważniejszej sprawie, czyli tajemniczym doktorze Heinrichu Reschke. No kto ?

     - Dobrze już Miszin. Rozumiem i nie potępiam. To teraz macie pół godziny na porządny posiłek i mocną kawę. A później siadajcie do raportu. Sadzę, że dwadzieścia kartek wystarczy. Od początku misji, każdy szczegół. Czas do 18.00.     I pamiętajcie … Szczegółowo !

 

       24 kwiecień 1945, rano – Opole, siedziba sztabu „SMIERSZ”.

 

       - No widzicie majorze ? Jak was przycisnąć, to zaraz są i wyniki. Co prawda gówniane i zdobyte kosztem nieproporcjonalnych strat, ale coś tam jednak jest. A ten raport dokładnie przepisany ? – potrząsnął kilkunastoma kartkami maszynopisu.

- Tak jest, towarzyszu generale ! Sam sprawdzałem każde słowo. A przepisać trzeba było, bo sierżant Miszin bazgrze, jak kura pazurem. Czasem trudno odczytać. Dodałem też swój raport z ustnego przesłuchania Miszina. Wszystko się zgadza.

- Zgadza się, mówicie ? To dobrze. Ale na parę pytań nadal nie mam odpowiedzi. Czy na pewno wszyscy zginęli ? Czy może ktoś jednak przeżył i w jakimś lochu jest teraz przesłuchiwany przez ich służby kontrwywiadowcze ? I jak to się stało, że grupa wpadła ? Tak głupio ! Przecież według tego raportu, wystrzelano ich podobno jak kaczki. We wcześniej przygotowanej zasadzce. Więc jak ? My jesteśmy tacy beznadziejni, czy szwaby takie doskonałe ? A może jednak był jakiś  przeciek informacji, albo czyjaś zdrada ? Rozważaliście ten wątek ?

- Rozważaliśmy, towarzyszu generale. Już po siódmym dniu misji, kiedy to ani nie nawiązali łączności, ani się nie przedarli, wszczęliśmy procedury sprawdzające. Nie wykazały zdrady czy uchybień. Raport Miszina też nie ujawnia takich przesłanek.

- Więc tak naprawdę gówno wiemy ? Tak mam to rozumieć ?

- Będziemy jeszcze raz wszystko sprawdzać, towarzyszu generale. Szczegółowo !

- Ech, wy … machniecie ręki  zakończyło ten wątek. - To teraz rzecz następna. Przenosicie swoją kwaterę bezpośrednio nad linię frontu. Na wprost tego kompleksu – sięgnął po okulary – jak mu tam ? „Wolfsberg” ! Dodatkowo dostaniecie pod swoje rozkazy pułk zmechanizowanej piechoty, wzmocniony kompanią czołgów i plutonem saperów. Opracujecie i przedstawicie mi do  zatwierdzenia plan stałych lotów zwiadowczych i  szturmowych w tym rejonie. Nic już nie ma prawa tam dojechać, a co najważniejsze, stamtąd wyjechać. A gdy już ruszymy do frontalnego ataku i zdarzyła by się jakakolwiek okazja, uderzać na tym odcinku mocno i zdecydowanie. Zająć obiekt i nie dopuścić tam nikogo oprócz naszych specjalistów, których zresztą osobiście wam przywiozę. Głową odpowiadacie za wykonanie tych zadań majorze.

 

        25 kwiecień 1945 – „Riese”, obiekt „Centrum”.


       Montaż ładunków 2 i 3 szedł znacznie szybciej, niż się spodziewali. Ładunek numer 1 leżał już w oddzielnej komorze, za pancernymi drzwiami, do których klucze miał tylko Henryk. Niby to  rozwiązanie było pewne, ale za radą Bomkego, odtąd stał tam już na stałe wartownik z bronią, wybierany spośród techników. Reszta ekipy krzątała się zapamiętale i widać było, że są to fachowcy najwyższej klasy. Niemieccy inżynierowie … Najlepsi na świecie. I gdyby nie ten głupi Adolf …

       Henryk w duchu uśmiechnął się do tej myśli. Głupi ! Ale też głupcami byli wszyscy, którzy za nim tak bezkrytycznie poszli. Jeszcze kilkanaście lat temu można go było spokojnie zatrzymać. Sami się przecież nie wybrali. Wystarczyło, aby w wyborach nie głosować na niego i tę jego partię. Byłby wtedy nikim. Pewnie dalej byłby pokój, a Niemcy by rozkwitały. Pewnie również i Polska. A tak …

       Nie ma co rozważać, co by było, gdyby … Jest tak, jak jest. Tu i teraz. A na razie można było tylko podziwiać ekipę, jaką tu zgromadzono. Naukowa i techniczna elita III Rzeszy ! Raz zobaczyli jak się to robi i wystarczyło. Mając w rękach plany i rysunki techniczne, zbytnio się nie spiesząc, wyprzedzali harmonogram już o dobre półtora dnia. Realnym stało się więc, że będą gotowi być może nawet na 27 kwietnia. Już za dwa dni !

       Niedobrze. Trzeba coś wymyślić.

 

       26 kwiecień 1945, wieczór – „Riese”, obiekt „Centrum”.


       Nikt nie był w stanie stwierdzić, dlaczego tak się stało. Fatum jakieś, czy co ?    I komu się to przytrafiło ? Samemu szefowi !

       Musiała to być jakaś niewidoczna gołym okiem wada materiałowa. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że w zamku pancernych drzwi do pomieszczenia ze wzbogaconym uranem ułamał się klucz ? Zgrzytnęło i koniec !

       Z chyba nawet nieco przesadnie demonstrowaną wszystkim i  niedowierzającą miną, Henryk wyciągnął z zamka pręt, na którym widać było resztki odłamanego skrzydełka klucza. Rób teraz co chcesz ! Zamek wspawany i zabezpieczony przed sforsowaniem, stal pancerna, wnętrze, dla ochrony przed promieniowaniem,  wypełnione ołowiem. Rygle grube na siedemdziesiąt milimetrów.

          To jest to ! Nawet najlepszemu spawaczowi zejdzie się tu co najmniej kilkanaście godzin. Czyli minimum do jutra.

 

       27 kwiecień 1945, południe – Waldenburg. 


       Pancerny pociąg, który w południe dotarł do stacji, wyruszył w drogę już trzy dni wcześniej. Mieli zresztą masę szczęścia. Dzień po ich wyjeździe, 25 kwietnia, zakłady Skody w Pilźnie przeżyły ciężki nalot bombowy zachodnich aliantów.

     - Nic dziwnego – jak stwierdził dowódca pociągu, sturmbannführer Lange. - Musieli wpaść na ślad poprzedniej kwatery Kammlera, jego biura konstrukcyjnego, tajnych broni i obecności samolotów KG 200. Chcieli to wszystko załatwić za jednym zamachem. Wszystko na raz, aby zapewnić sobie pełne bezpieczeństwo. 

- Chyba raczej zniszczyć, aby nie wpadło w łapy ruskich – osąd obersturmführera Volknera był bardziej rzeczowy.

- Możliwe, całkiem możliwe. Ale to już przeszłość. Teraz zaś zarządź najwyższy stan pogotowia. Przejdź się po wagonach. Sprawdź wszystko. Ja udam się do miasta. Jest tam nasza placówka i zamaskowany, tajny ośrodek łączności kryptonim „Rüdiger”, działający bezpośrednio pod rozkazami obergruppenführera Kammlera. Utrzymywany już chyba tylko dla naszego zadania.

 

       Obersturmführer Volkner wierzył w fuhrera. Gorąco i naiwnie, ale jednak. Wiarę swą wyniósł jeszcze z Hitlerjugend i tak mu już pozostało. Przecież führer jest genialny. Nie dopuści do upadku Rzeszy. Ona ma trwać całe tysiąc lat ! Więc trzeba wierzyć. Zwłaszcza teraz, kiedy to Kammler osobiście wysłał ich po jakąś specjalną przesyłkę. Podobno ostateczną i cudowną ! Mającą wreszcie zapewnić tak upragnione zwycięstwo.

       Po to też zestawiono ten specyficzny skład. Z przodu odkryty wagon z trzema zestawami poczwórnie sprzężonych działek przeciwlotniczych kalibru 20 milimetrów. Później pancerny wagon artyleryjski i opancerzona lokomotywa. Trzy opancerzone i przeznaczone na trzy ładunki wagony towarowe przedzielone dwoma wagonami remontowymi. I znów opancerzona lokomotywa, wagon artyleryjski i odkryty wagon z trzema zestawami działek przeciwlotniczych. Łącznie jedenaście spiętych ze sobą elementów, z działami 105 i 75 milimetrów wagonów artyleryjskich, dysponujących siłą ognia pełnej kompanii ciężkich czołgów. Na razie dojechali szczęśliwie. Atakowani z powietrza dwa razy, wspomagani podwójnie sprzężonymi przeciwlotniczymi działkami 37 milimetrów wagonów artyleryjskich, jeszcze na terenie Czech zdołali zestrzelić brytyjskiego de Havilland Mosquito. A już tutaj, dwa atakujące ruskie szturmowe Iły. Te ostatnie niedaleko, prawie na dojeździe do celu. Nie wiadomo jednak, czy nie pojawią się następne. Należy więc być czujnym.

 

     Pokonawszy zawiłą drogę i podwójne posterunki szczegółowo sprawdzające każdą literkę w posiadanym przez niego specjalnym upoważnieniu, dotarł wreszcie do serca obiektu.

       - Heil Hitler ! Jestem sturmbannführer Lange i przyjechałem z polecenia samego obergruppenführera Kammlera. Powiedziano mi, że macie z nim łączność. A ja właśnie oczekuję na jego bezpośrednie rozkazy.

- Przykro mi, sturmbannfuhrer, ale łączności z obergruppenführerem aktualnie nie mamy. Kierunek na Pilzno urwał się już 25 kwietnia, zaraz po bombardowaniu. A ośrodek monachijski w tej chwili nie ma z nim kontaktu – hauptsturmführer wygłaszający tę kwestię wyglądał na szczerze zmartwionego.

- Jak to nie ma kontaktu ? A kiedy będzie miał ?

- Nie wiadomo, sturmbannführer. Podobno Monachium robi co może.

- To co ja z kolei mam robić ? Skierowano mnie tu, abym odebrał ładunek z jakiegoś tajnego ośrodka. Dla bezpieczeństwa, nie wiem nawet gdzie jest ten ośrodek i co to właściwie za ładunek, choć podobno mający natychmiast odmienić losy wojny. A ma być gotowy i dostarczony do mojego pociągu już jutro.

- To przyjechał pan za wcześnie, sturmbannführer. Być może trzeba spokojnie zaczekać do jutra.

- Do jutra ? Człowieku, nie widzisz co się naokoło dzieje ? Ta sprawa czekać nie może !

- Z całym szacunkiem sturmbannführer, ale jest tak, jak powiedziałem. Mamy jeszcze łączność z ośrodkiem dyspozycyjnym w Monachium, ale oni dopiero lokalizują obergruppenführera. Ja tu nic więcej zrobić nie mogę. Ostatni kontakt mieliśmy z nim zresztą dwa dni temu. A teraz cisza.

- Co to był za kontakt ? O co chodziło ? 

- Nie wiem, czy mogę mówić, sturmbannführer. Były to polecenia dla jakiegoś hauptsturmführera von Drebnitza i tylko dla niego.

- Hauptsturmführer ! Działam z bezpośredniego rozkazu i osobistego  upoważnienia obergruppenführera Kammlera. Osobiście rozmawiałem z nim trzy dni temu. Proszę mówić !

- To były nowe wytyczne dotyczące operacji „ENDE”, ale nie wiem, o co w niej chodzi. Hauptsturmführer von Drebnitz ma z jej wykonaniem czekać na specjalny rozkaz od obergruppenführera. Gdyby zaś rozkaz taki z jakichkolwiek przyczyn nie nadszedł, a jednocześnie nie został zrealizowany odbiór trzech zadań, ma tę operację wykonać samodzielnie i niejako automatycznie zaraz po pierwszym maja. Ale też nie wiem, co to za zadania oraz kto i od kogo miałby  je odebrać.

- Trzech zadań ? A nie trzech ładunków ?

- Nie. W szyfrogramie była mowa o trzech zadaniach, więc to chyba jakaś inna sprawa. I o ile dobrze zrozumiałem, to jakby on miał je odebrać … Ale - jak już mówiłem - jakie i od kogo, tego nie wiem.

- A gdzie ja mogę spotkać tego von Drebnitza ? Bo ta trójka jakoś nie daje mi spokoju …

- Nie wiem. Przekazaliśmy tę wiadomość radiowo, do jakiegoś obiektu o kryptonimie „R”. Nie wiem gdzie on się znajduje i czym zajmuje.     

- Jasna cholera ! To co ja mam robić ?

- Myślę sturmbannführer, że może jutro wszystko się wyjaśni. Bo skoro właśnie wtedy miał się pan tu stawić …

 

Komentarze